Osoby, które nie polubiły Hobbita, raczej nie skuszą się na wersję rozszerzoną finałowej odsłony i mogą tego kiedyś żałować, ale widzowie, którzy z przyjemnością odbywali dotychczasową podróż Bilba i krasnoludów, będą miały z rozszerzonej wersji The Hobbit: The Battle of the Five Armies wiele frajdy. Dokładnie jak to miało miejsce z poprzednimi częściami, tak i teraz Jackson i jego ekipa nie szczędzą widzom wielu atrakcji. Śmiem nawet napisać, że właśnie tutaj sceny te wnoszą najwięcej do prezentowanej historii. Mało tego, znacznie ją wzbogacają, nakręcają, czynią jeszcze bardziej dynamiczną i wartościową dla całej historii. Wersja rozszerzona, a co za tym idzie nowe sceny w filmie, przynoszą sporo niespodzianek. Duże wrażenie zrobią na widzach: szalona jazda krasnoludzkim rydwanem (te pojazdy są tutaj wyeksponowane szczególnie), na swój sposób zabawna walka Gandalfa z trollem wraz z dokończeniem historii Alfrida oraz rozbudowane walki na polu u podnóża Samotnej Góry. Spodoba się na pewno sposób, w jaki Bofur ujeżdża trolla (będzie to miało znaczenie dla przebiegu dalszej historii, a nawiązuje do słynnej sceny z Powrotu Króla) oraz Bifur tracący swój niepowtarzalny atrybut. Więcej jest w dodatkowych scenach Orłów, ale nieznacznie tylko więcej Beorna. Wersja rozszerzona przynosi sceny pogrzebu Thorina, Filiego i Kiliego oraz spotkanie z nowym władcą krasnoludów. Takich smaczków podczas seansu rozszerzonej wersji Bitwy Pięciu Armii jest znacznie więcej i zdecydowanie wpływają one na bardzo pozytywny odbiór całego filmu. Liczyłem na kilka jeszcze innych kluczowych scen znanych z książkowego Hobbita. Ciągle z filmu nie wynika, dlaczego Bilbo powraca do domu ze szkatułą, którą zakopano w jaskini goblinów. Nie ma też końcowej sceny książkowej ze spotkania Bilba i Balina, który wyruszał odbić Morię, a przecież byłby to wspaniały wstęp do Władcy Pierścieni, gdzie wydarzenia te są przywoływane. Nie dopuszczam myśli, że tak kluczowych scen nie nakręcono. Czyżby Jackson szykował kolejną wersję? Peter Jackson i jego zespół mówią dziś otwarcie, że pośpiech w pracy uniemożliwił im prawidłowe przygotowanie się do realizacji Hobbita. Mi ten pośpiech jawi się przede wszystkim w niedopracowanych efektach wizualnych, które z pewnością wpływają na odbiór całego filmu. Tła komputerowe są niestety zbyt widoczne, większość multiplikacji wypada sztucznie i powtarzalnie, scenografia komputerowa rozczarowuje, bo widać tutaj, jak bardzo jest dopieszczona, a przez to nie budzi zaufania. Za mało jest w Hobbitach zdjęć w autentycznych plenerach, z udziałem licznych prawdziwych statystów, setek koni itp. Mi to przeszkadza bardzo. Do tego wszystkiego przesadna ostrość zdjęć. Dziś nawet sam Peter Jackson nie wspomina o realizacji filmów z użyciem 48 klatek na sekundę, co dla mnie jest potwierdzeniem podjęcia błędnej decyzji na początku tej produkcji. Postawionym wysokim wymaganiom technicznym niestety Hobbit nie sprostał, twórcy nie zdążyli ukończyć wielu scen, niektóre pozostawiają wiele do życzenia. Będzie się można o tym przekonać, oglądając dodatki do wydania rozszerzonego z Bitwą Pięciu Armii. Podsumowując całą trylogię, mogę napisać, że Hobbit jest jednak udaną filmową przygodą rozgrywającą się w fantastycznych światach. Nakręcona z niewielkiej książki, a podzielona na trzy części opowieść niesie wiele ciekawych historii, bohaterowie są atrakcyjni, akcja jest wartka, nawiązania do Władcy Pierścieni czytelne, wizualny rozmach imponujący, a smok… wiadomo, lepszego w kinie nie było nigdy wcześniej. Można narzekać na Hobbita, ale warto zauważyć, że wśród produkcji fantasy nie ma dziś zbyt wiele realizacji tak wystawnych i stojących na tak wysokim poziomie. Zalecam też obejrzenie tej i poprzednich części rozszerzonych dopiero po zapoznaniu się z wszystkimi dodatkami. Po zdobyciu takiej wiedzy spojrzymy na te filmy w pełnej perspektywie i będziemy mogli docenić ich siłę oraz wartość.
