Kino akcji ma to do siebie, że w większości przypadków fabuła jest pretekstem do walk, strzelanin czy wszelakich pościgów. Bracia Mo w Headshot starają się troszkę wyjść ze schematu i podejść ambitniej. Nadają każdej postaci wyraźniejszy rys psychologiczny. Szczególnie głównemu bohaterowi, którego gra Iko Uwais z The Raid. Wygląda to tak, że jest on byłym mordercą gangu, który stracił pamięć, więc przez część filmu obserwujemy, jak uczy się życia w towarzystwie młodej lekarki. To na pierwszy rzut oka przypomina wiele klisz gatunkowych na czele z filmem Stevena Seagala pod tytułem Hard to Kill z 1990 roku. Jednak bracia Mo kształtują te poszczególne elementy w inny sposób, nadając im pewnej świeżości, charakteru i innego klimatu. Być może to wynika ze specyfiki ich indonezyjskiej kultury i światopoglądu. Czuć, że to naprawdę nieźle współgra z całą opowieścią. Całość rozwija się dość swobodnie, powoli, by z czasem nabrać wiatru w żagle i dać to, na co czekają fani kina akcji. A za walki odpowiada ekipa kaskaderów Iko Uwaisa, więc w zasadzie większość tych samych osób, które pracowały przy The Raid. Sęk w tym, że walki nie do końca powielają spektakularność tych ze wspomnianego hitu. W tym filmie chcą im w pewien sposób nadać większej autentyczności i charakteru. Nasz bohater choć wie, jak się bić, nie jest, mówiąc kolokwialnie, aż takim wymiataczem, jak bohater The Raid. To wszystko nadal jest efektowne, cieszące oko oraz podkreślają wybitne umiejętności w sztukach walki, ale jest inne, niż możemy oczekiwać. W zasadzie to też wynika z dwóch decyzji reżyserów o bardziej dynamicznej, ale wciąż dobrze trzymającego dystans pracy kamery (montaż jest swobodny, więc nie ma skakania i widać, jak walczą) oraz z ogromnej dawki brutalności. Ta momentami przekracza granice, która wyznaczyły obie części hitu Garetha Evansa. Są takie sceny, gdzie to przechodzi w pewną skrajność, więc jeśli ktoś nie preferuje tego typu zabiegów, może odczuć dyskomfort podczas seansu. Najlepsze jednak jest to, jak bracia Mo tworzą atmosferę tego filmu. Początkowo jest ona raczej spokojna, wręcz pozytywna i lekka, ale gdy akcja wchodzi w fazę niebezpieczeństwa i walki o życie, staje się ona niesamowicie gęsta. Są takie momenty starć, gdzie napięcie sięga zenitu i tworzy zupełnie inny wydźwięk scen, które choć same w sobie wydają się zwyczajne, dzięki klimatowi mają wyjątkowy charakter. Udaje się reżyserom stworzyć coś, co wyróżnia ten film na tle wielu współczesnych akcyjniaków, bo przez tego typu zabiegi poszczególne sceny są w stanie przyciągnąć, zaangażować i zapaść w pamięci.
Są jednak momenty, gdzie duet popełnia błędy. Czasem tempo siada, niektóre zachowanie bohaterów stają się dziwaczne, a w pewny sceny wkracza bolesny melodramatyzm, które psuje ogólne wrażenie. Taka skaza, która w pewnych fazach filmu wybija z rytmu i trochę niszczy jego strukturę. Niepotrzebnie zmniejsza napięcie i w zasadzie przedłuża coś, co powinno być zakończone kilka minut wcześniej. Headshot nie jest tak dobry, jak obie części The Raid, ale mamy do czynienia z bezapelacyjnie jednym z najlepszych filmów akcji roku. Mocny, z wyjątkowym klimatem i dobrze zrealizowanymi walkami. Czuć, że to taki akcyjniak, który jest w stanie dać też jakieś emocje, a nie tylko doznania wizualne.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj