6. odcinek "Imperium" rozwija fabułę i pokazuje nowe oblicza bohaterów, choć niestety zdarza mu się wpadać w pułapki fabularne i pewne schematy.
Żadnym zaskoczeniem na pewno nie będzie to, ze Cookie zdominowała odcinek – i to już od pierwszych scen. Mimo że wątek pt. „Kobieta źle zrozumiała intencję swojego faceta” jest już znany widzom, jego punkt kulminacyjny doprowadził pewnie niejednego widza do zbierania szczęki z podłogi. Szczerze mówiąc, gdy tylko zobaczyłam początek tej sceny, pomyślałam: „Och, schemat. Ciekawe, jak Cookie go przełamie” - i, oczywiście, bohaterka zrobiła dokładnie to, czego od niej oczekiwałam. A moment, w którym przy wyjściu dodała słowa: „Tak wygląda tyłek, Anika”, chyba utwierdził wszystkich w przekonaniu, że królowa jest tylko jedna.
Niestety, Cookie bierze coraz więcej na głowę, przez co zapomina o innych. Tym razem do swojej gromadki niechcianych dzieci dodała Elle Dallas, graną przez Courtney Love. I mimo że ich sceny należały do najlepszych w tym odcinku, to szkoda, że Cookie nie zajmuje się tak samo swoimi synami. Scenarzyści próbują utwierdzić widza w przekonaniu, że pani Lyon jest świetną matką – tylko dlaczego pokazują to jedynie na przykładzie Jamala? Kiedy ostatnio Andre miał skupioną na sobie jej uwagę? Już nie mówiąc o Hakeemie, o którym bohaterka przypomina sobie od czasu do czasu. Dlatego też nie spodobały mi się pretensje Jamala, niezadowolonego, że jego młodszy brat nie szanuje ich matki. Jak ma ją szanować, skoro cały czas go rani, nie próbując nawet z nim porozmawiać? Gdyby scenarzyści pokazali chociaż, że Cookie próbowała parę razy porozumieć się z najmłodszym synem – ale tego nie było. Ostatnią prawdziwą interakcję mieli w pierwszym odcinku i od tego czasu nic się nie działo. A powinno, bo chyba wszyscy widzowie są już zirytowani zachowaniem Hakeema i widzą, że potrzebuje on matki. Szkoda, że Cookie zamiast w końcu zająć się swoim synem, zajmuje się każdym innym.
Ten odcinek pokazał również, jak biedny i jednocześnie bezwzględny jest Andre. Żałuję, że scenarzyści nie poświęcają mu więcej czasu, bo mogłaby z niego wyrosnąć następna gwiazda tego serialu. Z jednej strony Andre, który nie był nigdy faworytem żadnego ze swoich rodziców, chroni Luciousa, pokazując twarz tego nieszczęśliwego, niekochanego dzieciaka, a z drugiej, w tym samym momencie, potrafi grozić swojemu wujkowi – jedynej wspierającej go osobie. Mimo że pewnie niewielu lubi tego bohatera, ja jestem nim zachwycona – a raczej potencjałem, który za sobą niesie.
[video-browser playlist="662301" suggest=""]
Podobne uczucia mam do jego żony, Rhondy. Chociaż bohaterka pojawiła się jedynie parę razy, to do niej należały najbardziej cięte komentarze. Chciałabym ją zobaczyć w akcji, walczącą o pozycję swojego mężczyzny, knującą i sprzymierzającą się z Cookie – to byłby naprawdę niezły team. I za każdym razem, gdy widzę Rhondę oraz Andre, mam ochotę krzyknąć do scenarzystów, by ich w końcu wykorzystali.
Zwłaszcza że reszta postaci kręci się w kółko. Jamal stracił w tym odcinku pazur, tak samo jak jego piosenki. Tak jak byłam zachwycona jego wykonaniem „Keep My Money”, tak „I Want Your Love” przypominało raczej Justina Timberlake’a wraz z jego charakterystycznymi ruchami. Mimo że to miłe ze strony producentów, że Jussie Smollett mógł zaprezentować swój autorski utwór, to oby scenarzyści nie poszli w tę stronę, ponieważ wydaje mi się, że ciemnoskórego Timberlake’a nie potrzebujemy. Za to ostrego Jamala – bardzo.
Jednakże na razie Jamal idzie w bardzo schematycznym kierunku – zdobywa sukces i zapomina o swoim uroczym, gotującym Meksykaninie. Oby scenarzyści szykowali coś ciekawszego od miłosnych dramatów pt. „Jestem teraz innym człowiekiem, nie pasujemy już do siebie”, ponieważ wszyscy chyba wiedzą, jak takie rzeczy się kończą – Jamal zrozumie swoje błędy po dość podłym upadku i będzie błagał swojego chłopaka o wybaczenie. Miejmy nadzieję, że wyrwie się z tego schematu jak najszybciej, bo szkoda byłoby marnować tę postać na tak oczywiste rozwiązania.
Takie same uczucie mam co do Hakeema – kiedy ten chłopak zacznie dojrzewać? Nie wiem, czy Timbaland postanowił się wyzłośliwić i wytknąć błędy w scenariuszu, ale tak to wygląda – piosenki Hakeema, jak on sam, z odcinka na odcinek niczym się nie różnią. Może czas pokazać jakąś zmianę w jego postaci, nim na wieki wieków najmłodszy z Lyonów stanie się nudnym, wkurzającym bohaterem? Zwłaszcza że - tak jak się spodziewałam - jego homoseksualno-biseksualna dziewczyna na razie odeszła w niebyt. Mam nadzieję, że to nie był pomysł scenarzystów na szybkie porzucenie tej bohaterki, skoro wiadomo, że stać ich na coś lepszego.
Czytaj również: Potężne „Imperium” oraz komedie ABC dominują w środę – wyniki oglądalności
Jednakże dużym zaskoczeniem okazała się Courtney Love. Bardzo bałam się występu tej piosenkarki (zwłaszcza biorąc pod uwagę jej głos, który już w ogóle nie jest głosem Courtney z czasów „Hole”), ale okazało się, że wyszło jej to bardzo dobrze. Może dlatego, że jej postać jest niezwykle podobna do samej Love – upadła gwiazda, która nie ma nic lepszego do robienia poza ćpaniem. Jej sceny wyszły naturalnie, a sam moment śpiewu bardzo mi się podobał. Nie wiem, czy Courtney naprawdę nadal potrafi śpiewać, czy po prostu podrasowano jej głos, ale moment, w którym wokalistka śpiewa bez żadnej fałszywej nuty, wzruszy chyba każdego – zwłaszcza fanów Love.
"
Imperium", tak jak się obawiałam, popełnia błędy – i to niestety te najbardziej oczywiste. Mam jednak nadzieję, że scenarzyści pokażą, iż warto w nich nadal wierzyć. Najchętniej postawiłabym temu odcinkowi ocenę 5, ale za Courtney Love niech ocena pójdzie o oczko wyżej – ponieważ
"Imperium" potrafi tworzyć gwiazdy, szkoda tylko, że samo czasem zachowuje się jak olbrzym na glinianych nogach.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h