Młodzieżowe kino popularne to jedno z kół zamachowych popkultury. Od kilkunastu lat świetnie mu się wiedzie. Najciekawsze, najlepsze, najgłośniejsze książki są ekranizowane, a że często to początki cykli, to jeśli odniosą sukces kasowy – za pierwszym filmem idą kolejne. Trend wyznaczył Harry Potter, a utrwalił Zmierzch. Rzecz w tym, że każdy porządny cykl powieści tego typu z czasem dobiega końca. To nie James Bond, który może przeżywać w nieskończoność nowe przygody - tu opowieść jakoś się zaczyna i jakoś kończy, a wtedy trzeba dać widzom kolejną. I tak właśnie dochodzimy do Igrzysk Śmierci. To trylogia książek Suzanne Collins, która świetnie wypadła na dużym ekranie. Pierwszy film okazał się wielkim sukcesem i to zarówno dzięki dobremu pierwowzorowi literackiemu, jak i obsadzie. Gdy zatrudniano Jennifer Lawrence do głównej roli, była zdolną młodą aktorką; gdy film wchodził na ekrany, była już gwiazdą. Nic więc dziwnego, że ekranizowano dalej. Ba – zgodnie z nową świecką tradycją, wprowadzoną przez cykl o Harrym Potterze i Zmierzch, ostatni tom rozbito na dwa filmy. I oto właśnie ten ostatni, druga połowa finałowej powieści, The Hunger Games: Mockingjay - Part 2, wchodzi na ekrany. No url Zamknięcie fabuły. Puenta. Seans obowiązkowy dla tych, którzy oglądali poprzednie. Ale jak się to broni po prostu jako film? No, moim zdaniem już nie tak rewelacyjnie. To mocne, wyraziste i uczciwe dopełnienie historii Katniss i wielkich dziejowych zawirowań, które nią miotały. Kawał porządnej fabuły – to oczywiście zawdzięczamy pani Collins. Obsada również sprawdza się po prostu dobrze, ale niestety świat, w którym dzieje się cała ta fabuła, sypie się coraz bardziej. Choć to również w dużej mierze zawdzięczamy pani Collins, to w książce tego tak nie było widać, więc tak bardzo to nie bolało. Na ekranie jest po prostu bez sensu – pokazywana tu technologia jest niespójna, mamy na zmianę futurologię i średniowiecze; dla efektu wizualnego i fabularnego przeciwnicy bohaterów raz działają sensownie, raz nie, tworzą wymyślne pułapki, a potem nie radzą sobie w prostych sytuacjach technicznych. Strasznie to męczy podczas oglądania. Ogólnie jesteśmy w ostatnich dekadach przyzwyczajeni do fabularnych głupot w hollywoodzkich blockbusterach, ale tu już przekraczane są wszelkie granice. Jako widz nie jestem w stanie aż tak wysoko zawiesić swojej niewiary - i dlatego to, co miało być pięknym zwieńczeniem sagi, jest dla mnie jej najsłabszą odsłoną. Zupełnie osobną kwestią jest puenta, a raczej puenty filmu. To trochę tak, jakby twórcy nie wierzyli w mocny finał, który wynika z książki, i starali się go wyjaśnić oraz złagodzić kolejnymi epilogami. Jest ich niemalże tyle co u Petera Jacksona w Powrocie Króla, czyli o kilka za dużo. Dostajemy więc w sumie lekko oszałamiające widowisko, które nie do końca ma sens, ale zagrane jest dobrze, nakręcone sprawnie, a do tego niesie naprawdę ostre i ważne przesłanie. The Hunger Games: Mockingjay - Part 2 to mieszanka mocno nietypowa, ale chyba jednak warta skosztowania.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj