To już 5. odcinek "iZombie", a produkcja wciąż nie złapała zadyszki. Podczas gdy wiele innych spuszcza z tonu, by więcej pary zostawić na kolejne części sezonu, tutaj scenarzyści dopiero łapią wiatr w żagle. Zdaje się, że z odcinka na odcinek coraz lepiej wykorzystują umiejętności głównej bohaterki, czyli przyswajanie uczuć i emocji ludzi, którym zjada mózgi. Dzięki temu co tydzień mamy zupełnie inną Liv. Rose McIver jest w tej roli bezbłędna i bez wątpienia jest najseksowniejszą zombie, jaką widział świat. Tym razem twórcy postanowili pobawić się konwencją. Czuć nieco klimat "Castle", który obecnie stanowi najlepszy serial potrafiący nawiązywać do aktualnych wydarzeń czy innych dzieł popkultury. Historia Liv nie pozostaje w tyle i serwuje nam zmianę konwencji na teen drama. Sprawa tygodnia schodzi na nieco dalszy plan, co sugerują nam nawet sami scenarzyści, nie domykając jej ostatecznie i szybko poprzez słowa jednego z podejrzanych wyjaśniając, kim jest morderca. Zresztą nie ma to żadnego znaczenia - odcinek miał się skupiać przede wszystkim na Liv i rozwinąć wątek główny, a to udaje się znakomicie. Ofiarą jest była przyjaciółka Olivii kochająca życie i sporty ekstremalne. Ginie poprzez nieudany skok na spadochronie. Szybko okazuje się, że miała w organizmie jakiś narkotyk, a podejrzany jest każdy z grupki osób, która skakała wraz z nią. Szybko na jaw wychodzą różne grzeszki, skrywane tajemnice i sekrety. Typowo jak w teen drama, gdzie głównym pytaniem jest kto z kim kręci i dlaczego. Twórcy rozegrali temat bezbłędnie. [video-browser playlist="685240" suggest=""] Nie udałoby się to, gdyby nie charakter samej ofiary, jej postrzeganie świata i odczucia, które udzielają się Liv po zjedzeniu mózgu. Mimo że przejażdżka na rowerze i wszelkie inne sposoby ukazania przemiany są po prostu kolejnym ogrywaniem schematów, to dobrze spełniają swoją rolę. Zresztą największym zaskoczeniem jest pojawienie się kolejnego zombie - muzyka. Nie dość, że młody i przystojny, to jeszcze Liv wpada mu w oko. Dzięki temu dostajemy bez wątpienia jeden z lepszych odcinków, jeśli nie najlepszy do tej pory. Poznawanie świata i faktu, że zombie kombinują, jak przetrwać (motyw z farbowaniem włosów jest świetny!), sprawia, że widz coraz bardziej wsiąka w historię. Oczywiście do tego dochodzi kilka wątków pobocznych, które śmiało pchają główną fabułę do przodu. Szef detektywa Babinaux także jest zombie, a przynajmniej to można wywnioskować po jego doprawianiu kawy (notabene kolejny świetny motyw, a jakże prosty w wykonaniu - pikantny sos jako symbol bycia zombie). Były narzeczony Liv wpada w niemałe tarapaty, co pewnie odbije się echem w kolejnych odcinkach. Sam jestem ciekaw, jak to wszystko się rozwinie. Czytaj również: „Agenci T.A.R.C.Z.Y.”, „The Flash” i „iZombie” zaliczają wzrosty we wtorek "iZombie" nie jest produkcją wybitną, ale widać, że twórcy mają pomysł, chęci i potrafią się dobrze bawić schematami. Przede wszystkim wiedzą, jak podać oklepany temat w fajnej, nowoczesnej, nieco parodiującej samą siebie formie. Serial po prostu śmieje się z tych wszystkich poważnych tworów o nieumarłych, serwując lekkostrawną rozrywkę na wieczór. Jeżeli lubicie lekkie, zwariowanej produkcje, to polecam z czystym sumieniem. Będziecie się bawić doskonale.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj