I tak po prostu to nowy rozdział przełomowej produkcji Seks w wielkim mieście. Serial wyprodukowany przez Michaela Patricka Kinga przedstawia dalsze losy Carrie (Sarah Jessica Parker), Mirandy (Cynthia Nixon) oraz Charlotte (Kristin Davis), które mierzą się ze skomplikowaną rzeczywistością życia i przyjaźni po pięćdziesiątce.

I tak po prostu - zwiastun

I tak po prostu rozprawia się z nieobecnością Samanthy Jones już w pierwszych minutach premierowego odcinka. Dla niektórych wytłumaczenie absencji bohaterki w serialu może okazać się beznadziejne i niejasne, ponieważ twórcy nie robią zbyt wiele w tym temacie. Według mnie to bardzo dobre podejście. Producenci zostawiają otwartą furtkę do potencjalnego powrotu aktorki. Samantha była jedną z najbardziej lubianych postaci. Nie dziwi mnie zniechęcenie fanów, którzy oglądali Seks w wielkim mieście właśnie ze względu na nią. Mimo że fizycznie jej  brakowało na planie, to jednak pojawiały się odpowiednie i ważne momenty, które sprawiały, że nie odczuwałam tej pustki. Co więcej, wszystko to może okazać się doskonałą alternatywą na budowanie nieco innej konstrukcji świata, wprowadzenie świeżości i ominięcie powielanych wcześniej schematów.  Produkcja pokazuje, że świat wokół nas się zmienia i robi to poprzez wplatanie ciekawych, a czasem nawet kontrowersyjnych wątków fabularnych. Ponadto w obsadzie widzimy totalnie nowe twarze, które mają potencjał i przykuwają uwagę. Przykładem jest Che Diaz (Sara Ramirez). Jako postać niebinarna prowadzi nowoczesny podcast o seksie, pali trawkę i nie przejmuje się konsekwencjami albo tym, co ludzie sobie pomyślą. Bohaterki kultowej serii niekoniecznie nadążają za rozwojem środowiska, w którym na co dzień egzystują. W związku z tym nowa szefowa Carrie intryguje oraz znakomicie podkreśla rozbieżność charakterów i poglądów XXI wieku. Carrie wiedzie sielankowe życie u boku swojego męża. Uczuć łączących tę parę pozazdrości niejedno wypalone emocjonalnie małżeństwo. Twórcy już od pierwszej wspólnej sceny wzmacniają motyw i istotę prawdziwej miłości. Podobało mi się, że nie robią tego w nachalny, przerysowany sposób. W zasadzie drobnymi gestami pokazują, że takie rzeczy nie zdarzają się tylko na ekranie, ale są możliwe w normalnym  świecie. Przykładem jest chociażby fakt, że Carrie często zakłada szpilki, które miała na nogach w dniu swojego ślubu (jak wiadomo, nie wyglądają typowo, ale nadal są obłędne). Główna bohaterka "spełnia się" zawodowo i wygląda na szczęśliwą. Można jej zarzucić wiele. Trzeba przyznać, że zawsze trzyma fason, jest zorganizowana i nie pokazuje swoich słabości. Nawet wtedy, gdy powinna. Mam wrażenie, że to właśnie wokół niedoskonałości i wyjścia ze strefy komfortu będą oscylowały jej losy, a premierowe odcinki to tylko przedsmak nadchodzących wydarzeń. Co może pójść nie tak? Nieobecność Samanthy w serialu niespecjalnie mi przeszkadza. Mieszane uczucia wywołało we mnie to, jak niesprawiedliwie został potraktowany Mr Big (Chris Noth). Dlaczego? Cóż... zakończenie pierwszego odcinka było zaskakujące, dziwne i chyba nie do końca przemyślane. Rozumiem zamiar, ale wykonanie pozostawiało wiele do życzenia...