Źródło: materiały prasowe

Wersja Blu-ray

Raz jeszcze Peter Jackson pokazał, że jest twórcą przywiązującym dużą wagę do szczegółów technicznych, dźwięku i obrazu. Ten ostatni w wersji Blu-ray lśni czystością do przesady, a dźwięk wybrzmiewa z każdego niemal miejsca, dostarczając widzom wielu smaczków. Podkręcenie potencjometrów w trakcie oglądania filmu sprawi na pewno wiele przyjemności widzom, którzy na takie elementy zwracają szczególną uwagę. Obraz w filmie to 1080p HD 16x9 2,4:1. Oryginalny angielski dźwięk to DTS-HD Master Audio. Wersja rozszerzona posiada lektora polskiego w Dolby Digital 5.1. Na rynku dostępnych jest kilka różnych wersji rozszerzonych. Mamy DVD i Blu-ray w wersji 2D i 3D oraz w zestawach z wszystkimi częściami i z figurką. Cenione przez fanów wdania rozszerzone to tradycyjnie godziny dodatków poświęconych realizacji filmu. Już na początku towarzyszy im bardzo ładne polskie menu. Zanim jednak sięgniemy po płyty dodatkowe, na tej z filmem znajdziemy komentarz twórców oraz kolejną część przewodnika turystycznego przybliżającego nam Nową Zelandię. Po raz kolejny brawa dla polskiego dystrybutora - wszystkie dodatki posiadają polskie napisy. Płyty główne z dodatkami są dwie i kontynuują wyprawę przez Władcę Pierścieni oraz Hobbita (po dwie części na jeden film z obu trylogii). Pierwsza z nich posiada numer 11 i zatytułowana jest Zbiera się na burzę. Kroniki Hobbita – część 3. Całość materiałów dodatkowych na pierwszej płycie podzielono na części, niemal zgodnie z przebiegiem akcji w filmie. Trwają one w sumie 4 godziny i 52 minuty. Rozdziały te zatytułowane są: W lochach nekromanty Twórcy zabierają nas do Dol Guldur, gdzie na początku przypominają poprzednią rozszerzoną część filmu i spotkanie Gandalfa z Thrainem (czasami kręcono sceny z trzema aktorami grającymi tę rolę). W tym materiale polubicie na pewno Cate Blanchett i jej dzieci oraz szalejącego Iana McKellena. Co ciekawe, dopiero w Hobbicie ta dwójka wybitnych aktorów miała okazję pracować razem na planie, bo we Władcy Pierścieni takiej możliwości nie było. W dodatku tym poświęcono też nieco miejsca Christopherowi Lee, który zagrał Sarumana. Jak wiemy, aktor zmarł kilka miesięcy temu, więc ze wzruszeniem słuchamy jego wspomnień z planu. Świetna jest scena, w której Galadriela walczy z Sauronem, a my oglądamy ją jeszcze bez efektów wizualnych. Czarnego Władcę zagrał Benedict Cumberbatch, a filmik przybliża nam jego pracę nad czarną mową. Całość wypełniona jest scenami z prac na planie, także tymi nieudanymi i humorystycznymi (szczególnie z udziałem Iana McKellena). Ogień i woda W tym materiale twórcy przyglądają się scenom rozgrywającym się w Mieście nad Jeziorem podczas ataku Smauga. Jest tutaj ukazana praca z „niewidzialnym smokiem”, a przede wszystkim kaskaderskie wysiłki Luke’a Evansa, by wiarygodnie wypaść w roli Barda. W cieniu góry To jedne z nielicznych fragmentów Hobbita kręconych w terenie, a jak wiadomo, górzyste obszary Nowej Zelandii wyglądają w tych historiach pięknie. I o ile kiedyś we Władcy Pierścieni poświęcono czas w materiałach wideo np. koniom, tak dziś spora ich część to ukazanie pracy z helikopterami. Wiele to mówi o podejściu do pracy i upływie czasu od realizacji poprzedniej trylogii. Kręcąc ujęcia w Hobbicie, sporym wyzwaniem dla twórców była pogoda, która zmieniała się bardzo szybko. Ucierpiał na tym słynny fotel Petera Jacksona. W ślad za smokiem Kolejny plener. Jezioro Pukaki to jedno z najważniejszych miejsc, w których powstawał trzeci film. To na jego brzegu schronienie znajdują ludzie, którzy przeżyli atak smoka w Mieście nad Jeziorem. Reżyser zażyczył sobie zagospodarowania kilku kilometrów plaży, na której rekwizytorzy rozłożyli swoje zabawki. Warto też dowiedzieć się, co to takiego Krzyż Wiktorii i jaką rolę odegrał podczas pracy na planie. Chmury się zbierają To materiał, w którym twórcy mówią wprost, że nie mieli odpowiedniego czasu na preprodukcję Hobbita. O ile we Władcy Pierścieni przygotowania do zdjęć trwały 3 lata, tak tutaj było znacznie mniej czasu, a skutkowało to wiadomymi problemami z synchronizacją pracy nad poszczególnymi częściami Hobbita. Kłopoty miały związek z odejściem Guillermo del Toro i przejęciem przez Petera Jacksona całej produkcji. „Nowy” reżyser nie miał już tak wiele czasu na przygotowanie, a chciał nakręcić całkiem innym film niż jego poprzednik. Peter Jackson rozpoczął więc kręcenie Hobbita praktycznie bez żadnych przygotowań. Terminy goniły, Jackson spał po 3 godziny na dobę. Tak ekipa dotarła do Ereboru, gdzie powstawały bardzo ważne elementy tej produkcji. Mi przypadła do gustu szczególnie scena, w której do bramy zbliżają się król elfów z Bardem. Na czym przyjechał król elfów, bo przecież nie na łosiu? Jest też fragment o naukowym podejściu do „smoczej choroby” i samej pracy nad nią na planie oraz ukazanie przygnębiającej depresji Thorina. I cały czas ten pośpiech, pośpiech, pośpiech. To musiało się odbić na filmie, skoro sam Jackson mówi, że wiele rzeczy wymyślał na bieżąco, a scenariusz nigdy praktycznie nie został ukończony. Tak było też z finałową Bitwą Pięciu Armii, której planów nie zdążono dopracować na czas i ekipa musiała wznowić prace po kilku miesiącach przerwy. Jak przeżył to Peter Jackson, można zobaczyć w tym właśnie dodatku.
Strony:
  • 1 (current)
  • 2
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj