Osoby słabo zaznajomione z komiksami Marvela mogą uważać, że Hulk to zupełnie nieinteresująca postać. Jednak to nie tylko zielony olbrzym, którego popisową wypowiedzią jest “Rozwalać!”. Współczesna wariacja na temat Doktora Jekylla i Pana Hyde’a Louisa Stevensona ewoluowała na przestrzeni lat, pozwalając Marvelowi na ukazanie wielu aspektów i wersji Bruce’a Bannera oraz jego alter ego. Ukazana w serii Marvel Classic antologia Hulk #01: Koniec i inne opowieści to doskonała okazja, żeby zobaczyć, jak zmieniał się na przestrzeni lat wizerunek Hulka. Na antologię składają się trzy opowieści. Dwie z nich zostały napisane przez Hulkowego weterana Peter David. Ostatnią zaś stworzył mało znany autor – Joe Keatinge. Zbiór otwiera dwuczęściowa opowieść z 1992 roku zatytułowana Czas przyszły niedoskonały. Hulk przenosi się w niej do przyszłości, gdzie czeka go przyłączenie do ruchu oporu i walka ze złowrogim  dyktatorem, zwanym Maestro. Wszystko idzie gładko do momentu, kiedy bohater poznaje prawdziwą tożsamość swojego adwersarza. Dla czytelników, którzy nigdy nie sięgali po komiks z lat 90. Czas przyszły może być nie lada zaskoczeniem. W tamtym okresie, Peter David wpadł na pomysł połączenia osobowości Bannera i Hulka w jedną istotę, co zaowocowało upodobnieniem olbrzyma do kuzynki She-Hulk. Bohater był wówczas w pełni świadomy swych czynów, a także inteligentny i zdolny do rozsądnego myślenia. Nie stracił jednak na sile, która tradycyjnie rosła wraz ze zdenerwowaniem. Właśnie takiego Hulka serwuje nam David w otwierających antologię albumach. Fabuła rozgrywa się w interesującym, wyraziście zarysowanym uniwersum, które zostały przemyślane w najdrobniejszych szczegółach. Mnogość postaci pobocznych nie utrudnia czytania i pozwala zagłębić się w świat przedstawiony. Sama intryga, choć od połowy łatwa do przewidzenia, przez cały czas wciąga i bawi.
Źródło: Egmont
Dramatyzm nigdy nie opuszcza żadnej walki, gdy bohater staje przeciwko dorównującym mu siłą i umiejętnościami wrogom. To wszystko za sprawą legendarnego twórcy George'a Pereza, który po raz kolejny dał popis swoich graficznych możliwości. Tętniąca życiem futurystyczna metropolia ma swój własny charakter i sprawia wrażenie rzeczywistego miejsca, a nie tylko tła dla opowiadanej historii. Nawet sceny w twierdzy Monitora z Kryzysu na nieskończonych ziemiach nie umywają się do tego, co Perez zaprezentował w Czasie przyszłym niedoskonałym. Wprawne oko dostrzeże też wiele nawiązań, zwłaszcza w wydarzeniach w pokoju pamięci. Warto również przyjrzeć się pierwszej rozkładówce, na której w tłumie ukrywa się Wally – obecny w książeczkach z ćwiczeniami na spostrzegawczość. Drugą składową antologii jest tytułowy Koniec, napisany przez Petera Davida w 2002 roku. Nadszedł koniec świata, a jedyną rozumną istotą na Ziemi pozostaje Bruce Banner. Wędrujący przed siebie starzec żyje w ciągłym strachu przed kolejną przemianą w Hulka, a za towarzysza służy mu tylko robot filmujący ostatnie lata błękitnej planety. Jedynym pragnieniem Bannera jest umrzeć, jednak Hulk lubi życie i nie zgadza się na takie rozwiązanie. Ta historia jest znacznie cięższa niż poprzednia. Samotność bohatera jest przytłaczająca, a jego wędrówka po pustkowiu dołuje. Od czasu do czasu pojawiają się wspomnienia tego, jak przebiegała apokalipsa. Wydarzenia oglądane oczami Bannera pokazują Hulka jako potwora, któremu nie zależy na niczym. Jest szczęśliwy z tego, że ludzkość wymarła i już nikt nie może go skrzywdzić. Ten wątek pięknie ukazuje ból olbrzyma, który od momentu ujawnienia był prześladowany przez najbliższych mu ludzi. Niestety, nie wszystko w tej opowieści jest udane. Punkt kulminacyjny miał być tragiczny, jednak został przedstawiony tak kiczowato, że trudno powstrzymać się od ironicznego uśmiechu. Również niepotrzebne jest przypominanie narodzin Hulka. Nie wnosi to wiele do fabuły, a zajmuje strony, które można było przeznaczyć na pokaz jego siły, ponieważ takich momentów trochę brakuje w tym albumie. David umiejętnie nawiązał do Czasu przeszłego, wspominając najważniejsze wydarzenia w formie krótkiego monologu bohatera.
