Jeśli szukacie jednej z najlepszych opowieści DC, której akcja rozgrywa się w świecie Elseworlds, a przy okazji chcecie zobaczyć znakomite tango branży gier z komiksową, wydane właśnie na polskim rynku Injustice. Bogowie pośród nas. Rok drugi. Tom 2 będzie dla Was jak znalazł. Powiem nawet więcej: w ostatecznym rozrachunku nową odsłonę cyklu można uznać za jeszcze lepszą niż jego otwarcie. Scenarzysta Tom Taylor czerpie pełnymi garściami ze wszystkich dobrodziejstw, które daje mu franczyza Injustice; znana z gier wideo jatka superbohaterów w interpretacji twórcy staje się jedynym w swoim rodzaju polem bitwy między najznamienitszymi herosami a przechodzącym na ciemną stronę mocy Supermanem. Taylor w nowym rozdziale tej historii idzie jednak krok dalej; jego podejście do Sinestro, postaci często traktowanej w głównym świecie DC po macoszemu, zasługuje na najwyższe słowa uznania. Trup ściele się gęsto, krew tryska tu strumieniami, naczelny harcerzyk powieści graficznych, Człowiek ze Stali, zmienia się w obrzydliwie złowrogiego łotra – czy do płynącego z niezobowiązującej lektury szczęścia potrzeba nam czegoś więcej?  Fabularnego środka ciężkości musimy poszukać w poprzednim tomie, który na wielu płaszczyznach nieustannie dyktuje tempo akcji kolejnej odsłony serii. Tę historię już znacie: Superman traci bliską osobę, w ramach odwetu przebija własną pięścią klatkę piersiową Jokera, by później poszerzyć skalę zupełnie nieheroicznych działań. Batman naprędce tworzy ruch oporu przeciwko tyranicznym zapędom niegdysiejszego kompana z Ligi Sprawiedliwości. W nowym rozdziale komiksowego Injustice istotną rolę odegrają członkowie Korpusu Zielonych Latarni. Kosmiczni herosi dostrzegają płynące z niecnych poczynań Człowieka ze Stali zagrożenie, które może sprowadzić zagładę także na inne rejony wszechświata. To przypuszczenie wydaje się tym zasadniejsze, że nieoczekiwanym sojusznikiem Supermana staje się Sinestro, który z jednej strony sufluje antagoniście najgorsze idee, a z drugiej pragnie wykorzystać całą sytuację do partykularnych celów. Jest też opłakująca utratę swojego ukochanego Black Canary, Jim Gordon dowodzący rebeliantami w Gotham czy wreszcie Oracle, która na fotelu lidera ruchu oporu zastępuje wciąż odczuwającego skutki niedawnej batalii Batmana. 
Źródło: Egmont
Od natężenia akcji jest tu tak gęsto, że nie wciśniesz nawet szpilki; co więcej, Taylor raz po raz serwuje czytelnikom długaśne sekwencje, w których postacie okładają się po twarzach, a na ich cudownych obliczach zaskakująco często możemy dostrzec ślady naparzanki czy strużki krwi. Najlepsze w tym komiksie jest jednak to, że scenarzysta umiejętnie równoważy wszędobylską jatkę z emocjonalnym aspektem całej historii; to chyba dlatego stosunkowo wiele miejsca poświęca on przeżywającej żałobę Black Canary, umiejętnie eksponując również podupadającego na zdrowiu Gordona. Motor napędowy tej opowieści, mentalna transformacja Supermana, wciąż potrafi wciągnąć bez reszty. Choć na pierwszy rzut oka trudno w to przeobrażenie uwierzyć, Taylor dwoi się i troi, aby pokazać wszystkie pęknięcia w psyche Człowieka ze Stali. Rewelacyjnie wybrzmiewa to w scenach, w których dawny heros wchodzi w interakcje z Sinestro. Tak, jestem niemal przekonany, że przedstawienie odwiecznego wroga Green Lanterna w tym tomie to jedna z najlepszych komiksowych ekspozycji złoczyńcy w całej jego historii. Sinestro przywodzi na myśl wyrafinowaną wariację na temat biblijnego Szatana; nie chodzi tu tylko o sam jego wizerunek, ale i wieczne knowania, precyzyjnie przemyślane manipulacje czy nieprzerwane sianie strachu. Co tu dużo mówić: antagonista jest jak cały recenzowany komiks – działa podstępnie, niekiedy subtelnie, by w innym momencie przyłożyć bez opamiętania. I jeszcze mu za to podziękujecie.  Jeśli nad warstwą graficzną komiksu pracują takie tuzy jak Xermanico czy Bruno Redondo, w ciemno możemy zakładać, że efekt ich pracy będzie więcej niż zadowalający. Do tego samego wniosku dojdziemy nawet wówczas, gdy zdamy sobie sprawę, że w tym komiksie odnajdziemy ilustracje aż 8 rysowników. Ciągłość stylistyczna została utrzymana, a świat przedstawiony starannie wyeksponowany. Nie znajdziemy tu co prawda wizualnych fajerwerków, które utkwiłyby w naszej pamięci na dłużej, lecz to głównie konsekwencja scenariuszowych ograniczeń, nie zaś braku pomysłów na narysowanie historii.  Nie tylko z kronikarskiego obowiązku dodam, że Injustice. Bogowie pośród nas. Rok drugi. Tom 2 kończy się w taki sposób, iż czytelnicy w jednej tylko chwili zapragną poznać kolejną odsłonę całej opowieści. Jestem zupełnie zaskoczony faktem, że historia, którą część odbiorców jeszcze przed jej premierą określała mianem "popkulturowej papki" czy "międzybranżowego rozmieniania się na drobne", potrafi oddziaływać na mnie aż tak mocno. To jeden z tych komiksów, który oferuje ucieczkę od wszystkich trosk codzienności i pozwala emocjonować się siecią – wydawałoby się – "jaskiniowych" uniesień. Brutalna młócka, dobro bierze się za łby ze złem, diabelskie intrygi, wojna wszystkich ze wszystkimi. Znów to kupuję – a Wy? 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj