Nadszedł ten czas w roku, kiedy sezony ulubionych seriali dobiegają końca, a nam przychodzi pożegnać się na kilka miesięcy z bohaterami, których darzymy niepomierną sympatią. Jednym z pierwszych tegorocznych finalistów jest iZombie. Drugi sezon konsekwentnie utrzymywał równy poziom, w każdym odcinku powoli doprowadzając sprawy do końca. Kilka ostatnich epizodów sugerowało spektakularne i krwawe zakończenie serii, nawiązujące do najlepszych klasyków kina zombistycznego. Z przyjemnością stwierdzam, że twórcy dotrzymali złożonych obietnic. Dwugodzinny finał iZombie to jedno z najbardziej satysfakcjonujących zakończeń sezonu, jakie miałam przyjemność oglądać. Kiedy FBI aresztowało Majora, lawina pytań spadła na widzów zaraz po pojawieniu się napisów końcowych. Szanse na przetrwanie zombie w więzieniu w stanie zupełnej normalności praktycznie nie istnieją. W odcinku Dead Beat można wyczuć, jak fraza „zombie apokalipsa” dyszy scenarzystom w kark. Kolejne sceny ze słabnącym Majorem tylko pobudzały nadzieje widzów, a chwila, w której specjalnie przygotowany baton energetyczny nie trafił w jego ręce, skutecznie podwyższyła ciśnienie. Wtem Liv znajduje wyjście z sytuacji – szalenie ryzykowne, ale jednocześnie wyczekiwane przez fanów od pilotażowego odcinka. Scena wtajemniczenia Clive’a w sekret Liv rozpisana została znakomicie. Scenarzyści nie dopuścili do głosu żmudnych i łzawych tłumaczeń. Wyciągnięcie Majora z aresztu było sprawą priorytetową, a rzetelne podejście Olive do tematu tylko podkreśliło stopień desperacji, w jakiej znajdowali się bohaterowie. Tym bardziej należy się uznanie dla twórców za szybkie i sprawne wprowadzenie detektywa Babineaux w temat zombie. Wszak jego obecność była niezbędna w podziemiach Maxa Ragera, gdzie drugi sezon iZombie dobiegł krwawego końca. Nie obyło się jednak bez wcześniejszych ofiar. Wizja Clive’a w FBI u boku agentki Bozzio od początku była skazana na porażkę. Wątek ten miał konkretny powód bytu, a druzgocące pożegnanie z marzeniami i ukochaną było jego wypełnieniem. Jednak właśnie dzięki takim sytuacjom postacie ewoluują, a wzajemne relacje między głównymi bohaterami serialu ulegną teraz diametralnym zmianom. Lokacja najważniejszej części finału nie mogła być bardziej trafiona. Mroczne eksperymenty w podziemnych laboratoriach Maxa Ragera przez cały drugi sezon budziły w widzach niepokój. Każde ujęcie maltretowanych zombie składało obietnicę odwrócenia ról, które to Salivation Army wypełnia z nawiązką. Twórcy uniknęli popadnięcia w oczywistości. Zamiast uwolnić rozjuszone zombie zamknięte w celach, stworzyli nowe, które zdecydowanie bardziej wpisały się w rolę źródła rzezi, która pogrążyła Maxa Ragera. Przedłużenie kontraktów wszystkich członków głównej obsady zostało położone na szali. Choć tym razem najważniejsi przeżyli, otrzymaliśmy aż trzy nazwiska, które nie pojawią się już w następnym sezonie. Najbardziej satysfakcjonująca (ale i przewidywalna) była śmierć Vaughna. Charakter jego śmierci to jedno z najlepszych zobrazowań buddyjskiej karmy, jakie miałam przyjemność widzieć na małym ekranie. Z pewnością będzie mi brakowało rewelacyjnych wystąpień Stevena Webera, ale nie mogę powiedzieć, że żałuję jego uśmiercenia, które było w pełni uzasadnione. No url Zdecydowanie bardziej udramatyzowana została śmierć Drake’a. Jego poświęcenie chwyta za serce, ale scena jego śmierci całkowicie je rozdziera. Liv, która zostaje zmuszona osobiście go uśmiercić, aby ratować Clive’a, ponosi kolejną druzgocą stratę w swoim życiu. Po śmierci Lowella i odrzuceniu przez rodzinę można zacząć się zastanawiać, czy ta następna tragedia w jej życiu nie będzie jej „gwoździem” do zatracenia, szczególnie że na horyzoncie pojawia się nowe zagrożenie w postaci armii zombie, na czele której stoi enigmatyczna Vivian. Pani koroner w ostatniej scenie zostaje zmuszona do wybrania strony – żywych albo martwych. Znając charakter Liv, wybór jest oczywisty, chociaż i tak mam nadzieję, że twórcy w trzecim sezonie postanowią nas zaskoczyć czymś niekonwencjonalnym. Przez intensywność wydarzeń mini zombie apokalipsy wątek Raviego, Peyton i Blaine’a jedynie cicho wybrzmiewa gdzieś na drugim planie. Jak się okazuje, historia Bossa dostała promocję na kolejną serię, choć byłam przekonana, że twórcy pokuszą się o rozwiązanie tego wątku już w obecnym finale. Eddie Jemison za każdym razem był magnetycznie intrygujący, przez co z uczuciem miłego zaskoczenia przyswoiłam tę informację. Podsumowując: drugi sezon iZombie spotęgował wszystkie pozytywne cechy serialu z pierwszej serii, które przekonały do siebie tak szerokie grono fanów. Choć miał on również swoje upadki, głównie w postaci za bardzo nawarstwiającej się liczby poruszanych problemów, to produkcji udało się wybić na czołówkę propozycji stacji CW. Różnorodność spraw kryminalnych umocniła proceduralną strukturę serialu, ale to przede wszystkim ciekawe i długofalowe wątki przyciągały uwagę widzów. Efekt tej wspaniałej kulminacji możemy podziwiać w dwóch ostatnich odcinkach drugiego sezonu. Otrzymaliśmy wizję zombie apokalipsy autorstwa Diane Ruggiero i Roba Thomasa, a grupa zorganizowanych militarnie zombiaków zajadających mózg (tego innego) Roba Thomasa dowodzi, że to dopiero początek końca Seattle, jakie znamy. Prawdziwą apokalipsę czas dopiero rozpocząć! Źródło zdjęcia głównego: Katie Yu/The CW 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj