Sezon trzeci Empire powiela największy problem tej serii: brak muzyki. W zasadzie w obu finałowych odcinkach mamy trzy sceny, w których muzyka ma jakieś znaczenie. Krótkie, ale solidne, treściwe. Najlepiej wypada wspólne śpiewanie Jamala z Luciusem, gdzie słowa, muzyka i wydźwięk fabularny tego, co obserwujemy, ma sens, znaczenie i emocje. Zresztą to samo można powiedzieć o końcowej piosence Jamala dla matki. I tyle. Kilka krótkich fragmentów na dwa odcinki serialu muzycznego. Gdy przypomnę sobie pierwszy sezon, tam muzyka odgrywała jedną z głównych ról. Jej znaczenie i ścisły związek z fabułą był nie do podważenia. A do tego po prostu świetnie brzmiała. A teraz? Muzyka jest zepchnięta w dalekie tło. Jej znaczenia jest marginalne, a brzmienie nierówne. Największa zaleta serialu praktycznie w trzecim sezonie nie istnieje, a finał to jedynie potwierdza. Błędne decyzje producentów są widoczne w tych odcinkach, które pogłębiają cały zły zamysł  tego sezonu. Fabuła coraz bardziej kieruje się w stronę niestrawnej opery mydlanej. I coraz bardziej te wątki przejmowały kontrolę nad tym serialem. A to odbywało się kosztem muzyki, która przez kolejne odcinki coraz bardziej była spychana, aż w finale praktycznie nie ma znaczenia. Ciągłe intrygi, knucie, mdłe wątki romantyczna, rywalizacja na drodze Lucius - Andre, Cookie, która raz chce, raz nie chce być z Luciousem i do tego jeszcze cała sprawa z Tariqem i jego komiczną śmiercią w  odcinku 17. Coś, co kiedyś napędzało rozwój wątków muzycznych, teraz jest pełnoprawną operą mydlaną niskich lotów. Żaden wątek nie działa, nie ciekawi, stoi na słabym poziomie, jedynie utwierdzając w przekonaniu, jak bardzo twórcy tego serialu popłynęli w złym kierunku. To tyczy się też całego wątku porwania Belli i zapowiadanej kontynuacji walki Lyonsów z Dubois. Wygląda to coraz gorzej. Jedynym plusem całego finału jest zamknięcie konfliktu rodzinnego. Fakt, że cała intryga Luciousa okazała się fasadą i on nadal kocha Cookie, to zaskoczenie. Naprawdę spore i pozytywne. Zamiast brnąć w zaparte w absurdy, twórcy postawili na happy end. Zakończenie nudnego już etapu serialu, w którym rodzina będzie pogodzona. Rozmowa z synami i przekazanie kluczy do królestwa, to jedne z lepszych emocjonalnie scen, jakie ten serial miał. To wszystko jednak musiało zostać zepsute przez zamach na Luciousa. Cliffhanger z amnezją bohatera i zbyt poufałą panią doktor (fajnie znów zobaczyć Demi Moore na ekranie) to niestety sugestia, że czwarty sezon pójdzie w jeszcze gorsze wątki z opery mydlanej. Nie jest to optymistyczne. Nie mogę powiedzieć w zasadzie zbyt wiele dobrego o ostatnich odcinkach trzeciego sezonu ani o całej serii. To nie jest już ten sam serial co w pierwszym sezonie podbił ekrany. Nie ma tego serca do opowiadania o ludziach muzyki z werwą i brzmieniem, które przyciąga. Zamiast tego dostajemy mdłą, oklepaną fabułę rodem z brazylijskiej telenoweli, która straciła urok. Kiedyś to miało sens jako dodatek do muzyki, a teraz? Imperium upadło i nie jestem przekonany, czy chcę wrócić do oglądania w  czwartym sezonie. Szczególnie, że nawet muzycznie to wszystko nie brzmi tak dobrze i emocjonująco, jak na początku.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj