Pierwszy odcinek udowadnia nam brak wiary włodarzy stacji w tej projekt. Przede wszystkim męczą stereotypowi bohaterowie. Henry to standardowy pan perfekcyjny - doktor, ideał, wszystko robi najlepiej, a przy tym jest nudny i strasznie nijaki. Chloe to typ popularnej dziewczyny, która jako dorosła i piękna kobieta stara się być lepszym człowiekiem. Ileż już takich postaci widzieliśmy? Jimmy to typowy głupek, który ma swoim nieogarnięciem próbować nas bawić, ale jedynie na próbach się kończy.

Henry i Chloe to postacie, które jeszcze jakoś udaje się stworzyć w miarę wiarygodnie. Scott Foley i Becki Newton potrafią wzbudzić sympatię, a nawet w paru momentach wywołać uśmiech na twarzy. T.J. Miller niestety ponosi porażkę z Jimmym - ta postać jedynie działa na nerwy, a jego wstawki są głupie i nieśmieszne. Kompletnym nieporozumieniem jest dodanie w tym odcinku czarnoskórego przyjaciela ich ojca, którego obecność jest jednym, wielkim, dziwacznym znakiem zapytania.

Sam pomysł na pozytywną rywalizację rodzeństwa jest niezły. Z jednej strony muszą walczyć o fortunę, więc siłą rzeczy może to wyciągać z nich najgorsze cechy, ale z drugiej - muszą nauczyć się żyć jak rodzina, bo inaczej nici z pieniędzy. Realizacja pozostawia jednak wiele do życzenia. Należy mimo wszystko zaznaczyć, że nic tutaj nie prezentuje nam poziomu żenady, po którym łapiemy się z wrażenia za głowę.

The Goodwin Games to serial-zapychacz, który nie prezentuje sobą kompletnie niczego interesującego poza samym pomysłem. Mało śmiechu, nudni bohaterowie i dziwne rozwiązania fabularne potwierdzają, dlaczego ten serial został z góry skazany na porażkę.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj