Małgorzata Szumowska w filmie Infinite Storm sięgnęła po prawdziwą historię ratowniczki Pam, która samotnie wyrusza na górski szlak. W trakcie wędrówki spotyka pewnego mężczyznę, który znajduje się na granicy zamarznięcia. Pam pragnie za wszelką cenę zaprowadzić Johna – bo tak nasza wielbicielka górskich wycieczek nazywa poszkodowanego – w bezpieczne miejsce. Dla kobiety zmagającej się z traumą ta sytuacja staje się okazją do swoistego odkupienia i zmiany w życiu. Największym problemem produkcji Małgorzaty Szumowskiej jest to, że historia ustępuje miejsca kwestii realizacyjnej. Chodzi o to, że nie można wciągnąć się w opowieść, gdy wszystko przebiega tak szybko. W wielu momentach nawet nie czuć zagrożenia. Kiepsko zbudowano klimat. Tego typu historie powinny trzymać nas w napięciu do ostatnich minut. Atmosfera beznadziei, niepewności i emocjonalna stawka - to musi udzielać się odbiorcy, aby mógł kibicować bohaterom! Film miejscami bywa bardzo nudny. Niestety, wcale nie przejąłem się rozterkami i kolejnymi problemami Pam i Johna, ponieważ nie pozwolono mi wejść całym sobą w ekranowy dramat. Szkoda.
fot. materiały prasowe
Bohaterowie nie zostali napisani tak, abyśmy mogli się z nimi zżyć. Otrzymujemy pewne tropy fabularne dotyczące ich traum, ale są one bardzo słabo zarysowane. Naomi Watts próbuje swoją charyzmą wyciągnąć coś z Pam, jednak scenariusz nie pozwala jej na wiele. Na końcu miałem wrażenie, że zabrakło czasu, aby można było lepiej poznać ratowniczkę i zrozumieć jej ból. Te niedopowiedzenia były kompletnie niepotrzebne. To samo tyczy się Johna. Scenarzyści nie pozwolili nam go poznać. Nie wiemy nic o jego osobowości czy traumie – aż do zakończenia, w którym potraktowano to bardzo skrótowo. Sama relacja Pam i Johna jest psuta, wyrzucona w scenariuszowy kąt. Przez to trudno uwierzyć w zmianę, jaka w nich zachodzi. Infinite Storm broni się pod względem realizacyjnym. Na uwagę zasługują świetne zdjęcia. Zimowy, górski krajobraz robi wrażenie, pokazuje nam siłę przyrody, z którą przyjdzie się zmierzyć głównym bohaterom. Podobały mi się też niektóre pomysły realizacyjne. W sekwencji, w której główna bohaterka leży w dole pod zwałami śniegu, czuć więcej napięcia niż w reszcie filmu. Mamy też ujęcia z perspektywy oczu Pam ukrytych za goglami czy warstwy śniegu nachodzące na obiektyw kamery. To buduje charakterystyczny klimat.  Szkoda, że za tym wszystkim nie idzie historia. Infinite Storm mógł być doskonałym dreszczowcem, który trzymałby widza w napięciu przez cały seans. Niestety, to produkcja, która nie wciąga. Nie potrafiłem zatracić się w historii głównych bohaterów.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj