Invasion of the Body Snatchers to klasyk science fiction jakich mało. Historia o kosmitach, którzy pod osłoną nocą zamieniają ludzi w ich niemalże idealne, choć pozbawione emocji kopie wykluwające się z kosmicznych „strąków”, silnie przemawiała do czytelników, tym bardziej, że została napisana w 1954 roku w środku „zimnej wojny”, gdy Wschód z Zachodem zerkali na siebie podejrzliwie. I chociaż od powieści znacznie bardziej popularne okazywały się jej kolejne ekranizacje (m.in. z 1956 roku w reżyserii Dona Siegela z Kevinem McCarthym w roli dr Bennella, czy znacznie Invasion of the Body Snatchers - z 1978 roku w reżyserii Philipa Kaufmana z Donaldem Sutherlandem w roli głównej), czasami warto sięgnąć do oryginału. Tym bardziej, że ku zaskoczeniu czytających, powieść kończy się happy endem, niespotykanym w filmach. Historia małomiasteczkowego lekarza Milesa Bennella i jego byłej (oraz być może przyszłej) ukochanej Becky, zaniepokojonej dziwnym wydarzeniami rozgrywającymi się w Mill Valley toczy się niespiesznie. Nawet, gdy z czasem wydarzenia nabierają tempa, a czający się w tle niepokój powinien wysunąć się na pierwszy plan, spokojny, leniwy sposób narracji gasi grozę i nie wywołuje żywszych emocji, prawie jak u podmienionych przez kosmitów mieszkańców miasteczka. Czytelnik bardzo chciałby się przestraszyć, ale ma z tym niejaki problem.
Źródło: Vesper
Albowiem Inwazja porywaczy ciał odrobinę trąci ramotką. Jack Finney napisał swoją historię solidnie, według wszelkich porządnych standardów fabuły i dialogów, bez niepotrzebnych dłużyzn (nie licząc społeczno-filozoficznych wtrętów głównego bohatera), ale czegoś w niej brakuje. Jego opowieść przypomina czarno-biały film klasy B, do którego można żywić sentyment, ale przy oglądaniu miejscami dyskretnie ziewamy. Biorąc pod uwagę, że teoretycznie mamy do czynienia z krwistym, przerażającym horrorem, nie jest to najlepsza rekomendacja.
Mimo to należy docenić starania wydawnictwa Vesper, przywracającemu klasykom SF odpowiedni blask (patrz niedawno wydana, pięknie ilustrowana The War of the Worlds H. G. Wellsa) i warto przeczytać Inwazję porywaczy ciał, by cofnąć się w czasie i przekonać, jak pisywano podobne dzieła na początku lat 50-tych ubiegłego wieku – solidnie, acz bez większego polotu. Zdecydowanie warto również docenić czarno-białe, ciut komiksowe grafiki (i okładkę) Piotra Herli, doskonale wpasowujące się w klimat historii i podkreślające jej staromodny mrok. A po lekturze, na wszelki wypadek dokładniej przyjrzyjmy się rodzinie i znajomym – czy aby na pewno zachowują się tak, jak powinni?
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj