Odejście Bradleya Jamesa z obsady zapewne zabolało wiele serc i dla tych fanów powstała dziura, której w „iZombie” nie da się już zapełnić. Po wcześniejszym odcinku powstało pytanie, jak scenarzyści zamierzają wybrnąć z tej sytuacji – by fanom, którzy cierpią z powodu śmierci Lowella, okazać należyty szacunek, ale aby mimo wszystko ta sytuacja nie zatrzymała fabuły i nie zamieniła Liv w cierpiętnicę Elenę z "The Vampire Diaries". Jednakże od czego są mózgi? Pomysł, by główna bohaterka zjadła mózg reporterki-alkoholiczki, był bardzo dobry. Ci, którzy uważali, że Liv powinna pocierpieć, mogli oglądać naszego zombiaka topiącego smutki w alkoholu. Za to reszta, która uważała, że śmierć muzyka nie powinna wpłynąć na fabułę, również dostała swoje – Liv pracowała nad sprawą, która może okazać się przełomem w jej świecie, a samo odejście jej lubego ma bardzo ważny wpływ na jej rozwój. Po tylu odcinkach, których głównym złym bohaterem był Blaine, dobrze, że w końcu poznaliśmy jeszcze większe zło świata „iZombie” – Vaughna Du Clarka, którego produkt Max Rager stworzył naszych zombiaków. Takim sposobem bardzo efektywnie fabuła nabiera większego wyrazu, bo tutaj już nie chodzi tylko o zombiaka gangstera chcącego zdobyć władzę, ale o wiele więcej, a to sprawia, że serial staje się bardziej interesujący. Myślę, że wielu ciekawi, jak dalej rozwinie się sytuacja, skoro widać, że ta firma i ten człowiek są gotowi na wszystko – przykładem jest choćby niedoszły morderca Liv, Sebastian. Ten zwrot akcji jest bardzo zaskakujący, a sam aktor spisał się świetnie, najpierw grając niewinną ofiarę, a potem psychopatę. Co stanie się teraz, po jego przemianie na końcu? Wątek, który zaczął się dość niewinnie, okazał się najbardziej interesującym - oby twórcy mieli świetny pomysł na jego rozwiązanie. [video-browser playlist="699657" suggest=""] Gorzej, niestety, wypadają postacie. O ile rozpacz Liv była bardzo dobrze wyważona, a chęć zemsty bohaterki na Blainie - zrozumiała, to jednak nie wiem, czy ktokolwiek jest już tym zainteresowany. Ja osobiście przewróciłam oczami na tę dawkę „dramatyzmu”, choć może do dwóch razy sztuka. Nie lepiej ma się Major, który mimo że miał ostatnio trochę akcji, nadal stoi w miejscu. Szkoda, że twórcy nie nauczyli się od swoich kolegów ze stacji, że im dłużej trzyma się bohatera w niewiedzy, tym gorzej dla niego – świetnym przykładem jest Iris West z The Flash, która stała się mniej irytująca dopiero wtedy, gdy poznała prawdę. Oczywiście Majorowi daleko jest do poziomu irytacji, jaki wzbudzała Iris, ale czas już, by poznał prawdę i mógł ruszyć dalej. Ma zadatki na naprawdę lubianego bohatera, szkoda tylko, że cały czas zostaje z tyłu i swoją niewiedzą irytuje – co z tego, że jest coraz bliżej odkrycia, co się stało z Liv, skoro wszyscy widzowie znają tę sytuację? Miejmy nadzieję, że jego pobyt w szpitalu psychiatrycznym stanie się chociaż trochę ciekawym wątkiem, bo na razie się na to nie zapowiada. Nie jest lepiej również z Clive'em - to najbardziej papierowa postać z tego serialu, choć (w przeciwieństwie do Majora) przydatna. Szkoda, że scenarzyści nie chcą pokazać tego bohatera z innej strony niż „dobrego policjanta”. Niewiele w tym odcinku ma również do zrobienia Ravi, który jedynie zajmuje się szczurami i jest dobrym przyjacielem (tylko że widzowie wiedzą już o tym od dobrych kilku odcinków). Czytaj również: Finał „The Flash” i „iZombie” – wtorkowe wyniki oglądalności Dziesiąty odcinek "iZombie" jest dobry, jeśli chodzi o akcję – przygód było sporo, wiele dowiedziała się zarówno Liv, jak i widzowie. Ciekawy jest również rozwój naszej głównej bohaterki – szkoda tylko, że to jedyny rozwój postaci w tym serialu, ponieważ reszta ma dalej sympatyczne, ale mocno przetarte już etykietki. Może warto rozwinąć w końcu te postacie?
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj