Alfred jest tuż po premierze "Północ, Północny Zachód" i poszukuje inspiracji do swojego następnego projektu. Jego uwagę przykuwa powieść "Psycho" Roberta Blocha. Rozpoczyna się gra z producentami o zgodę na realizację adaptacji. Zadanie jednak jest utrudnione, gdyż wytwórni nie podoba się tematyka książki.
Kulisy powstawania jednego z ikonicznych dzieł kinematografii ogląda się z zainteresowaniem. Dostajemy przekrój problemów związanych z produkcją oraz nietypowe spojrzenie na proces twórczy reżysera. Niezmiernie ciekawym jest zwłaszcza moment, w którym poznajemy kulisy kręcenia słynnej sceny pod prysznicem. Ukazanie, kto trzyma wówczas nóż od razu zapada w pamięć.
[image-browser playlist="593880" suggest=""]
©2012 Fox Searchlight Pictures
Autotematyczność jest jednym z największych atutów dzieła Gervasiego. Wyśmienitym zabiegiem jest złamanie czwartej ściany już w pierwszej scenie. Film opowiadający o kręceniu innej produkcji powinien być świadomy swojej formy, a taki zabieg doskonale podkreśla celowy zamysł twórców. Później produkcja idzie już zwyczajnym torem, jednak wiedza, że stanowi niejako opowieść samego Alfreda, który przedstawił się widowni z ekranu już na samym początku, sprawia, że obraz jeszcze mocniej przykuwa uwagę.
Znamiennym jest, że nie ujrzymy na ekranie efektu końcowego produkcji – gotowego filmu "Psychoza". Uznano, że dzieło jest tak znane i kanoniczne, że nie ma potrzeby jego reprodukcji, aby pokazać go w scenie, w której zostaje wyświetlone w sali kinowej. Dużo lepiej zaprezentować wtedy samego reżysera, stojącego za drzwiami sali, (więc słyszącego jedynie muzykę lecącą z ekranu), który niczym dyrygent "wygrywa" krzyki zdumienia, padające z ust widowni.
Warto nadmienić, że "Hitchcock" jedynie zaznacza obecność Anthony'ego Perkinsa na planie filmu, nie rozwijając tej postaci. Dostajemy kilka dialogów z aktorem, jednak już w nich widać ogromne podobieństwo Jamesa D'Arcy'ego do odtwórcy roli Normana Batesa z oryginału. Współczesny aktor ma podobny błysk w oku, który każe spodziewać się po nim najróżniejszych, najgorszych rzeczy. Brawa dla specjalistów od castingu za znalenienie tak dobrego "zamiennika" oryginału.
[image-browser playlist="594018" suggest=""]
©2012 Fox Searchlight Pictures
Okrojenie obecności Perkinsa wynika z faktu, że główny nacisk położono na relacje między Alfredem a otaczającymi go kobietami: Janet Leigh, Verą Miles oraz żoną Almą Reville. Z każdą z nich ma inny kontakt, każdej ukazuje nieco inną twarz. To różnorodne podejście do trzech typów partnerek sprawia, że zachowanie Alfreda budzi emocje. Zasługa w tym umiejętności aktorskich odtwórcy głównej roli.
Anthony Hopkins, który wciela się w Alfreda Hitchcocka jest zmieniony nie do poznania. Siłę charakteryzacji podkreśla również światło, które momentami pada w taki sposób, że dostrzegamy błysk oczu aktora oraz jego charkterystyczne rysy twarzy. Jest to zabieg świadomy, który raz po raz przypomina nam, kto kryje się pod Alfredowską twarzą. Celowo podkreśla wirtuozerię zespołu makijażystów i twórców maski noszonej przez aktora, którzy wykonali świetną robotę. Nie dziwi więc nominacja do Oscara za charakteryzację.
Nominacja do Złotego Globa dla Helen Mirren również nie budzi zastrzeżeń. Aktorka wypadła wyjątkowo interesująco, wcielając się w żonę Alfreda. Kobietę, żyjącą w cieniu męża, jednak stojąca za nim murem, udzielającą mu wsparcia i pomocy. Posiadającą jednak własne potrzeby i marzenia. Jest intrygującą bohaterką, która przykuwa uwagę. Nominacja dla Mirren stanowiła potwierdzenie jej ważnej roli. Scarlett Johansson równie dobrze sprawdziła się w swojej roli. Jej pierwsze pojawienie się na ekranie, jako przykuwającej oko piękności, budzi wprawdzie obawę co do jej umiejętności aktorskich, jednak zostaje ona szybko rozwiana, gdy zaczyna się już etap kręcenia samego filmu. Scarlett dobrze oddaje naturę Marion Crane, w którą w oryginale wcielała się Janet Leigh. Współczesna aktorka potrafi w umiejętny sposób oddać emocje targające filmową bohaterką oraz zarysować sympatię swojej poprzedniczki do reżysera. Ciekawi są również aktorzy dalszego planu. Toni Collette jest zupełnie odmieniona i niepodobna do bohaterek ze swoich poprzednich produkcji. Jessica Biel oraz Danny Huston wypadli zaś naturalnie, wcielając się w osobistości z przed lat, nie przykuwając jednak dużej uwagi.
[image-browser playlist="594019" suggest=""]
©2012 Fox Searchlight Pictures
Dla określenia filmu w jednym słowie, najlepiej pasuje wyraz: elegancki. Wybór ten wynika ze specyficznego sposobu prowadzenia historii. Opowieść toczy się bowiem niespiesznie, skupiając na interakcjach między bohaterami, a jednocześnie świadomie zmierzając do celu. Zdjęcia, spreparowane są z dużą precyzją i wszystko zdaje się znajdować na właściwym miejscu. Nic zbędnie nie odciąga uwagi od kreacji aktorskich, które niosą film do przodu.
"Hitchcock" zachęca, by zapoznać się bliżej z twórczością reżysera lub przynajmniej ją sobie przypomnieć. Można wręcz powiedzieć: stanowi zapłon do "hitchcockowania się!". "Psychoza" wciąż robi wyśmienite wrażenie, a poznanie kulis produkcji jednego z najsłynniejszych dzieł filmowych, przysparza wielu pozytywnych wrażeń. Zawsze miło ogląda się prawdziwego artystę tworzącego swój majstersztyk.
Ocena: 7+/10