Tony, po wydarzeniach z Nowego Yorku, nękany jest atakami paniki, które nie dają mu spać, powodując koszmary senne. Nie potrafiąc odnaleźć się w swoim dawnym życiu, zaszywa się w swojej „piwnicy“, gdzie udoskonala swoje opus magnum, czyli pancerz Iron Mana. Nowe prototypy powstają w zaskakującym tempie, a Tony znajduje niecodziennego kompana swoich codziennych rytuałów. Z ukrycia wyciągnie go dopiero głośna sprawa terrorysty ze Wschodu, który grozi Amerykanom atakami zakrojonymi na szeroką skalę, a jego słowa nie są rzucane na wiatr. Metody działania Mandaryna są tak nietypowe, że na miejscu katastrof nie można znaleźć nawet śladu ładunku wybuchowego, który doprowadził do potężnych zniszczeń.

Równolegle prowadzony jest wątek Aldricha Killiana, potentata, który przychodzi z intratną propozycją do szefowej Stark Industries. Działanie Extremis, formuły proponowanej do wprowadzenia rynek, jest jednak zbyt ekstremalne, co widać doskonale w jednej ze scen, ilustrującej jej możliwości. Scena ta przekracza bowiem dozwoloną normę przesady, przypadającą na minutę filmu, nawet biorąc pod uwagę komiksowy rodowód dzieła. Na szczęście ten moment stanowi jedynie jeden z dwóch przekombinowanych pomysłów scenariusza, który poza tym ogląda się z nieskrywanym zaangażowaniem i radością. Obraz ma dobre tempo, które nie siada, nawet gdy na ekranie rozgrywane są sceny mające stricte humorystyczny wydźwięk. Większość z nich zasadza się na urokliwym charakterze Tony’ego oraz jego nietypowych relacjach z innymi.

Aktorstwo stoi na dobrym poziomie i tym razem nie ma postaci, do której można by się przyczepić. Wszyscy wypadają naturalnie, wpisując się w charakterystykę swoich bohaterów. Weterani serii czują się już tak swobodnie w swoich rolach, że czystą przyjemnością jest oglądanie ich na ekranie. Robert Downey Junior jest stworzony do grania Tony’ego Starka, dlatego również w trzeciej (czwartej?) części jego przygód czuje się jak ryba w wodzie. Partnerująca mu Gwyneth Paltrow sprawdza się na ekranie równie dobrze, co w poprzednich odcinkach, a jej relacja z Tonym jest bardzo wiarygodna. Tym razem nawet Don Cheadle przekonał mnie do swojej postaci. Kiedy aktor porządnie rozchodził już uciskające go obuwie poprzednika w drugiej części filmu, w trzeciej odsłonie poczuł się już swobodniej i z pełną werwą stawiał kroki, jako pułkownik James Rhodes, najlepszy przyjaciel Starka. Zaskakuje Ben Kingsley jako Mandaryn. To, co aktor zrobił ze swoją postacią stanowi niezwykły popis umiejętności, których po aktorze się nie spodziewałem. Widząc go zwykle w innym repertuarze, nawet przez myśl mi nie przeszło, że z taką swobodą wpisze się w klimat filmu komiksowego, ani że tak dobrze będzie bawił się swoją rolą. Bardzo ciekawa kreacja, która urzeka w szczególności akcentem aktora. Niezły jest Guy Pearce, jako potentat Aldrich Killian. Jest to człowiek, którego przeszłość wiąże się z przeszłością samego Tony‘ego. Choć jego motywacja jest wręcz komiksowo prosta, nie sposób odmówić mu charyzmy i determinacji w dążeniu do celu. Pearce sprawdza się ponadto o niebo lepiej od swojego poprzednika, czyli Justina Hammera w interpretacji Sama Rockwella, który niestety położył swoją postać, czyniąc z niej kogoś na wzór rozwydrzonego nastolatka. Skoro o młodych mowa – bardzo ciekawie wypadły sceny z Harleyem (Ty Simpkins), małym pomocnikiem Tony’ego, podczas jego śledztwa w stanie Tennessee. Wzajemna relacja obu panów jest niezwykle urokliwa i posiada wiele humorystycznych momentów. Ich przekomarzanie to dla widza czysta przyjemność. Tak jest też w przypadku scen z Rebeccą Hall, która całkiem zgrabnie poradziła sobie ze swoją rolą, tworząc postać charakterologicznie zbliżoną do Jane Foster (Natalie Portman) z „Thora“.

[image-browser playlist="591668" suggest=""]©2013 Marvel Studios

Dziwna jest muzyka skomponowana przez Briana Tylera. Przez większość seansu brzmi bowiem jak ścieżka dźwiękowa wyciągnięta z innego Uniwersum. Poszczególne motywy przypominają to, co słyszeliśmy już w innych filmach o superbohaterach (m.in w animowanej wersji Batmana). Nietypowe zagranie, pozbawione niestety oryginalności. Warto ponadto dodać, że wraz z wypuszczeniem ścieżki dźwiękowej do filmu, wytwórnia Hollywood Records wydała także krążek z muzyką „inspirowaną dziełem“. I choć na „Heroes Fall“ znajdują się wyjątkowo zgrabne rockowe kawałki, takich grup jak Imagine Dragons, Walk The Moon, 3OH!3, czy frontmana Wolfmother, żaden z utworów znajdujących się na krążku nie trafił do gotowego dzieła. Co zaskakujące – znalazło się w nim natomiast miejsce dla przeboju roku 1999, który wprowadza nas w nastrój „milenijnej“ imprezy sylwestrowej, czyli kawałka „I’m Blue“ grupy Eiffel 65. Dziwna decyzja, ale kawałek doskonale jednak oddaje styl tamtych czasów.

Brakuje słów, by opisać efekty 3D, gdyż takowych... zwyczajnie nie ma. W paru scenach niby próbowano wprowadzić elementy "wylatujące" z ekranu, jednak nie wyszło to zbyt naturalnie. Trójwymiar jest więc tutaj po prostu zbędny.

Iron Man 3 jest godnym zwieńczeniem serii o Tonym Starku, które spokojnie mogłoby stanowić jej ostatni rozdział. Zgrabnie wpisuje się w tematykę poprzednich odcinków, uzupełniając ją o nowe ciekawe motywy, a także dopowiadając dalszą część historii. Na szczęście plansza na napisach końcowych rozwiewa wątpliwości, głosząc, że „Iron Man powróci“. Zmiana na reżyserskim stołku (z Jona Favreau na Shane’a Blacka) jest praktycznie niezauważalna. „Trójka“ dostarcza wielu pozytywnych wrażeń i emocji, stanowiąc niezwykle zgrabny blockbuster, który wykorzystuje pełnię potencjału kryjącego się w postaci Iron Mana.

PS. Jest scena po napisach! I to JAKA!

Za umożliwienie uczestnictwa w seansie filmu dziękujemy Multikino.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj