Siódmy odcinek Jak poznałam twojego ojca był jednym z nudniejszych w tym sezonie. Żaden z wątków nie angażował, a elementy komediowe nie porywały. Sophie przyszła na spotkanie do galerii swojej idolki od fotografii, co bardzo ją podekscytowało. Hilary Duff rozśmieszała w tej scenie, bo jej bohaterkę nic nie mogło wytrącić z dobrego humoru. Oprócz Naomi, która zaproponowała jej, żeby robiła zdjęcia na bar micwie córki, zamiast pochwalić jej prace. Tessa Auberjonois w tej roli zagrała bardzo przekonująco, ponieważ jej niewzruszona powaga bawiła. I to był obiecujący początek tego wątku, który niestety z każdą kolejną sceną gasł w oczach. Nie śmieszyła rozpieszczona i narcystyczna córka, która myślała, że naćpała się wraz z przyjaciółmi podczas swojego święta. Francia Raisa grająca Valentinę, która próbowała zagadywać do dziewczyny w młodzieżowym slangu, nie miała żadnego pomysłu, jak odegrać tę scenę. Choć w zamierzeniu miała śmieszyć, budziła tylko zażenowanie. Mogły się podobać zwroty akcji w tym wątku poparte króciutkimi flashbackami, żeby wyjaśnić przebieg wydarzeń. Było to w stylu Jak poznałem waszą matkę, tylko niezbyt bawiło. W każdym razie Sophie odniosła zwycięstwo i po drobnym szantażu namówiła Rivkę do pozowania do zdjęć. Trzeba też wspomnieć o małym kryzysie z Val, która przyznała się, że jej praca jest stresująca, a wszystkie opowieści to kłamstwa, żeby przyjaciółka uważała ją za osobę sukcesu. Kryzys szybko został zażegnany mocą przyjaźni, więc nie było powodu, żeby przejąć się faktem, że jej życie to nie bajka. To nie pomaga w budowaniu sympatii względem tej bohaterki.  Z kolei Sid i Jesse postanowili poświęcić sobotni czas, żeby nadrobić zaległości w sprawach, które odkładali na później. Od pracy odciągnął ich gruchający gołąb i filmiki w internecie. Ich pomalowane twarze nie śmieszyły (charakteryzacja Jessego rzeczywiście była świetna). Próby pozbycia się chmary ptaków też nie były zabawne. Może twórcom przypomniał się jeden z najśmieszniejszych odcinków Jak poznałem waszą matkę, gdy mieszkanie terroryzowała karalucho-mysz. Przynajmniej Sid przyznał się Jessemu, że marzy mu się podwójny ślub – jeden w USA, a drugi w Indiach. I znowu, gdy serial nie wymyśla na siłę gagów, to okazuje się, że najlepiej radzi sobie w tej przyziemnej części historii, gdy bohaterowie przestają żartować. Natomiast Charlie cieszył się ze swoich ocen na Yelpie, które wystawiali mu klienci baru. Zaniepokoiła go jedna negatywna - o jego płaskiej pupie - więc przeprowadził śledztwo. Niezłą grę słowną zastosowała Sylvia, główna podejrzana Charliego. Gloria Gifford okazała się dobrym dodatkiem do wątku, w którym szybko wyszło na jaw, że za zamieszaniem stoi Ellen. Kobieta jest zazdrosna o to, że Brytyjczyk spełnia się w swojej pracy, więc trochę przypadkowo wystawiała mu złe opinie. Na koniec Charlie podniósł ją na duchu, udostępniając niechcący dwuznaczną ocenę na Yelp, co powodowało wesołość. W każdym razie Tom Ainsley jak zwykle poradził sobie w swojej roli znakomicie. Ma talent do komedii, czego nie można powiedzieć o Tien Tran. Ona z kolei nie może rozwinąć skrzydeł ze względu na kiepskie historie, a także średnie teksty, dlatego widać, jak męczy się podczas scen. Póki co jest najsłabszym ogniwem całej grupy przyjaciół, ponieważ jest mocno zaniedbywana w serialu.
