Do trzech razy sztuka, powiedział sobie chyba reżyser Ron Howard, zabierając się za ekranizację kolejnej powieści o przygodach profesora Roberta Langdona. Tym razem główny bohater budzi się we florenckim szpitalu z raną postrzałową głowy. Ma problemy z odtworzeniem ostatnich wydarzeń. Wie tylko, że to co go spotkało ma coś wspólnego z tajemniczym przedmiotem, który jest w jego posiadaniu. Okazuje się nim być reprodukcja mapy piekieł Dantego, będącą kluczem do rozwiązania zagadki. Co by nie było za łatwo, za profesorem w pogoń ruszają podejrzani, uzbrojeni ludzie, którzy niekoniecznie chcą z nim porozmawiać o sztuce. Główny zamysł filmu jest bardzo ciekawy. Wszystkie najgorsze rzeczy, które wydarzyły się na naszej planecie zostały spowodowane przez człowieka. Zbyt duża populacja staje się głównym problemem tego świata i należy coś z tym zrobić. Najlepiej wymordować cztery miliardy ludzi i będzie spokój. Plan godny szaleńca, ale w ustach Bertranda Zobrista (Ben Foster) brzmi nawet przekonująco. Niestety, w Inferno jest za dużo stron konfliktu, przez co widz na początku nie za bardzo wie o co dokładnie chodzi. I nie jest to raczej zamierzony przez reżysera efekt. Nie wszystkie zabiegi zastosowane w książce równie dobrze sprawdzają się na dużym ekranie. Przy przerabianiu dość opasłego tomu na scenariusz zatracono gdzieś klimat. W fabule zrobiło się dużo dziur logicznych. Reżyser też przesadnie próbuje wytłumaczyć poczynania niektórych bohaterów. A gdyby widownia nie zrozumiała za pierwszym razem, to jeszcze kilka razy je powtórzy. Inferno swoim tempem nie odbiega od poprzednich części, ale jakością scenariusza jak najbardziej. Odniosłem wrażenie, że zarówno Howard jak i Hanks nie mieli ochoty robić tego filmu, a zmusiła ich do tego umowa z wytwórnią. O ile reżyser ze swojego zadania wywiązuje się średnio, o tyle Tom robi wszystko co może, by widz nie żałował wydanych pieniędzy. Biedak dał sobie nawet włosy przefarbować na czarno, co miało go odmłodzić o jakieś 10 lat. Nie była to zbyt dobra decyzja, ponieważ wygląda bardzo nienaturalnie. Znakomicie u jego boku prezentuje się natomiast Felicity Jones jako zatroskana pani doktor. Udaje jej się nawet kilka razy przyćmić swojego filmowego partnera, a to już nie lada sztuka. W scenach akcji prezentuje się fantastycznie, co tylko wzmaga apetyt na grudniową premierę Rogue One: A Star Wars Story. Chyba nikt by nie płakał, gdyby Inferno było ostatnim filmem o przygodach Roberta Langdona, ale niestety w kolejce na ekranizację czeka jeszcze jedna książka – Zaginiony symbol.

 

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj