Homeland kończy opowieść piękną pętlą. Co wrażliwsi mogli uronić łzę podczas wzruszającej i nastrojowej końcówki. Idealne zwieńczenie doskonałego sezonu.
Wszyscy przypuszczaliśmy, że tak będzie, ale teraz można napisać to oficjalnie: Homeland kończy się w chwale, a finałowa odsłona to smakowita wisienka na tym serialowym torcie. Pal sześć, że w bieżącej serii pewne klocki nie do końca do siebie pasowały. Carrie pogrywająca sobie z amerykańskimi służbami, droga na skróty przy prezentowaniu transgranicznych procedur, mało wiarygodne sensacyjne rozstrzygnięcia czy chociażby zero-jedynkowy prezydent USA – tego typu motywy mogły stanowić łyżkę dziegciu, ale przecież mamy tu do czynienia z serialem fabularnym, a nie produkcją dokumentalną. Homeland zawsze był realistyczny, jednak w niektórych momentach twórcy puszczali wodzę fantazji. Tak było i tym razem, co nie przeszkodziło w zrealizowaniu jednego z najlepszych sezonów w historii serialu.
Finałowa konfrontacja toczy się pomiędzy Carrie i Saulem. Serial jeszcze bardziej zawęża obszar akcji. Najważniejsze rozstrzygnięcia mają miejsce w domu Berensona – w ten sposób twórcy ugruntowują intymny i kameralny charakter wydarzeń. Bohaterka dopuszcza się działań, które wydają się definitywnie zrywać więź łączącą ją z mentorem i przyjacielem. Jak się później okazuje, nawet tak brutalne czyny nie są w stanie podzielić tej dwójki. W głębi duszy bowiem Saul rozumie Carrie i jej motywacje. Nikt nie zna jej tak dobrze jak on, więc działania byłej protegowanej nie stanowią dla niego zagadki. Mimo to nie może się ugiąć i Mathison bardzo dobrze o tym wie. Stąd plan awaryjny, który skutkuje. Carrie nie chciała wmanewrowywać w toczące się wydarzenia niewinnej siostry Saula, jednak finalnie nie pozostawiono jej wyboru. Czy Berenson wiedział, że Carrie nawet przez moment nie planowała odebrać mu życia? Twórcy nie dają jasnej odpowiedzi w tej kwestii. Mathison jest nieprzewidywalna, ale jedno u niej pozostaje niezmienne. Jest to służba ojczyźnie i miłość do wartości, których ostoję stanowi Saul. Dlatego też Berenson mógł przypuszczać, że w decydującym momencie była agentka CIA cofnie rękę.
Gdzieś w połowie odcinka pada znamienne stwierdzenie o „kosztach robienia biznesów”. Kto by przypuszczał, że słowa te padną z ust Saula. Czy Berenson rzeczywiście był gotów wywołać wojnę światową, żeby ocalić bliską sobie osobę? Dla wartości i ideałów oddać bezpieczeństwo Ameryki w ręce Rosjan? Czy w tym przypadku koszty nie przerastają jednak dochodów? Nieco później te same słowa padają z ust Jewgienija, który próbuje wytłumaczyć Carrie, że straty, które poniosła, są niczym w porównaniu z tym, co zyskała. Nie wspomina jednak o tym, że sam postawił ją pod ścianą, zmuszając do desperackich działań. W tym wszystkim jedyną stałą wydaje się najbardziej chaotyczna i nieprzewidywalna postać w serialu. Obie strony zdawały sobie sprawę, że Carrie nie cofnie się, póki nie zrobi tego, co uważa za słuszne. Przewrotność tej sytuacji jest znamienna dla serialu, zwłaszcza w świetle zaskakującej końcówki.
