Żaden aspekt 10. odcinka Heroes Reborn nie jest w stanie porwać, wywołać emocji czy zaciekawić nawet w najmniejszym stopniu. Dostajemy znów to samo, czyli monotonię, wylewającą się z ekranu przeciętność i tak naprawdę nudę. Kompletnie zmarnowano potencjał scen w przyszłości, gdzie Erica stara się przekonać Tommy'ego do współpracy. Wszystko jest zwyczajne, poprawne i przewidywalne do bólu. Każdy kolejny etap jest tworzony po linii najmniejszego oporu - nic nie zaskakuje, po prostu twórcy opierają się na ogranych motywach, nie starając się opowiadać czegoś w swoim stylu. Nie wychodzą poza schematy, a przez to też zaczynają nudzić, bo nie dzieje się wiele, a historia nie angażuje. Niewiele zmienia wątek Miko, która dowiaduje się od Otomo o kolejnej misji. W gruncie rzeczy Otomo ma fajną moc i jej potencjał jest nieźle wykorzystywany w tym odcinku. Z jednej strony fajnie, że Miko ucieka z Tommym - pozostaje pytanie, czy Tommy w istocie uwierzył jej i dlatego zniknęli razem, czy może jednak chciał się pozbyć zagrożenia. Trudno powiedzieć tak naprawdę, bo ten odcinek sugeruje, że chłopak wierzył, iż przepowiednia to kłamstwo. Z drugiej strony całość kuleje pod względem scen akcji. Aktorka grająca Miko wygląda ładnie i tworzy sympatyczną postać, ale w scenach walk jest tragicznie sztuczna, co widać od początku serialu. Tutaj nic się nie zmienia, a jej ekwilibrystyczne wejścia à la anime są bardziej śmieszne niż efektowne. No url W teraźniejszości też jedna wielka nieangażująca sztampa. Całe zamieszanie z Noah, Maliną i Collinsem jest mdłe, oczywiste i wręcz męczące, bo twórcy opierają się znów na schemacie, którego nie potrafią sprzedać w atrakcyjnej formie. Powiem więcej - nagła zmiana stosunku Maliny do Collinsa jest dziwna i nieusprawiedliwiona. Nawet wielki finał z walką z burzą nie oferuje nic poza przeciętnością. Zero emocji, jedynie obojętność, bo wciąż obserwujemy nieciekawe postacie, które są źle rozpisane i nie są w stanie przekonać. Jedynym pozytywem jest tajemnicze zniknięcie Noah - gdyby to Tommy go zabrał, scenarzyści raczej nie robiliby z tego tajemnicy, więc tutaj jestem zaintrygowany. Sytuacja w ośrodku jest tak naprawdę najsłabszym wątkiem - i to z kilku powodów. Po pierwsze, infiltracja placówki odbywa się w sposób banalny i mało interesujący, a gdy dochodzimy do akcji, jest tak naprawdę zbyt prosto, nie ma napięcia ani elementów pobudzających ciekawość. Po drugie, ostatnią rzeczą, której ten niedopracowany serial potrzebuje, jest wątek miłosny. I to jeszcze pomiędzy postaciami, które są tak bardzo nieinteresujące. Nadal razi mnie fakt, że z uczciwego faceta, jakim był Parkman, scenarzyści zrobili czarny charakter bez żadnego rozsądnego usprawiedliwienia jego przemiany. Wielki finał z siepaczem Eriki rozmnożonym w armię miał być częścią emocjonującego cliffhangera, ale nim nie jest. Takie to wszystko mdłe i pozbawione ikry. Heroes Reborn w finale jesieni powinno zrobić to, co zrobiło w obu odcinkach osadzonych w przeszłości - zaangażować, wywołać emocje i zaciekawić intrygą. Tutaj tego nie robi; oferuje jedynie przeciętność opartą na nudnych postaciach i oczywistej historii, która nie ma nawet w najmniejszym stopniu zagmatwanej intrygi w stylu Herosów.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj