Jako chyba jedyna osoba w redakcji Hatak.pl, broniłem Homeland od pierwszego odcinka, doskonale znając dorobek i umiejętności twórców produkcji Showtime – Howarda Gordona i Alexa Gansy. Przez niemal cały drugi sezon zachwycałem się znacznie wyższym poziomem prezentowanej historii, niż w zeszłym roku. Wraz z zakończeniem 11 odcinka drugiego sezonu, w moim odczuciu, miarka się przebrała. Za tydzień finał, a z klimatu, który w ostatnich miesiącach elektryzował widza nie zostało już nic. Wszystko wskazuje na to, że twórcy szykują przepełniony emocjami i uczuciami ostatni odcinek drugiej serii, który nie ma nic wspólnego z globalnym zagrożeniem i napięciem, które dotychczas towarzyszyło kolejnym epizodom Homeland. A wszystko to kosztem taniego i słabego romansidła.
Nie kupowałem tego w pierwszym sezonie, miałem nadzieję (jak chyba wielu fanów serialu), że w drugiej serii twórcy dadzą sobie spokój z kreowaniem na nowo romansu pomiędzy Brodym i Carrie. Choć ze strony Carrie początkowo wydawało się to wymuszone, w końcu jakoś trzeba było nakłonić Brody'ego do współpracy, a to mogło się udać tylko wtedy, kiedy mógł poczuć, że komuś na nim zależy, tak teraz o wymuszeniu nie ma mowy. Romans i wzajemne przyciąganie głównych bohaterów to – zdaniem twórców – rzecz napędzająca serial. Szkoda tylko, że traci na tym wiele innych wątków, na czele z tym najważniejszym – terrorystycznym.
[image-browser playlist="596887" suggest=""]
©2012 Showtime
Abu Nazir do niedawna określany był w Homeland, jako najgroźniejszy terrorysta zagrażający Stanom Zjednoczonym, zaraz po Osamie Bin Ladenie. W pierwszej serii głównie przez świetne retrospekcje udało się scenarzystom wykreować interesującą postać, która gdy tylko się pojawiała – wzbudzała zaciekawienie i zwiększała napięcie. Podobnie było na początku drugiej serii, gdy Nazir pojawił się w Bejrucie, a następnie w USA. Szybko jednak okazało się, że obecność niewielkiej komórki terrorystycznej Abu Nazira w USA i planowany atak na powracających ze służby amerykańskich żołnierzy to wszystko, na co stać najgroźniejszego terrorystę. Jego misja przekształcona została w prywatną vendettę, która miała na celu pomszczenie śmierci rodziny i upozorowanie śmierci wiceprezydenta. Niestety takie działanie Nazira jest kompletnie niezgodne z kanonem terrorystów, których celem jest wzbudzanie strachu, przerażenia wśród ludzi, przy jednoczesnym uzyskiwaniu rozgłosu.
Tymczasem śmierć Waldena w wyniku problemów z rozrusznikiem serca nie miała zbyt wiele wspólnego z działalnością terrorystyczną. Chyba że w gabinecie wiceprezydenta zamontowana jest kamera i podsłuch, przez co odpowiednie służby odkryją ostatnią rozmowę pomiędzy Waldenem i Brodym. Tego jednak nie wiemy. Liczyłem po cichu, że Nazir przygotował coś jeszcze, ale szybko okazało się, że jego środki były dość ograniczone, a po wyeliminowaniu jego komórki terrorystycznej, działał zupełnie sam. W ten sposób zabrakło nawet iluzji globalnego zagrożenia i kolejnego ataku terrorystycznego.
[image-browser playlist="596888" suggest=""]
©2012 Showtime
Wyłączenie z pracy w CIA Saula odbieram, jako przygotowywanie gruntu pod trzeci sezon, w którym niezależny Berrenson będzie starał się pomóc Carrie… i Brody’emu. O ile ten nie zostanie uśmiercony przez scenarzystów Homeland. W finale poprzedniej serii sporo pisało się, że twórcom zabrakło odwagi, by zakończyć sezon solidnym cliffhangerem, który zaskoczyłby widza. Nikt nie zginął, nic nie wybuchło. Jeśli w finale drugiego sezonu będzie podobnie, Homeland dla mnie straci na autentyczności. Bowiem napięcie i tajemnica zniknęła z chwilą, w której w końcowej scenie 11 odcinka Brody z uśmiechem na ustach wchodzi do mieszkania Carrie. Nie podoba mi się kierunek, w jakim to wszystko podąża i obawiam się, że wielu fanów Homeland może się za tydzień zawieść. Słabe romansidło to ostatnia rzecz, jakiej oczekuję po tym serialu. Nawet, jeśli zaangażowani są w niego: chora psychicznie, była agentka CIA i niedoszły terrorysta.
Ocena: 7/10