6. odcinek Inwazji jest przykładem tego, jak nie powinno pisać się survivalowych horrorów. Nawet w tak prostej historii scenarzyści nie dają sobie rady, wynikiem czego fabuła przepełniona jest nielogicznymi i bezsensownymi zachowaniami bohaterów.
W najnowszej odsłonie twórcy Inwazja stawiają wszystko na jedną kartę i całkowicie zmieniają konwencję. Po pierwsze, odcinek jest dużo krótszy niż zazwyczaj, bo trwa ledwo ponad pół godziny. Po drugie, koncentruje się tylko na jednej rodzinie. W bieżącym epizodzie śledzimy losy Malików – nikt inny z głównych bohaterów nie dostaje czasu ekranowego. Po trzecie i najważniejsze, serial przeradza się w horror. Elementy obyczajowe zupełnie znikają, a dramat schodzi na dalszy plan. Na pierwszym, pojawia się suspens, makabra, groza i akcja. Dzieje się więc coś, na co fani science fiction czekali praktycznie od pierwszego odcinka. Szkoda, że i tym razem potencjał zostaje zmarnowany. Produkcja mogła znacznie lepiej poukładać gatunkowe klocki.
Już sam początek razi powierzchownością. W zeszłym odcinku sugerowano nam, że Aneesha będzie bohaterką zupełnie innego wątku. Przez pół epizodu śledziliśmy przygotowania do podjęcia ważnej, medycznej misji. Serial bardzo szybko rezygnuje z tego kierunku. Aneesha opuszcza lekarzy i powraca do rodziny. Dobrze, że kobieta wreszcie zrozumiała, co jest dla niej najważniejsze, ale w świetle tego wydarzenia z piątej odsłony zupełnie tracą na znaczeniu. Co prawda, zobaczyliśmy, jak wygląda świat po inwazji, ale było tego tak mało, że trudno uznać to za jakąkolwiek wartość. Aneesha przybywa do swoich bliskich i rozpoczyna walkę o przetrwanie. Bardzo szybko wybuchają animozję pomiędzy rodziną Malik a Mitchellami. Wkrótce w rezydencji pojawia się potwór i rozpoczyna się tytułowa domowa inwazja.
Konflikt pomiędzy bohaterami, prowadzący do podziału grupy, jest zawiązany naprędce, wynikiem czego wypada bardzo sztucznie. Krótka rozmowa, ostrzejsza wymiana zdań i już Patrick celuje dubeltówką w niewinną rodzinę. Twórcy starają się pokazać panikę ogarniającą zwykłych ludzi w obliczu wielkiego zagrożenia, ale zachowanie poszczególnych postaci jest po prostu zbyt nielogiczne, aby było wiarygodne. Dalej na szczęście jest nieco lepiej. Przez dużą część odcinka śledzimy Malików, którzy w ciszy przemieszczają się po domostwie, starając się uciec przed grasującą po pokojach bestią. Niektórym sekwencjom towarzyszy nawet napięcie – od momentu wydostania się bohaterów z poddasza, do ataku potwora na Ahmeda jest dość ciekawie. Pojawia się uczucie zagrożenia i trudno przewidzieć, jak to się wszystko zakończy. Gdy monstrum zaczyna nacierać, atmosfera znika, a my obserwujemy standardową zabawę w kotka i myszkę pomiędzy ofiarami a oprawcą.
Wszystko to oczywiście w służbie opowieści o rodzinie, jednoczącej się w obliczu niebezpieczeństwa. Ahmed, który do tej pory był dość łopatologicznie kreowany na tchórza, okazuje się herosem, ryzykującym życie dla swojej rodziny. Aneesha po raz kolejny wykazuje się wielką siłą i determinacją, więc przesłanie jest tutaj klarowne. Szkoda, że ten stan rzeczy zostaje osiągnięty przy pomocy tak leniwego scenopisarstwa. Aż chciałoby się wprowadzić do epizodu nieco więcej treści, która podbudowałaby psychologicznie toczące się wydarzenia. Twórcy woleli jednak skupić się jedynie na akcji i pozwolili działaniom mówić za bohaterów. To nie do końca zły pomysł, bo często działa na korzyść zarówno napięcia, jak i atmosfery. W tym przypadku jest to jednak wszystko zbyt prymitywne, żebyśmy mogli mówić o satysfakcjonującym rozwoju wydarzeń. Ahmed wykazuje się, broniąc rodziny, Aneesha zabija potwora – oboje zyskują atrybuty i mogą przejść do następnego etapu w przepracowaniu swoich problemów małżeńskich. Niestety, w rzeczywistości tak to nie funkcjonuje.
Na koniec warto wspomnieć, że wreszcie ujrzeliśmy w całej okazałości jednego z najeźdźców. Na razie nie wiemy, czy jest to stricte istota z innej planety, czy raczej broń używana przez kosmitów do wyplenienia ludzkości. Jeśli okaże się, że pierwsza wersja jest prawdziwa, możemy poczuć się zawiedzeni. Przedstawiciele innej cywilizacji – potężne istoty przemierzające kosmos okazują się podobnymi do zwierząt istotami, mordującymi ludzi w dość niewyszukany sposób. Miejmy nadzieję, że to „coś” zabite przez panią Malik nie jest jednym z mózgów inwazji, a czymś w rodzaju ogara bojowego. Niemniej, sposób, w jaki kosmici atakują Ziemię, wydaje się dość kuriozalny. Dyskusyjny jest też wygląd kosmity. Gdy w pierwszej części odcinka widzimy jego kontury i sposób poruszania, czujemy się zaintrygowani. Później, kiedy ukazuje się w pełnej krasie, zdajemy sobie sprawę, że kreatorzy monstrum nie silili się na kreatywność. Odbiór stylistyki potwora to oczywiście kwestia subiektywna, ale nie da się ukryć, że wygląda on raczej jak randomowa poczwara z gier FPS, a nie coś naprawdę ciekawego.
Szósty odcinek Inwazji, mimo że zmienia konwencję, nie podwyższa zbytnio poziomu artystycznego serialu. Epizod ma dobre momenty, ale całościowo to wciąż mało imponujący kapiszon. W Domowej inwazji brakuje elementu zaszczucia i dusznej atmosfery, które sprawiają, że klasyki gatunku wciąż działają tak dobrze. Inwazja w bieżącej odsłonie bardzo chciałaby być jak Obcy czy Ciche miejsce, a jest tylko zdawkową i niedbale skonstruowaną atrapą.