Tym razem w serialu nie uświadczymy klasycznej, proceduralnej zagadki kryminalnej. Opowieść skupia się na nowej roli, której podejmuje się Olivia, wchodząc w buty zabitej w poprzednim odcinku Mamy. Bohaterka nawiązuje kontakt z ruchem oporu w Nowym Seattle - łącząc siły z nowo poznanymi ludźmi, ratuje z opresji uwięzionych podczas przemytu nieszczęśników. Akcja uwolnienia zaginionych z kontenera nie jest Mount Everestem kina sensacyjnego, a raczej przewidywalnym segmentem, podczas którego trudno o ekscytację. Całe szczęście przed podjęciem nowych obowiązków, Olivia spożywa mózg aktorki musicalowej, dzięki czemu planowane działania przyprawione są charakterystycznym dla iZombie sosem. Nasza protagonistka wydaje dyspozycje śpiewająco, w trakcie przygotowań do misji zmusza współpracowników do odgrywania roli jak na próbie teatralnej, a podczas samej eskapady ratuje prowadzone działania, wcielając się brawurowo w przerysowaną i zabawną postać. Dzięki temu dość prosty segment akcji zyskuje koloryt, jednak daleko mu do wywoływania ciarek na plecach. Podczas spotkania Olivii z ciapowatym strażnikiem dostajemy trochę popkulturowych smaczków. Trudno się nie uśmiechnąć, obserwując bohaterkę zarażającą charyzmą twardzieli z ruchu oporu, w trakcie ćwiczeń nad wariantami planowanych działań. Szkoda tylko, że sama akcja to bardziej kreskówkowa ofensywa niż wiarygodna operacja. Olivia i pozostali w trybie natychmiastowym osiągają swój cel, nie męcząc się przy tym zbytnio. Twórcy mogli jednak trochę pokomplikować im szyki. Zdecydowali się jednak pójść na łatwiznę, przez co misja ratunkowa razi przewidywalnością. Twórcy nie rozbudowali też drugiego wątku, w którym Ravi spożywa mózg heroinisty, aby odnaleźć psa małego dziecka. Sam fakt przemiany tego sympatycznego bohatera w zombie może być dyskusyjny. Z jednej strony przyzwyczailiśmy się już, że jego natura przyjemnie kontrastuje z osobowością Olivii. Z drugiej jednak strony, kolejny zombie w głównej obsadzie daje dużo możliwości w kwestii zabawy treścią. Niestety, jak na razie nie funkcjonuje to jak należy. Umarlak Major zupełnie nie wykorzystuje swojego potencjału. Ravi, jako człowiek, był wystarczająco rozchwiany. Teraz jego szalony charakter dostaje porządnego boosta. Co z tego jednak, jeśli twórcy korzystają z nowych możliwości tej postaci bardzo oszczędnie. Ravi na głodzie, poszukując heroiny, ma kilka mocnych motywów w omawianym odcinku. Trudno nie przyznać, że taka zombie osobowość tworzy szanse na kolejne zabawy formą i treścią. Wizyta u Blane’a czy próby wymknięcia się Majorowi to ciekawe, śmieszno-straszne motywy, ale finalnie bohater kończy na tapczanie, oglądając filmy o psach, przez co rozmienia swój potencjał na drobne. Szkoda, że tak się dzieje, bo  zombie heroinista to samograj dla kreatywnych scenarzystów, szczególnie w tak przewrotnym formacie jak iZombie. Omawiając szósty epizod, warto też wspomnieć o końcówce, kiedy to dochodzi do spotkania Blane’a i jego ojca. Szału nie ma, ale dobrze, że te dwie silne osobowości nie mogą się doczekać, aż wezmą się za bary. To dobry prognostyk na przyszłość, choć jak na razie, mimo kilku gorzkich słów, konfrontacja ojca z synem nie miała odpowiedniego ładunku emocjonalnego. Być może wkrótce to się zmieni. iZombie w czwartym sezonie nie bryluje jako postmodernistyczna perełka czy popkulturowy majstersztyk. Nie stara się zachwycać formą i zaskakiwać treścią. Serial trzyma się wypracowanej konwencji, prowadząc w sposób bezpieczny opowieść o Nowym Seattle. Całe szczęście motywy społeczne, które z odcinka na odcinek coraz bardziej  dominują, nadają całości charakter zaangażowanej opowieści, poruszającej ważne tematy.  Dzięki temu iZombie wciąż jest atrakcyjną pozycją w telewizyjnej ramówce.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj