Przedostatni odcinek miniserialu Heroes: Odrodzenie jest praktycznie taki sam jak większość poprzednich. Cechują go: nuda, mdłe wątki obyczajowe, brak emocji i niewykorzystany potencjał.
Wątek Eriki i jej córki jest tym, co pogrąża 12 odcinek bardzo skutecznie. Dostajemy historię wtórną, pozbawiona ładunku emocjonalnego i - co najgorsze - opartą na tak sztucznym dramatyzmie, że trudno ogląda się wspólne sceny tych postaci. Relacja z córką to przykład tego, jak z pomysłu z potencjałem zrobić coś tak zwyczajnie złego. Zachowanie obu bohaterek jest nieprzekonujące, a całość można porównać do
Mody na sukces (w której tego typu zagrania są na porządku dziennym). Oczywiście jest też przewidywalność. Twórcy starali się sugerować porozumienie, ale robili to strasznie nieudolnie, bo z daleka było widać, jak to się zakończy.
Pewnego rodzaju plusem jest wyjaśnienie motywacji Eriki, dzięki czemu można zrozumieć, dlaczego tak fanatycznie podejmuje taką, a nie inną decyzję. Problem w tym, że coś takiego pokazuje się na początku sezonu, by postać nabierała wyrazu w trakcie rozwoju, a nie na sam koniec, gdy nie ma to już kompletnie żadnego znaczenia i sensu. Czy zmienia to cokolwiek w tej chwili? Dodaje zaledwie troszkę wyrazu i tyle. Tak czy inaczej - same retrospekcje na plus, bo są one najciekawszym aspektem tego odcinka.
No url
Czasem można odnieść wrażenie,że Tim Kring, producent wykonawczy
Heroes Reborn, zapomniał, czym mieli być
Heroes, którzy byli tak świetną produkcją w pierwszym sezonie dzięki udziałowi Bryana Fuller (twórcy
Hannibala). Takim sposobem dostajemy masę nieciekawych, mdłych obyczajowych scen, w których bohaterowie błąkają się po ekranie, sugerując napięcie i ważność wydarzeń, co jest kompletnie nieodczuwalne. Odnoszę się tutaj głównie do Tommy'ego i jego matki, bo przynajmniej w wątku Maliny dzieje się coś z sensem. Jednocześnie musieli to popsuć powrotem żony postaci granej przez Zachary'ego Leviego, która kontynuuje słabe wątki obyczajowe. Powrót stereotypowego młodego Japończyka niewiele tutaj zmienia, a postrzelenie ukochanej jednego z nowych bohaterów nie ma tak naprawdę znaczenia. Nie mogę powiedzieć, by którakolwiek nowa postać wzbudziła moją sympatię na tyle, abym mógł przejąć się jej losem.
O tym, jak popsuto postać Parkmana, można pisać bez końca, bo jest to największa zbrodnia serialu
Heroes Reborn. Zakończenie tego wątku jest takie, jak cała historia bohatera - przewidywalne, oparte na oczywistości, ale z tym wyjątkiem, że mimo wszystko trochę smutne. Los mu odpłacił za błędne decyzje w sposób okrutny i lepiej będzie, jeśli w finale już go nie zobaczymy. Szkoda, że tak zniszczono fajną postać i zakończono jej rolę w taki sposób.
Najgorsze w serialu
Heroes Reborn jest to, że w odróżnieniu od wielu innych produkcji - także tych słabych - po seansie wszystko ulatuje z pamięci. To źle świadczy o tym, co stworzono, bo po prostu nic tutaj nie ma ładunku emocjonalnego, aby widz mógł do czegoś wracać. Wszystko jest puste, a finał wcale nie zapowiada się lepiej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h