Pierwsza część zatytułowana Lew przedstawiała nam Peryklesa jako młodego, niedoświadczonego żołnierza, którym targają osobiste i polityczne namiętności. Teraz nasz bohater dojrzał – jest znacznie bardziej rozważnym graczem. Niestety po przeczytaniu pierwszej części moim faworytem został Kimon. On i Efilates grają w książce pierwsze skrzypce. Conn Iggulden kładzie nacisk na działania wojenne, które są dość ciekawe i z pewnością bardziej interesujące dla czytelnika niż roztrząsanie tego, jak bardzo Perykles zmienił politykę Aten. Aczkolwiek brakowało mi wzmianki o tym, że dla swojej ukochanej Aspazji zmienił nieco prawo. Iggulden pomija ten wątek, ale tłumaczy się z tego w posłowiu.
Źródło: Rebis
Skoro o kobietach mowa – w tej części jest znacznie więcej sfery osobistej Peryklesa. Zresztą trudno by było tego uniknąć, bo rozwiódł się z Tetydą, związał z Aspazją, a z obu związków ma dzieci. Fragmenty poświęcone rodzinie są miłym urozmaiceniem tej polityczno-wojennej machiny. Jednocześnie jest to tak wyważone, że nie dominuje całości. Jeśli chodzi o wątki życiowe, bardzo byłam ciekawa, jak zostanie opisana zaraza, która dotknęła społeczność Aten. Iggulden poświęcił jej całkiem sporo miejsca.
W Imperium dużo ludzi umiera, w tym bardzo liczący się bohaterowie. Autor pisze o tych śmierciach bardzo oszczędnie, bez patosu, co jest jak najbardziej na plus. Wyciskaczy łez to my tu nie znajdziemy. Książka trzyma poziom pierwszej części. Czyta się ją dobrze, bo język jest barwny i plastyczny. Pisarz sprawnie przeprowadza nas przez meandry historii starożytnej. Dobrze, że nie rozciągnął tego na trylogię, czego się bardzo obawiałam. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj