Ostatni odcinek pierwszego sezonu Homeland utwierdził mnie w przekonaniu, że jest to rasowy dramat psychologiczny, w którym dominującą rolę odgrywają emocje głównych bohaterów. Dość powiedzieć, że znacznie więcej akcji było w dziesiątym odcinku, kiedy faktycznie byliśmy świadkami „wybuchu”. Na kolejne „boom” niestety widzowie już się nie doczekali, ale nie o to w Homeland chodzi.
Plan zamachu okazał się zabójczo prosty i aż dziw, że do dziś na niego nie wpadłem. Od tygodnia mniej więcej wiedzieliśmy, co chce zrobić Brody. Przynajmniej ja miałem problemy z „wsadzeniem” w planowany zamach Walkera. Okazuje się, że jego wkład był kluczowy dla całego ataku. Tuż przed wejściem do gmachu Departamentu Obrony, Walker postrzelił Elizabeth Gaines, która razem z Brodym i wiceprezydentem wchodziła do budynku. Jego zadanie było niezwykle ważne dla Nicka, który ubrany w kamizelkę pełną ładunków wybuchowych nie wiedział, jak przejdzie przez bramki kontrolne, wykrywające metale. Panika, jaka wytworzyła się podczas strzelania Walkera sprawiła, że wszyscy obecni zostali „wepchnięci” do środka budynku, bez względu na to co wnosili ze sobą. Mało tego – błyskawicznie zostali zamknięci w bunkrze pod ziemią, nie zdając sobie zupełnie sprawy, że wśród nich jest prawdziwy terrorysta, który chce się wysadzić.
Plan był tak prosty, że aż idiotyczny. Jestem ciekaw jakie zdanie na temat tak przeprowadzonego ataku mają profesjonaliści. Jedno jest pewne – niedawno Barrack Obama wspominał, że Homeland to jeden z jego ulubionych seriali. Po obejrzeniu finału produkcji Showtime procedury związane z postępowaniem w trakcie takiego ataku zapewne zostaną zmienione. Do teraz zastanawiam się, czy scenarzyści tak otwarcie obnażyli braki w zapewnieniu bezpieczeństwa najważniejszym osobom w państwie, czy po prostu tak przeprowadzony zamach to czysta fikcja, która nie mogłaby się zdarzyć w rzeczywistości. Dla scenarzystów Homeland jednak duże brawa – było to bardzo realistyczne.
[image-browser playlist="606263" suggest=""]
© Showtime 2011
Finał budował napięcie od samego początku, ale prawdziwa „zabawa” dla emocji widza zaczęła się od momentu oddania strzału przez Walkera. Brody bardzo szybko dostał się do bunkra, w którym przebywali najważniejsi ludzie z otoczenia wiceprezydenta oraz on sam. Dotychczas powątpiewałem w nominację do Złotego Globu dla Damiana Lewisa jako najlepszego aktora dramatycznego. Jednak jego zmagania się z kamizelką i rozmowa z córką przez telefon były zagrane wyjątkowo. Zdając sobie sprawę, że będzie drugi sezon Homeland, byłem pewny, że ostatecznie Brody się nie wysadzi. Mimo tego czuć było gigantyczne emocje przez cały czas trwania scen w bunkrze (łza lejąca się po policzku na sam koniec bezcenna).
Zgodnie z przewidywaniami najważniejszą osobą, która odwiodła Brody’ego od wysadzenia się była jego córka. Przesłanki ku temu pojawiały się już we wcześniejszych odcinkach. Mimo, że Dana nie miała pojęcia, co tak naprawdę chce zrobić jej ojciec, była kluczowym czynnikiem, który zapobiegł zamachowi.
Trochę szkoda Carrie, której stan psychiczny i zawieszenie w strukturach CIA sprawił, że w finale była tylko małym dodatkiem do prawdziwych wydarzeń. Szkoda, bo to ona ciągnęła przez poprzednie jedenaście odcinków ten sezon. Szkoda też, że nie odegrała w zabezpieczaniu wiceprezydenta większej roli, ale jak pokazało zakończenie, wszystko przed nią. Odnoszę wrażenie, że jej decyzja na przejście intensywnej terapii wstrząsowej, ma w dalszej perspektywie przywrócić ją w szeregi CIA. Szczególnie, że skojarzyła niezwykle ważny fakt, ostatecznie potwierdzający bliskie stosunki Brody’ego i Nazira.
Estes z premedytacją krył wiceprezydenta, doskonale wiedząc o zbombardowaniu szkoły. Saul odkrył całą sprawę, ale nie zanosi się na to, by wyszła na jaw (chyba, że będzie chciał doprowadzić do zwolnienia Estesa). Spodziewałem się, że ten bohater będzie nieco bliżej wiceprezydenta, kto wie, może nawet w bunkrze. Tymczasem jego postać, podobnie jak Carrie była dosyć „schowana”.
[image-browser playlist="606264" suggest=""]
© Showtime 2011
Ostatecznie doszło też do spotkania Brody’ego z Walkerem i od razu było czuć, że przeżyje tylko jeden. Szkoda, że nie dowiedzieliśmy się nic na temat jego „pozornej” śmierci, o której Nick był przekonany. Nie pokazano również, czy Brody odzyskał kartę pamięci z nagraniem, w którym przyznawał się do zamachu. Na tą chwilę średnio „kupuję” pomysł na zmianę/zabicie idei, którą Nick zaproponował Nazirowi. Bez względu na to, jak mocna będzie jego pozycja w szczeblach władzy, nagłe odstąpienie od polityki USA wobec terrorystów jest nierealne. Może po prostu Brody przejrzał na oczy i nie chce tracić swojego życia, które dopiero co odzyskał? W takim razie czyżby zagrożenie terrorystyczne przeminęło bezpowrotnie, skoro Nick nie chce się poświęcać?
Nie zmienia to jednak faktu, że nadal wydaje się być oddany Nazirowi. Odnoszę wrażenie, że w drugim sezonie możemy spodziewać się sporego (przynajmniej rocznego) przeskoku w czasie. Carrie powinna wyzdrowieć i wrócić do CIA, z kolei Brody na dobre rozgościć się w Białym Domu. Nick zapewne wysadziłby się, gdyby nie drugi sezon Homeland, w którym akcja nadal będzie toczyć się wokół głównych bohaterów i Abu Nazira. Obawiam się jednak, czy doczekamy się kiedyś prawdziwego zakończenia tego serialu. W finale pierwszego sezonu zabrakło mi zaskoczenia, które przewróciłoby fabułę do góry nogami. Wszystko działo się według jasno określonego scenariusza i ze świadomością, że drugi sezon rusza za 10 miesięcy.
Szkoda, że twórcy nie pokusili się na odważniejsze zakończenie, które pozostawiło by oglądających z opadem szczęki. Stąd też mój osobisty, mały niedosyt, za który nie jestem w stanie wystawić najwyższej oceny.
Ocena: 9/10