Zanim jednak dojdziemy do finału, zostawmy na chwilę Saula i Carrie i przyjrzyjmy się pozostałym bohaterom rozgrywających się wydarzeń. Na drugim planie Homeland tym razem obyło się bez fajerwerków. Zarówno prezydent Hayes, jak i John Zabel okazali się postaciami jednowymiarowymi i papierowymi. Pełnili funkcję narzędzi fabularnych i po wypełnieniu swoich zadań po prostu zeszli ze sceny. Ważne jest jednak to, że w przypadku obu panów twórcy nawiązali do pewnych zjawisk rządzących współczesną polityką. Destrukcyjne tendencje wśród władców tego świata, sprawiają, że często są oni głusi i ślepi na to, co się wokół nich dzieje. Zapatrzeni w swoje ambicje i dążenia są gotowi spalić świat, żeby tylko zaspokoić chęć dominacji.
Twórcy nie wykorzystali również potencjału „nauczycielki angielskiego”. Jej wątek jest jednym segmentem finału, z którym można mieć problem. Twórcy wyraźnie się zagalopowali, próbując nadać historii sensacyjny ton. Gdy tłumaczka zostaje zdemaskowana, ucieka do piwnic w wielkim biurowcu, gdzie popełnia samobójstwo. Wybiera więc najgorszą z możliwych opcji, a przecież miała ich kilka. Bohaterka byłaby bezpieczna w tłumie. Mogła oddać się w ręce amerykańskich służb, wyjść z budynku, udać się do konsulatu czy po prostu schować się wśród ludzi. GRU nie pozwoliłoby sobie na porwanie czy jawne zabójstwo, na amerykańskiej ziemi. Skandal międzynarodowy tego typu mógłby mieć poważne reperkusje. Tragiczny ton tego wątku nie korespondował zbytnio z realistycznym charakterem całości. Wielka szkoda, bo można to było rozegrać na parę różnych sposobów.
W finale natomiast powraca klimat, który już od dawna w Homeland był nieobecny. W dekadencki nastrój wprowadza nas muzyka jazzowa, będąca od zawsze ważnym punktem w budowaniu atmosfery serialu. Ostatnimi czasy klimat traktowano nieco po macoszemu, także fajnie, że i tutaj twórcy znaleźli miejsce na klamrę. Fabularne zamknięcie również koresponduje z początkiem serialu. Carrie Mathison zdradza swój kraj tak jak niegdyś Nicholas Brody. Oboje robią to jednak z miłości do ojczyzny. Carrie podejmuje desperackie kroki z własnej woli, choć na pierwszy rzut oka można odnieść wrażenie, że poddano ją praniu mózgu i indoktrynacji. Książka, będąca ważnym rekwizytem finału, nawiązuje do postaci Edwarda Snowdena, który również został nazwany zdrajcą, mimo że działał w służbie narodu. Samo zakończenie ma słodko-gorzki charakter. Zdajemy sobie sprawę, że w ramach pewnego rodzaju pokuty, Carrie opuściła córkę i zdecydowała się na zajęcie miejsca Anny Pomerantsevej. Saul wybacza protegowanej – przyjaźń zostaje uratowana.
Ostatni sezon Homeland to opowieść o wojnie, która się nie kończy i próbie utrzymania balansu na arenie międzynarodowej. Rywalizacja amerykańsko-rosyjska niewiele się różni od tego, co miało miejsce w czasie zimnej wojny. Tam, gdzie nie ma fleszy i reflektorów, znajduje się miejsce dla takich ludzi jak Gromow i Mathison, którzy w służbie ojczyzn są w stanie oddać praktycznie wszystko. „Po waszej stronie jest bardzo samotnie”, mówi w pewnym momencie Carrie do Jewgienija. Carrie, by osiągnąć ten pułap, musiała pozbyć się więzów rodzinnych oraz najbliższych przyjaciół. Czy to wystarczający „koszt tego biznesu”? Homeland kończy się w sposób satysfakcjonujący. Nie ma mowy o happy endzie, jednak uśmiech Saula w samej końcówce jest niczym promyk słońca przebijający się przez pochmurne niebo. Dla nas podróż się kończy, ale bohaterowie nie skonkludowali jeszcze swoich misji. W imię Ojczyzny.