Tylko cud może zagwarantować serialowi drugi sezon. Nawet gdyby Michael J. Fox został niespodziewanie nagrodzony Złotym Globem za swoją rolę, nie powinno to niczego zmienić – tragiczna oglądalność odstrasza reklamodawców, a tym samym zmusza stację do zaprzestania produkcji. Netflix? TBS? Kto wie, wszystko jest możliwe, ale trzeba liczyć się z tym, że pozostało jeszcze jedynie 10 epizodów The Michael J. Fox Show.
Prawdę mówiąc, może to i dobrze. Widać jak na dłoni, że twórcy znaleźli odpowiadający im styl opowiadania historii i nie będą teraz podejmować ryzykownych kroków, aby to zmienić. A okazuje się, że ich pomysł na serial to bardzo ciepła, przyjemna i prosta familijna komedia z wieloma walorami edukacyjnymi. Cóż, szkoda, że tego typu fabuły już dawno przestały interesować amerykańskich widzów. Wyjątkiem jest Współczesna rodzina, ale ona ma najzwyczajniej w świecie lepszych scenarzystów, a dodatkowo bardziej interesujący i kompleksowy koncept. Tak więc może 22 solidne odcinki na równym i dość wysokim poziomie okażą się dla sitcom NBC bardzo dobrym wynikiem, zważając na to, jak rozwija się branża i preferencje publiczności.
[video-browser playlist="635059" suggest=""]Dwunasty epizod skupia się na dwóch przyjęciach, które nie przebiegają tak, jak życzyliby sobie tego ich gospodarze. Annie organizuje zabawę dla swojego najmłodszego syna i jego przyjaciół. Ian i Eve decydują się na uratowanie nudnej imprezy i zamienienie jej w coś bardziej ekscytującego. Nie brakuje miejsca na poważną rozmowę o dojrzewaniu, jaką Annie przeprowadza z córką, ale i tak najlepszy jest mały Graham, który o poranku następnego dnia jest skacowany po wypiciu zbyt dużej ilości pełnego cukru napoju gazowanego.
Mike chce uczcić fakt otrzymania przez Harrisa nagrody za osiągnięcia w dziedzinie dziennikarstwa. Tylko bardzo nieprzemyślane kłamstwo sprawia, że ich najlepsi znajomi przyjmują zaproszenie. Z ogromną przyjemnością ogląda się sceny, w których Mike coraz głębiej zaplątuje się w sieć swojej niefortunnej improwizacji. Wszystko to jednak prowadzi do dość zaskakującego zakończenia, które na pewno będzie źródłem niemałej ilości śmiechu w kolejnych odcinkach.
The Michael J. Fox Show nadal pozostaje drugą za Brooklyn Nine-Nine najlepszą nowością tego sezonu. Bardzo podoba mi się to, że życie rodzinne nie jest tu spłaszczone do głupich gagów opartych na stereotypach. Może właśnie to tę komedię pogrąża – podejmuje nieraz ambitne tematy, a nie próbuje za wszelką cenę rozśmieszać na każdym kroku. Przed nami jeszcze wiele pozytywnych wrażeń. Z niecierpliwością należy oczekiwać na gościnny występ Christophera Lloyda, który nastąpi już niedługo. Ponowne ujrzenie na ekranie obu gwiazd Powrotu do przyszłości będzie nie lada gratką.