Patrick Wymore/ HULU - © 2022 Hulu
+17 więcej
To było też zauważalne w ósmym odcinku How I Met Your Father, gdzie odegrała małą rolę w wątku powrotu Meredith.  Ellen fajnie wypadła, rapując z Sidem, ale tylko tyle. A mężczyzna staje się coraz sympatyczniejszy. Dostaje dobre kwestie i wykorzystuje je w komediowy sposób. Obecnie jest najlepszą postacią w How I Met Your Father obok Charliego. A wracając do Meredith, to w końcu zobaczyliśmy ją w pełnej okazałości, a nie tylko za pomocą retrospekcyjnego nagrania z nieudanych oświadczyn Jessego. Zgodnie z przewidywaniami jest pokazywana w negatywnym świetle, więc nie było przy niej za dużo dobrych żartów. Co prawda jej pojawienie się w żaden sposób nie wpłynęło na historię, bo nawet nie spotkała się ze swoim byłym chłopakiem. Możemy się domyślać, że jeszcze wszystko przed nami, gdy Sid i Ellen opowiedzą o jej celu wizyty przyjacielowi. Na razie twórcy zbudowali grunt pod kolejne wydarzenia. Z kolei wątek Charliego i Valentiny zupełnie nie ciekawił. Zaczęło się od konfrontacji kobiety z szefem, który był stereotypowym projektantem znęcającym się nad swoimi pracownikami. Motyw z lalką był sprytny, ale wydaje się, jakby nie wykorzystano w całości jego komediowego potencjału. To nie wina Dana Bucatinsky’ego, który dobrze zagrał, ale raczej Francii Raisy, która znowu była mało zabawna. Tak naprawdę tylko dzięki Charliemu, a raczej Tomowi Ainsleyowi, ten wątek nie sięgnął dna. Swoim talentem sprawił, że był do zaakceptowania, choć zupełnie nie śmieszył. Najbardziej przełomowym wątkiem był ten głównej bohaterki. Historia z siódmego odcinka była kontynuowana w kolejnym, gdy Sophie musiała zrobić idealne zdjęcie dla Naomi, która zgodziła się, że je obejrzy za przysługę podczas bar micwy córki. Kobieta miała wiele wątpliwości co do swojego talentu, ale ruszyła w miasto z aparatem fotograficznym. Miała wypadek, przez który złamał jej się ząb, więc szukała pomocy u Jessego. Twórcy wymyślili sobie, że w ten sposób zbliżą do siebie bohaterów. Wyszło to bardzo słabo, ponieważ najzwyczajniej między nimi nie ma żadnej chemii, zupełnie jak u Charliego i Valentiny. Tylko w ich wypadku jest jeszcze gorzej, ponieważ są bardzo słabymi aktorami, więc wyznanie Jessego, że Sophie jest świetna, zupełnie nie przekonywało. Miał to być TEN moment olśnienia, gdzie rodziło się uczucie, ale był on nijaki i drętwy. Nie odczuwało się żadnych emocji. Dlatego końcowa scena była tak okrutnie drętwa. Ich pocałunek aż budził dyskomfort. Szczególnie że wyniknął po głupiej sprzeczce Sophie z Drew. Owszem, mogła się poczuć dotknięta i urażona, że jej chłopak uważa fotografię tylko za hobby, a nie prawdziwą pracę, dzięki której można się utrzymać. Ale żeby dosłownie po chwili wpadać w ramiona drugiego mężczyzny, z którym łączy ją tylko artystyczna dusza? Jest to słabe, ponieważ związek Sophie z Drew ciekawie się rozwijał i między nimi była przekonująca chemia. Dobrze się ich razem ogląda. Widzowie teraz mogą się zastanawiać, czy Jesse nie jest przypadkiem tytułowym ojcem. To możliwe, ponieważ Sophie z przyszłości i jej syn nie skomentowali tego pocałunku w końcówce. To może być pewien trop, ponieważ mamy do czynienia z przełomowym wydarzeniem. Swoją drogą, Kim Cattrall irytuje trochę mniej. Dostaje krótsze i konkretne kwestie, które wprowadzają widzów do odcinka. Czasem coś dopowie, tak jak to było z tym żartem o Timothéem Chalamet, który rzekomo w przyszłości zostanie wrestlerem. Ważne, że twórcy skupili się na jej funkcji narratorki, co daje dobre efekty. Najzabawniejsze momenty w odcinku przypadły podczas wizyty Sophie i Jessego u dentysty. W poczekalni stykali się z dziwnymi ludźmi, a sam podstarzały stomatolog też okazał się specyficznym człowiekiem. Żarty nie były wysokich lotów, ale przynajmniej ta część historii posłużyła do rozwoju fabuły i pozwoliła w miarę płynnie przejść do wyznania Jessego i finałowego pocałunku. Mimo wszystko odnosi się wrażenie, że przebiegło to zbyt szybko. Podsumowując: siódmy odcinek How I Met Your Father był osobliwy, ale pod względem komediowym nie bawił. Ósmy epizod można byłoby ocenić podobnie, ale doszło w nim do ważnych wydarzeń, dlatego był ciekawszy. Dzięki krótkiemu formatowi serialu, którego sezon składa się tylko z 10. odcinków, czuć, że główny wątek zmierza w jakimś kierunku. Nie ma tu potrzeby gry na czas, do zmian dochodzi błyskawicznie. Oby koniec tej mizernej serii też nastąpił tak samo sprawnie…
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj