Finałowy odcinek Hiszpańskiej księżniczki przyniósł w miarę zadowalające zakończenie tej pełnej dramatów historii. Jednak pozostaje niedosyt, że fabuła urywa się w takim miejscu, w którym wciąż pozostawało wiele do opowiedzenia. Oceniam.
Dotarliśmy do końca historii o Katarzynie Aragońskiej w
Hiszpańskiej księżniczce. Nie był to happy end, bo główna bohaterka opuszczała pałac przegrana. Opuścili ją niemal wszyscy, choć poniekąd sama też była sobie temu winna. Jej romans z Henrykiem rozpoczął się od kłamstwa, które ostateczne wyszło na jaw, dzięki czemu fabuła zatoczyła koło. Scena Katarzyny z Henrykiem, gdy w końcu prawda ujrzała światło dzienne była bardzo uczuciowa i pełna dramatu, smutku i desperacji.
Charlotte Hope i
Ruairi O'Connor w tej finałowej konfrontacji ich bohaterów zagrali znakomicie. Dokładnie tak, jak na punkt kulminacyjny całej historii przystało. Szkoda tylko, że miejsce tego ważnego momentu było niezbyt urokliwe, co zmniejszało siłę tej emocjonalnej sceny.
Przyczyną tych wydarzeń była Lady Pole, którą też wszyscy opuścili i zdradzili. W gronie tych osób był nawet jej syn, co też poruszało i dostarczyło kilku chwil napięcia. Zdesperowana i przyparta do muru Maggie postanowiła wyjawić Henrykowi prawdę o dziewictwie Katarzyny. Uczyniła to bezwzględnie kierowana chęcią zemsty, co nie przysporzyło jej sympatii widzów. Ale z drugiej strony nietrudno ją zrozumieć, ponieważ ta bohaterka też przez te dwa sezony się nacierpiała. Twórcy podkreślili jej przemianę za pomocą czarnej sukni, którą Maggie nosiła w tym odcinku. Dzięki temu rzeczywiście zaczęła nieco przypominać lady Margaret, czyli babcię Henryka. Ale pod względem zachowania czy działań podobieństwo jest raczej niewielkie. Obie bohaterki to dwie niezależne postacie, więc raczej powinniśmy podejść do tego porównania z dystansem.
Z kolei Meg wzięła sprawy w swoje ręce i została regentką Szkocji. Podporządkowała sobie klany, a nieposłusznych poddanych ukarała. W końcu też pokonała Angusa i to w bardzo widowiskowy i wybuchowy sposób, bo za pomocą armat. Było w tym dużo szaleństwa, ale w końcu to domena Tudorów.
Georgie Henley czuła się w tej roli najwyraźniej jak ryba w wodzie, bo była bardzo przekonująca, grając całą sobą. Bohaterka postawiła na swoim, a zakończenie tego wątku pasowało do niej.
Katarzyna w ciągu tych dwóch części
Hiszpańskiej księżniczki dużo przeżyła. Dzielnie walczyła o pozycję na dworze, potem o miłość Henryka. Miała przeciwko sobie Margaret, a potem Wolseya. Straciła dziecko i kilkukrotnie poroniła, co było bardzo przykre. Niemal wszyscy się od niej odwrócili, poza Liną, której wątek zszedł na drugi plan w tym sezonie, więc nie męczył mdłymi scenami. Natomiast Katarzyna opuszczała dwór z podniesionym czołem, pogodzona z losem i Bogiem. Symbolicznie również wypuściła na wolność ptaka z klatki. Z historycznego punktu widzenia jest to nie prawda, ponieważ Katarzyna Aragońska została wygnana. Jednak twórcy postanowili dać jej nieco bajkowe zakończenie, aby widzowie nie czuli się rozczarowani i zbyt przybici. Nie był to zły pomysł, bo podsumowywało całą historię, a słowa z listu, które słyszmy w tle pochodziły w dużej mierze z autentycznych zapisków królowej. Mimo wszystko to pożegnanie aż tak nie satysfakcjonuje.
Zakończenie serialu wydaje się być niepełne, a wręcz urwane. W końcu sprawa małżeństwa Henryka VIII Tudora z Katarzyną Aragońską doprowadziła nie tylko do jego unieważnienia, ale rozłamu w Kościele rzymskokatolickim, a w rezultacie ustanowienie Kościoła anglikańskiego. Wątki Lady Pole, More’a, Wolseya, małej Marii i nowej miłości króla, czyli Anne Boleyn, miały jeszcze duży potencjał do rozwoju. Jeszcze wiele pozostało do opowiedzenia, a namiastkę tego mieliśmy, gdy Katarzyna celowała do kochanków z kuszy, co przyniosło trochę emocji. Z drugiej strony to w tym miejscu kończy się historia tytułowej księżniczki, a tak naprawdę królowej Anglii. Jest to jednak gorzkie pożegnanie, które sprawia wrażenie zbyt pospiesznego, co nieco rozczarowuje.
Ostatni odcinek drugiej części
Hiszpańskiej księżniczki był w miarę zadowalający, jak na finał serialu. Aktorzy zagrali bardzo dobrze i wiele się w nim wydarzyło, choć emocje nie sięgały zenitu. Olśniewające kostiumy, jak zwykle imponowały. Warto zwrócić uwagę na ostatnią suknię i nakrycie głowy, w jakiej zobaczyliśmy Katarzynę. Nawiązuje do jej najbardziej znanego wizerunku, co stanowi świetny hołd, który twórcy złożyli tej historycznej postaci.
Druga część
Hiszpańskiej księżniczki była ciekawsza niż poprzednia. Choć wątek romansowy wciąż dominował, to pojawiło się wiele innych, które udanie wzbogacały fabułę. Katarzyna z Henrykiem walczyli o męskiego potomka, co wywoływało wiele emocji. Bohaterowie się rozwijali, zmieniali i stawiali czoła przeciwnościom losu, jak i swoim przeciwnikom. Drugi sezon wydaje się pełniejszy ze względu na różne wydarzenia, z którymi mierzyli się bohaterowie, jak plaga, bunty czy działalność heretyków. Nawet obejrzeliśmy nieco podkolorowaną, ale efektowną bitwę pod Flodden Field. Znowu oglądaliśmy wiele knowań i jeszcze więcej polityki, dzięki czemu pojawiły się kolejne postacie znane z kart historii. Twórcy też sprytnie wykorzystywali fakty historyczne, aby fabuła była interesująca, wielowymiarowa i kompleksowa. Widzowie nie mogli narzekać na nudę.
Historia Katarzyny Aragońskiej w interpretacji
Hiszpańskiej księżniczki okazała się bardzo ciekawa. Nie tylko główna bohaterka ewoluowała, ale również sam serial. W pierwszym sezonie balansował na granicy romansidła, a w drugim pokazał cały potencjał fabularny, nie bojąc się trudnych tematów, których nie oglądamy za często w telewizji, co warto docenić.
Hiszpańska księżniczka była przyzwoitym serialem, któremu warto było poświęci czas i uwagę.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h