Heroes: Odrodzenie: sezon 1, odcinek 10 – recenzja
Ostatni odcinek serialu Heroes: Odrodzenie wyemitowany w 2015 roku to taka sama przeciętność jak przez prawie cały sezon. Rozczarowanie jest tym większe, że finały jesieni powinny być emocjonujące.
Ostatni odcinek serialu Heroes: Odrodzenie wyemitowany w 2015 roku to taka sama przeciętność jak przez prawie cały sezon. Rozczarowanie jest tym większe, że finały jesieni powinny być emocjonujące.
Żaden aspekt 10. odcinka Heroes Reborn nie jest w stanie porwać, wywołać emocji czy zaciekawić nawet w najmniejszym stopniu. Dostajemy znów to samo, czyli monotonię, wylewającą się z ekranu przeciętność i tak naprawdę nudę.
Kompletnie zmarnowano potencjał scen w przyszłości, gdzie Erica stara się przekonać Tommy'ego do współpracy. Wszystko jest zwyczajne, poprawne i przewidywalne do bólu. Każdy kolejny etap jest tworzony po linii najmniejszego oporu - nic nie zaskakuje, po prostu twórcy opierają się na ogranych motywach, nie starając się opowiadać czegoś w swoim stylu. Nie wychodzą poza schematy, a przez to też zaczynają nudzić, bo nie dzieje się wiele, a historia nie angażuje.
Niewiele zmienia wątek Miko, która dowiaduje się od Otomo o kolejnej misji. W gruncie rzeczy Otomo ma fajną moc i jej potencjał jest nieźle wykorzystywany w tym odcinku. Z jednej strony fajnie, że Miko ucieka z Tommym - pozostaje pytanie, czy Tommy w istocie uwierzył jej i dlatego zniknęli razem, czy może jednak chciał się pozbyć zagrożenia. Trudno powiedzieć tak naprawdę, bo ten odcinek sugeruje, że chłopak wierzył, iż przepowiednia to kłamstwo. Z drugiej strony całość kuleje pod względem scen akcji. Aktorka grająca Miko wygląda ładnie i tworzy sympatyczną postać, ale w scenach walk jest tragicznie sztuczna, co widać od początku serialu. Tutaj nic się nie zmienia, a jej ekwilibrystyczne wejścia à la anime są bardziej śmieszne niż efektowne.
W teraźniejszości też jedna wielka nieangażująca sztampa. Całe zamieszanie z Noah, Maliną i Collinsem jest mdłe, oczywiste i wręcz męczące, bo twórcy opierają się znów na schemacie, którego nie potrafią sprzedać w atrakcyjnej formie. Powiem więcej - nagła zmiana stosunku Maliny do Collinsa jest dziwna i nieusprawiedliwiona. Nawet wielki finał z walką z burzą nie oferuje nic poza przeciętnością. Zero emocji, jedynie obojętność, bo wciąż obserwujemy nieciekawe postacie, które są źle rozpisane i nie są w stanie przekonać. Jedynym pozytywem jest tajemnicze zniknięcie Noah - gdyby to Tommy go zabrał, scenarzyści raczej nie robiliby z tego tajemnicy, więc tutaj jestem zaintrygowany.
Sytuacja w ośrodku jest tak naprawdę najsłabszym wątkiem - i to z kilku powodów. Po pierwsze, infiltracja placówki odbywa się w sposób banalny i mało interesujący, a gdy dochodzimy do akcji, jest tak naprawdę zbyt prosto, nie ma napięcia ani elementów pobudzających ciekawość. Po drugie, ostatnią rzeczą, której ten niedopracowany serial potrzebuje, jest wątek miłosny. I to jeszcze pomiędzy postaciami, które są tak bardzo nieinteresujące. Nadal razi mnie fakt, że z uczciwego faceta, jakim był Parkman, scenarzyści zrobili czarny charakter bez żadnego rozsądnego usprawiedliwienia jego przemiany. Wielki finał z siepaczem Eriki rozmnożonym w armię miał być częścią emocjonującego cliffhangera, ale nim nie jest. Takie to wszystko mdłe i pozbawione ikry.
Heroes Reborn w finale jesieni powinno zrobić to, co zrobiło w obu odcinkach osadzonych w przeszłości - zaangażować, wywołać emocje i zaciekawić intrygą. Tutaj tego nie robi; oferuje jedynie przeciętność opartą na nudnych postaciach i oczywistej historii, która nie ma nawet w najmniejszym stopniu zagmatwanej intrygi w stylu Herosów.
Poznaj recenzenta
Adam SiennicaKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1972, kończy 52 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1969, kończy 55 lat
ur. 1969, kończy 55 lat