Mroczną, smutną atmosferę spotęgował Dale Keown. Kolejny weteran komiksów o Hulku dołożył wszelkich starań, żeby duchowe starcie pomiędzy Bannerem a jego zielonym towarzyszem było uwydatnione w ich wyglądzie. Bruce jest wychudzony, stary i ledwo się porusza, słaby człowiek, wyniszczony przez długie, ciężkie życie. Natomiast Hulk to okaz zdrowia, większy i silniejszy niż kiedykolwiek, samozwańczy władca pustkowia dominuje nad wszystkim i wszystkimi, a kieruje nim żal oraz nienawiść. To wszystko przypomina wersję bohatera ze Staruszka Logana. Wydaje mi się, że to właśnie Końcem prawdopodobnie inspirował się Mark Millar, pisząc swoją kultową miniserię sześć lat później. Tom zamyka miniseria z linii wydawniczej Marvel Knights – wydany w 2014 roku Hulk: Transformé. Knights to komiksy osadzone w innych światach niż klasyczna Ziemia-616, podobnie do konkurencyjnego Elseworlds od DC. Pozwoliło to Marvelowi pokazać bohaterów w nowym świetle bez ciągnącej się za nimi – często kilkudziesięcioletniej – mitologii. W przeciwieństwie do Elseworlds, Knights nigdy nie zdobyło dużej popularności.  Transformé napisał Joe Keatinge – autor, który miał swój udział w wielu seriach, ale w niewielu zagościł na dłużej. Jego dzieło może być wskaźnikiem różnicy w odbiorze niekanonicznych światów Marvela i DC. Alternatywny Hulk jest zwyczajnie zbyt podobny do tego, którego znamy z comiesięcznych zeszytów, przez co nasuwa się pytanie: Dlaczego nie osadzić opowieści w głównym uniwersum? Zwłaszcza, że wątki w nowej opowieści nie zaprzeczają innym. Keatinge zaczyna od najstarszego scenopisarskiego triku. Cierpiący na amnezję Bruce Banner trafia do Paryża. Nie wie, dlaczego się tam znalazł, nie ma też świadomości o swoich specjalnych umiejętnościach. Nawiązuje więź z młodą kobietą, która przychodzi mu z pomocą. Można byłoby wybaczyć ten oklepany początek, gdyby reszta nie była jeszcze bardziej ograna. Za Bannerem podążają agenci odłamu AIM i chcą wykorzystać jego alter ego do własnych celów. Już w drugim rozdziale znika wszelki ślad po Paryżu i dziewczynie – Keatinge poświęcił jej znaczną część opowieści, tym samym sugerując, że będzie to istotna postać. Zamiast tego akcja skacze z miejsca na miejsce, sprawiając, że trudno zrozumieć, o co właściwie chodzi. Podczas czytania odniosłem wrażenie, że autorowi zabrakło pomysłów i zdecydował się zaprezentować klasyczną opowieść z dużą dawką Hulkowego znaku firmowego – rozwalania. Większa liczba stron mogłaby pomóc pogłębić fabułę i dać czytelnikom chwilę wytchnienia pomiędzy, skądinąd dosyć dobrymi, scenami walk.
Źródło: Egmont
Są one zasługą naszego rodaka – Piotr Kowalski , rysownika odpowiedzialnego za Sex oraz jeden z tomów Mrocznej Wieży. Bardzo dobrze pokazuje siłę Hulka, szczególnie podczas – zamykającego pierwszy rozdział – starcia w Luwrze oraz walki finałowej. Widok olbrzyma, który przekroczył swój potężny rozmiar jest naprawdę emocjonujący. Szkoda tylko, że Kowalski nie przyłożył się do projektów reszty obsady. Znane postacie nie różnią się niczym od odpowiedników we własnych seriach – kolejny dowód na brak oryginalności w imprincie Marvel Knights – a tymczasem nowe są po prostu nieciekawe, zaraz po przeczytaniu wypadają z pamięci i trudno wskazać u nich jakiekolwiek cechy charakterystyczne. Umieszczenie Transformé w tej antologii szkodzi podwójnie. Po pierwsze jest to krzywda dla samej miniserii. Gdyby została wydana w swoim własnym tomie – np. jako część Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela – nie byłoby kontrastu ze znacznie lepszymi utworami Petera Davida i jej odbiór byłby bardziej pochlebny. Po drugie seria Keatinge’a i Kowalskiego obniża jakość całego tomu i trudno zrozumieć, dlaczego się w nim znalazła. Zagraniczne wydania Końca zawierają tylko tytułowy zeszyt oraz Czas Przyszły Niedoskonały. Jeśli Egmont nie chciał wydać zbyt krótkiego tomu, to można było sięgnąć, choćby po Szarego – Jepha Loeba i Tima Sale’a albo po wczesne zeszyty Stana Lee i Jacka Kirby z 1962 roku. Peter David jest mistrzem Hulka i dał temu dowód w Końcu oraz w innych fabułach swojego autorstwa. Niestety, Joe Keatinge jest tylko naśladowcą tych, którzy byli przed nim, dlatego też ocena całej antologii Koniec i inne opowieści jest niższa. Transformé jest zbyt długie, żeby traktować je jako dodatek do całości.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj