W nowym filmie Ali Abbasiego oglądamy przejmujący, brutalny i przerażający obraz patriarchalnego życia podług religijnych wartości. Holy Spider skutecznie pobudza u widza poczucie sprzeciwu.
Holy Spider bez wątpienia jest jednym z najmocniejszych tytułów zaprezentowanych w tym roku w Cannes oraz na Nowych Horyzontach. Ali Abbasi dbając o gatunkową tkankę thrillera, pokazuje w swoim filmie historię inspirowaną prawdziwymi wydarzeniami. Na początku 2000 roku w mieście Meszhed doszło do zabójstw 16 pracownic seksualnych. Dziennikarka Rahimi (w tej roli świetna Zar Amir-Ebrahimi) przyjeżdża zbadać sprawę, którą żyje cały Iran. Wywołane w Cannes poruszenie nie dziwi nikogo, kto ostatecznie zmierzył się z tym filmem. Oglądamy bowiem nie tylko próby szukania sprawiedliwości, ale też obserwujemy policyjną bierność oraz ludzi, którzy gotowi są przyklasnąć „Pająkowi”, bo tak nazywany jest morderca. Ich zdaniem oczyszcza on ulice z puszczalskich kobiet, które powinny być w domu i dbać o swoich mężów.
Abbasi czyni to wszystko w miejscu bardzo nieprzyjemnym, bo mocno podkreślone zostają porządki: patriarchalny oraz teokratyczny. Wydaje się to być nieprawdopodobne, ale plansza na koniec filmu przypomina nam raz jeszcze, że przedstawione na ekranie wydarzenia inspirowane są prawdziwą historią. Jesteśmy konfrontowani z wieloma męskimi postaciami, które nawet przez chwilę nie pomyślą, że to może oni ponoszą winę. Jedna z pierwszych scen pokazuje nam zresztą kawałek codzienności jednej z prostytutek w Meszhedzie – brak szacunku dla kobiety jest dominujący, a mężczyźni nie mają problemu z krzyczeniem tekstów o „rozrywaniu jej c*py”, byle tylko nie zostali nakryci przez policję. W tym świecie nie istnieje coś takiego jak przyzwoitość i autorefleksja, że będąc tym uprzywilejowanym, tworzy się w pewnym sensie taką rzeczywistość. Abbasi w sposób porażający pokazuje, że wszystko to działo (dzieje?) się naprawdę i nie ma mowy o fabularnej przesadzie. Jednocześnie oko kamery kieruje też na mordercę i nie ukrywa jego tożsamości, pokazując nam przykładnego ojca i pracownika budowy Saeeda (Mehdi Bajestani). Właśnie ktoś taki – pozornie dobry człowiek – seryjnie mordował kobiety, bo te zarabiały na dawaniu mężczyznom przyjemności.
Mocny nacisk w Holy Spider położony został na wiarygodne przedstawienie studium postaci, która jednego dnia jest w stanie spędzić sielankowy czas z rodziną na pikniku, by potem z zimną krwią zamordować niewinną kobietę. Wzbudza to sprzeciw, powoduje złość i Abbasi sprawnie operuje właśnie tymi emocjami. Inna sprawa, że gatunkowa strona produkcji, czyli romans społecznego zacięcia z kryminałem wypada o wiele słabiej. Filarami pokazywanego w filmie śledztwa są schematy dobrze znane w tej formule, a pietyzm w ich prezentowaniu tylko pogłębia jednak zawód tym elementem. Abbasi świetnie kreuje atmosferę, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że wadliwy jest tutaj rozkład akcentów. Nie da się bowiem ukryć, że mimo świetnej gry Amir-Ebrahimi, sceny z jej udziałem nie są w połowie tak dobrze nakręcone i pomysłowe.
Chociaż jest kilka zgłaszających swoje problemy aspektów filmu, ogląda się to z ogromnym skupieniem. Dosadność zdarzeń i bezsilność wobec tej niesprawiedliwości sprawia, że od pierwszej do ostatniej minuty jest się w pełni zaangażowanym w ekranowe wydarzenia. Trudno sobie wyobrazić Holy Spider bez nacisku na realizm w prezentowaniu zbrodni. Sugestywna przemoc odwołuje się do naszej tolerancji na ilość cierpienia, którą możemy zobaczyć na ekranie, a kiedy dodatkowo uświadomimy sobie, że są to historie rozgrywające się nie tylko na taśmie celuloidowej, tym większe przerażenie i odpowiedni efekt udaje się uzyskać.
Koniec filmu daje chwilowe ujście, kiedy ta gęsta zawiesina zmienia się w nutkę nadziei. Chwilowe, bo zaraz potem widzimy nagranie, które uzmysławia nam, że do zaprowadzenia zmian trzeba czegoś więcej niż liczenie na wymianę pokoleniową. Abbasi gubi się w śledczym aspekcie swojej historii, ale cała reszta ma bardzo silne podstawy do tego, by uderzać w sferę emocjonalną widza i wykrzykiwać swój sprzeciw.