I tak po prostu - zdjęcia

źródło: HBO
+16 więcej
Grono przyjaciółek ma już swoje lata, cele, problemy oraz dorastające dzieci, które na pewno dolewają oliwy do ognia. Tak właśnie jest w przypadku Mirandy. Kobieta jest nad wyraz opiekuńczą matką. Niektórzy mogą rzec, że przesadza. Jednak jej zachowanie jest w pełni uzasadnione. To cool mama, która wiele już w życiu widziała i chce jak najlepiej dla swoich pociech, które wkraczają w świat niebezpiecznych pokus. Jej sarkazm, stanowczość i lojalność wobec bliskich z każdą kolejną minutą oglądania urzekają coraz bardziej. Aktorka fenomenalnie portretuje symbol prawdziwej przyjaźni i poświęcenia, a zarazem pogoni za własnymi marzeniami i ambicjami, niezależnie od wieku. Nigdy nie jest za późno, aby zacząć od nowa - wszyscy, bez wyjątku, mają do tego absolutne prawo. À propos prawa... Syndrom białego wybawcy jest główną kwestią, wokół której kręci się postać Mirandy. Kobieta doszukuje się rasistowskich podtekstów tam, gdzie ich nie ma, i na początku rzeczywiście jest to absurdalne. Jej postać jest na tyle niezdarna i urocza, że wszystko ogląda się z dziwną przyjemnością i uśmiechem na twarzy. Mamy jeszcze Charlotte, która próbuje stworzyć obraz wyidealizowanej rodziny kosztem relacji wśród bliskich. Bohaterka jest doskonałym przykładem na to, jak łatwo zaprzepaścić długoletnią przyjaźń i nie zwracać uwagi na uczucia innych. Gdybym miała stworzyć poradnik z zachowaniami, których należy unikać, aby nie zrazić do siebie ludzi, posłużyłabym się przykładem jej osoby. Z drugiej jednak strony należy pamiętać, że właściwie taka jest jej rola. W grupie przyjaciół znajdują się różne ogniwa, które suma sumarum tworzą fantastyczną, spójną jedność. I to jest wartościowe. 
źródło: HBO
W zasadzie cała "święta trójca" jest nadwrażliwa w jakimś aspekcie, który kiedyś byłby dla nich normalką. To, co w Seksie w wielkim mieście jest uważane za feministyczne, dziś może być postrzegane dokładnie na odwrót. Po dwóch pierwszych odcinkach widać, że Carrie ma słabsze momenty, nie potrafi i nie chce rozmawiać na tematy tabu. Miranda ma obsesję na punkcie odgrywania wielkiej (nieproszonej) zbawicielki, a Charlotte jest po prostu samolubna i nieświadoma powagi słów, które łatwo wypowiada. Poza tym, żyje w swojej bańce mydlanej. Serial świetnie przedstawia zmagania kobiet, które chyba nie do końca pogodziły się z tym, że mają 50 lat. W związku z tym zmiany, które odzwierciedlają szarą rzeczywistość pędzącej metropolii, mogą przytłoczyć niejednego człowieka.  I tak po prostu to stylowa oprawa i prawdziwe wzruszenia wypełnione znanym nam już humorem, do którego chętnie powracamy. Pierwszy odcinek wygląda ciekawie. Nie brakuje w nim komicznych scen, które od początku przykuwają uwagę widza. To niewątpliwie zachęca do dalszego oglądania. Dwa odcinki nie wystarczą, żeby uczciwie stwierdzić, czy produkcja jest warta oglądania. Na pewno jest lepiej, niż się spodziewałam. Serial ma swój dawny urok i sprawnie łączy znajomy i lekki ton związany z funkcjonowaniem starzejących się już bohaterek na tle współczesnego Nowego Jorku. Pomiędzy aktorkami widać chemię sprzed lat. Co najważniejsze, historia przedstawia zdezorientowane trio próbujące poradzić sobie z dziwnymi trendami i wynikami ich dotychczasowego życia. I tak po prostu to lekka, przyjemna (przynajmniej na chwilę obecną) kontynuacja. Oprócz kilku drobnych nieporozumień i dziur fabularnych, efekt finalny jest całkiem zadowalający. Dialogi są zabawne, a to już połowa sukcesu. Na pewno nie jest to produkcja na miarę Seksu w wielkim mieście, ale twórcom wcale na tym nie zależy i podkreślają to, kiedy tylko się da. Słusznie. Nie skreślałabym tego serialu już na starcie, a wręcz poleciłabym, żeby sprawdzić jego potencjał. Coś się kończy, coś się zaczyna.  
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj