Rok 1916. Seyit „Kurt” Eminow to młody żołnierz prowadzący z całej siły hulaszczy tryb życia – aż do dnia, gdy poznaje na balu piękną i niewinną Aleksandrę, zwaną Szurą. Choć młodzi znają się dopiero od niedawna, od początku wiedzą, że to, co ich łączy, jest wyjątkowe. Niestety nie mają za wiele czasu na pielęgnowanie tej miłości – Kurt zostaje wysłany na wojnę, a bunt źle traktowanych robotników staje się coraz poważniejszy… Niech nikogo nie zmyli nazwa powieści – Kurt Seyt & Shura daleko do harlequinów i kiczu, który może sugerować tytuł. Choć wątek miłosny jest tu ważny, to pierwszy tom opowiada bardziej o samych wydarzeniach historycznych, w których jeden z naszych bohaterów bierze udział. Dokładniej, poznajemy tu losy Kurta – a w tym również historię tatarów krymskich. Autorka powieści z wdziękiem przeplata przeżycia rodziny Eminow z wydarzeniami historycznymi, pozwalając nam również poznać lepiej samą Rosję. To duży plus, który urozmaica – wydawałoby się – zwykłą powieść o miłości. Zwłaszcza, że gdy wątek miłosny „dochodzi do głosu”, to autorka nie ucieka od zwykłych i częstych kalek w tym gatunku, przez co Imperium miłości trochę traci. A szkoda. Skupienie się na historii Kurta pozwala lepiej poznać samego głównego bohatera, a także bliskich mu ludzi – jesteśmy towarzyszami najważniejszych wydarzeń w życiu Seyita – obrzezania, pójścia do szkoły, pierwszych miłostek. Dzięki temu czytelnik przywiązuje się do tego bohatera i życzy mu dobrze. Tak samo jest z resztą bohaterów – Nermin Bezmen tworzy postaci, które się po prostu  lubi i nieważne czy będziemy mieć z nimi do czynienia tylko przez chwilę czy na dłuższy czas. Jednak niestety tutaj muszę skrytykować jedną rzecz – szkoda, że autorka, przeskakując w różne okresy życia Seyita, nie pozwoliła nam obserwować rozwoju również innych bohaterów. I przez to moment, gdy jeden z jego najlepszych przyjaciół opuszcza go i zmienia się zupełnie, wydaje się sztuczny i niedorzeczny. Drugim problemem jest to, że przez dość sporą liczbę bohaterów – a sama książka do grubych nie należy – trudno jest o nich powiedzieć coś innego niż to, że są sympatyczni. Z tego samego powodu niewiele można powiedzieć o Szurze – choć powinna mieć równą pozycję w powieści co Kurt, to bohaterka szybko znika, jedynie przypominając o swoim istnieniu poprzez myśli Seyita i listy, które do niego pisała.
Źródło: Marginesy
Czy warto jednak przeczytać tę książkę? Myślę, że dla wielbicieli pięknych bali i długich sukien niczym z Anny Kareniny jest to pozycja obowiązkowa. Autorka dobrze oddaje atmosferę tamtej – kończącej się – epoki, gdzie ważne były subtelności. Ciekawie jest również poczytać o historii Rosji z perspektywy tak odległej od polskiej – czyli krymskiego tatara. Rzuca to zupełnie nowe światło na znane z lekcji szkolnych wydarzenia, nadając im twarze i imiona. A myślę, że jest to tym ciekawsze, że pisarka opisuje życie prawdziwych ludzi. I tu warto wspomnieć o miłej niespodziance jaką przygotowało wydawnictwo – czyli zdjęcia prawdziwej Szury i Seyita, a także fotografie z podróży autorki, odbytej podczas tworzenia tej książki. Myślę, że wielu wielbicieli Imperium miłości ucieszy się z takiego dodatku i z radością zobaczy prawdziwego Seyita i Szurę. Imperium miłości to książka przy której przyjemnie spędza się czas i pozostaje w pamięci. Myślę, że w potoku tureckich powieści, który nas zaraz zaleje, jest to jedna z bardziej interesujących propozycji ofert, więc dobrze ją przeczytać.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj