Odcinek 4 sezonu 2 Into the Badlands, podobnie jak poprzedni, jest dużo wolniejszy niż do tego przywykliśmy. dodatkowo zamiast prezentować wiele wątków, skupia się przede wszystkim na tym, co dzieje się na Konklawe. Jest to zabieg sensowny, jednak wydaje mi się, ze można by pewne wątki nieco skrócić, by inne mogły zagościć na antenie.
Głównymi graczami w tej odsłonie są Wdowa, Veil i Quinn, jednak to krótki występ M.K. jest w mojej opinii tym najciekawszym. Te kilka minut, jakie dostał na ekranie, było bardzo intensywne, zaś cliffhanger, jaki zaserwowali nam twórcy, mocno niepokoi.
Wróćmy jednak na chwilę do samego konklawe. Znów mamy tu polityczne zagrywki, a los Krainy wisi na włosku. Oglądając ten wątek, mam wrażenie, że twórcy używają polityki tylko i wyłącznie jako narzędzia tworzącego pretekst do kolejnego rozlewu krwi, I to nie tylko tego, który widzimy na ekranie w tym epizodzie, ale o wojnie, która spadnie na ziemie Baronów.
Skoro już przy krwi jesteśmy to muszę przyznać, że przyjemnie się ją ogląda, co zresztą nie jest dla serialu niczym nowym. Ten sezon już nas przyzwyczaił do dużo większej brutalności. Miło jest oglądać w akcji Waldo, który mimo przykucia do wózka radzi sobie całkiem nieźle. Zresztą wszyscy zaangażowani w walkę prezentują niezły poziom, a wire-fu wraca do nas w pełnej krasie, zwłaszcza w wykonaniu Wdowy.
Quinn wciąż jest dla mnie zagadką. Moment, jaki wybrał na atak był doskonale przemyślany i nie można mu tego odmówić, jednak jego walka z Ryderem nie daje mi spokoju. Przecież mógł zakończyć ją dużo szybciej, miał zdecydowaną przewagę. Czyżby naprawdę chciał, by jego syn go zgładził? Chciał go uczynić swoim prawdziwym następcą? Trochę mi to nie pasuje do faktu, że usynowił wcześniej dziecko Veil, jednak przyczyn takiego zachowania można doszukiwać się w nawrocie nowotworu i jego wpływie na umysł Barona.
Wątek samej Veil też jest istotny, jej próba desperackiej ucieczki z rąk szaleńca, jakim stał się Quinn, trzymała mnie na krawędzi fotela, wpatrzonego w telewizor. Kibicowałem jej przez cały czas, rozumiejąc, jak trudne decyzje musiała podjąć. Nie ukrywam, że nie spodziewałem się, że ta postać będzie miała krew na rękach. Czego jednak nie zrobi matka, by ocalić swoje dziecko.
Podsumowując, jest to dobry epizod, nieco powolny i przegadany, ale z konkluzją wartą czekania i pozostawiającą furtkę na dużo więcej. Jednakowoż bardzo boli mnie brak Sunny'ego w tym epizodzie, mam nadzieję, że za tydzień twórcy zrekompensują to nam z nawiązką