Hiszpańską księżniczkę nawiedziła zaraza, która udanie urozmaiciła fabułę nowego odcinka. Historia wciąż wypełniona jest wieloma wątkami romansowymi, ale twórcy nie boją się też podejmować innych tematów. I co najważniejsze tym razem nie odczuwało się nadmiaru treści. Oceniam.
W piątym odcinku
Hiszpańskiej księżniczki pojawił się jakże aktualny temat zarazy, która nawiedziła królestwo. Ten wątek raczej nie został pośpiesznie dopisany, gdy pandemia koronawirusa o mały włos nie wpłynęła na dokończenie prac na planie serialu w marcu, ponieważ dobrze współgrał z całą historią. Poza tym w tamtych czasach plagi często nawiedzały kraje, więc bardzo dobrze, że twórcy wykorzystali ten temat, aby ubarwić fabułę. A przy okazji też zmienić otoczenie, dzięki czemu bohaterowie mogli zawitać do Edynburga oraz kolejnej angielskiej posiadłość. Tym razem w rolę pałacu Hampton Court wcielił się piękny Charlecote Park, który pochodzi z XVI wieku. Nie tylko wspaniałe kostiumy i scenografia, ale też nowe lokacje wskazują, że w drugiej część serialu zwiększono budżet. To się opłaciło, bo wizualnie
Hiszpańska księżniczka prezentuje się znakomicie.
Akcja przeniosła się do pałacu Wolseya, dzięki czemu twórcy mogli zwrócić uwagę na bogactwa w jakich opływało się duchowieństwo w tamtych czasach. Bohaterowie słusznie kąśliwie dogryzali kardynałowi w stylu Margaret z pierwszego sezonu. Taki komentarz był potrzebny, bo dobrze wzbogacił fabułę, czyniąc ją bardziej pełną i wartościową. Natomiast sama postać Wolseya jest kłopotliwa do oceny. Z jednej strony wywiera ogromny wpływ na króla i bieg historii. Ale z drugiej strony to mocno drugoplanowy bohater, którego rolą jest stanie przy Henrym, który go za każdym razem wyprasza z pomieszczeń. Twórcy chyba to zauważyli, więc pozwolili
Philipowi Cumbusowi wcielającemu się w Wolseya zamienić kilka słów z Katarzyną. I była to nieprzyjemna rozmowa, która zdradzała nieprzychylność kapłana do księżniczki. Ta postać potrafi irytować, mimo, że na ekranie pojawia się rzadko. Ten balans jest zachwiany, ale ważne, że ten wątek oddziałuje na widzów.
Dzięki temu pobytowi w pałacu poznaliśmy prawdziwe oblicze Henry’ego. Winą za jego wrogie zachowanie wobec kobiet można było obarczać manipulującego nim Wosleya lub Francuzów, którzy zachęcali go do tego darami. Ale okazuje się, że tak naprawdę mamy do czynienia z mizoginią, którą kapłan podsyca. I to kolejny ciekawy temat, z którym w telewizji mamy rzadko do czynienia. I twórcy go bardzo dobrze rozwijają, ponieważ na przestrzeni kilku odcinków poznaliśmy jego genezę. Teraz nienawiść Henry’ego do kobiet coraz bardzo się nasila, co dodaje emocji. Nawet
Ruairi O'Connor odnalazł się w tej roli, lepiej rozumiejąc swojego bohatera, dzięki czemu wie, jak odpowiednio go grać.
Główna bohaterka przeżywa katorgi ze strony męża. Musi znosić nie tylko jego humory, ale też Bessie, która była z Henrym w ciąży. Trudno się ogląda Katarzynę, która jest tak tłamszona, a na dworze ma niewiele do powiedzenia. Scena, w której odbiera poród, a potem przynosi chłopca do męża wyzwalała wiele emocji i niepokoju. Ten wątek romansowy ewoluował w ciągu paru odcinków w mroczne rejony, dzięki czemu stał się intrygujący i ciekawi, jak dalej rozwinie się ta relacja.
Twórcy wychodzą poza schemat triumfującej miłości przy historii głównych bohaterów, ale to wciąż serial oparty na romansie, więc szczęścia zaznali Mary i Charles. Opierają się na kontraście między nimi, a Henrym i Katarzyną, co dobrze podkreśliło dramat postaci. W końcu też rozprawiono się z ciągnącym się od początku sezonu wątkiem Maggie i Thomasem Morem, którym kibicowaliśmy. Zaraza mogła ich ostatecznie zbliżyć do siebie, ale mężczyzna postanowił się wycofać z tego romansu. Te sceny smuciły, ponieważ między bohaterami była fajna chemia, a do tego aktorzy zagrali znakomicie i z sercem. To też jakaś odmiana w fabule, że poza zawieranymi małżeństwami z miłości lub bez niej dochodzi też do zwykłych rozstań.
Od początku drugiej części
Hiszpańskiej księżniczki wątek Meg jest mocno eksponowany. I bardzo dobrze, ponieważ
Georgie Henley jest świetna i co odcinek pokazuje, jak wielki aktorski talent w niej drzemie. Może, aż zanadto wczuwała się w rolę, gdy grała furię swojej bohaterki, ale wyszło jej to prawdziwie i żywiołowo. Postać nie zachowuje się, jak delikatna księżniczka z zamku, ale walczy o swoje racje mimo, że nie ma za wiele argumentów po swojej stronie. To miła odmiana na tle pozostałych bohaterek.
Najnowszy odcinek
Hiszpańskiej księżniczki był interesujący, dzięki pladze. Szkoda, że jeszcze bardziej twórcy nie rozwinęli tego tematu, aby widzowie mogli się przekonać, jak to kiedyś przebiegało, choćby ze strony lecznictwa. Fabuła znowu była wypełniona mnóstwem wątków i zagadnień, ale nie odczuwało się przesytu. Historia rozwijała się mniej chaotycznie, dzięki różnym lokacjom, w których znajdowali się bohaterowie, więc łatwiej było się też wczuć w ich emocje. A gama uczuć, które wywoływał ten epizod była naprawdę szeroka, choć nie były one zbyt silne. To był solidny odcinek, który w żaden sposób nie zniechęcił do kontynuowania oglądania serialu. Oby tylko twórcom nie zabrakło pomysłów w końcowej fazie sezonu, które tak skutecznie urozmaicają fabułę.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h