Hawaii Five-0 w ostatnich odcinkach trzymało poziom, oferując dobrą rozrywkę i sprawnie opowiadaną historię. Dlatego tym bardziej rozczarowuje fabuła najnowszego, która jest odgrzewaniem niepierwszej świeżości kotleta. Tego typu wątki, gdzie zwykli ludzie popełniają przestępstwo, bo jakaś firma doprowadziła do choroby bliskich, były poruszane bardzo wiele razy w telewizji. Tak wiele, że ten odcinek wydaje się po prostu wtórną próbą wplecenia tego schematu w realia bohaterów. A szkoda, bo przez to jest nudno i przewidywalnie. W tym wszystkim cieszą detale, jak np. zmiana dynamiki duetów. Tani z Lou to sporo pozytywnej atmosfery i humoru. Szczególnie podczas przesłuchania japońskiego bandyty. Podobnie jest w sytuacji, gdzie Jerry wchodzi w paradę Steve'owi i Danno. Takie drobiazgi sprawiają, że odcinek ma swoje momenty. To dzięki temu oklepana historia staje się strawną, odmóżdżającą rozrywką. Nie ma tu ambicji, czy nawet próby zabawy schematem, ale to nie przeszkadza aż tak. Mam wielki problem z tym, jak twórcy banalnie wykorzystują ten odcinek do rozwoju postaci Adama. Kwestia jego wyrzutów sumienia przez to, że jego błąd mógł doprowadzić do tragedii, jeszcze jest zrozumiała. Obwinianie współpracowniczki i absurdalne zachowanie już nie. Końcówka to coś sprzecznego z jego charakterem. A do tego ukazano jego "szaleństwo" w sposób kiczowaty i nieusprawiedliwiony. Niby ostatnie, jeszcze bardziej łopatologiczne sceny mają nam wyjaśnić, że coś jest z nim nie tak, ale wiarygodności w tym za grosz. Twórcy dość siermiężnie starają się tworzyć problemy tego bohatera. Kiepski odcinek, który daje zaledwie solidną rozrywkę. Zbyt dużo nieporozumień, które psują wrażenie z przygód sympatycznych bohaterów. Kiedy najjaśniejszym punktem jest występ gościnny lubianego prawnika, to nie jest najlepiej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj