Hell on Wheels w końcu daje Cullenowi pole do popisu. Kiedy jest spokojny o bezpieczeństwo rodziny, może powrócić na chwilę do swojego dawnego ja, by zrobić porządek, jak na prawdziwego twardziela z Dzikiego Zachodu przystało. Jednak pomimo tego powrotu nie jest to w pełni ten stary Cullen Bohannon, jakiego pamiętamy. Jest bardziej dyplomatyczny, stonowany i mniej impulsywny. Czuć to w scenie z szeryfem, który sam dostrzega, że ten Cullen nie jest tym, kogo znał.
Plan zaognienia konfrontacji z Campbellem (Jake Webber) i jego siepaczami okazuje się strzałem w dziesiątkę i ostatecznym podkreśleniem przemiany Bohannona. Przypomnijmy sobie jeden z odcinków 4. sezonu, gdzie Cullen doprowadził do brutalnej strzelaniny w środku miasta (aczkolwiek nie do końca ze swojej winy). Dlatego fakt, że tutaj przenosi to na pustkowie i doprowadza tam do walki, jest tak ważny dla rozwoju tego bohatera. Samo starcie jest miłe dla oka i odpowiednio brutalne. Szkoda jedynie, że szeryf czmychnął - ten wątek powinien zakończyć się w tym miejscu. Kolejne odcinki zapowiadają się lepiej, bo teraz piłeczka jest po stronie Cullena, Duranta i kolei. Campbell będzie mieć twardy orzech do zgryzienia, co może doprowadzić do interesujących sytuacji.
[video-browser playlist="633200" suggest=""]
Trochę dziwacznym i rzekłbym niepotrzebnym wątkiem jest romans Campbella z panią dziennikarz. Kompletnie to do tej kobiety nie pasuje i wydaje się wręcz wymuszone - szczególnie że wiemy o tym, iż jednak lubi kobiety. Wyjaśnienie tego, że zdecydowała się "spróbować mężczyzny", jest niespecjalnie przekonujące. Mam jednak nadzieję, że jest na to jakiś pomysł, który dopiero zacznie się kształtować w kolejnych odcinkach.
Czytaj również: "Godziny szczytu" - stacja telewizyjna kupuje serial oparty na filmie
Hell on Wheels w 9. odcinku nie pozwala się nudzić. Historia jest ładnie prowadzona, wciąga i solidnie bawi cały czas. Problem mam nadal z kompletnym zapomnieniem o tym, co się stało z Elamem - miało to wpłynąć na postacie, a niczego takiego ja tutaj nie widzę.