Pamiętamy kontrowersje, gdy okazało się, że Blizzard decyduje się dać nam "Starcrafta 2" w trzech częściach, zarabiając tym samym krocie na fanach. Po pewnym czasie dało się to jakoś przełknąć i przygotować na spory wydatek, ale... kolejny zabieg Blizzarda ponownie otwiera dopiero co zabliźnione rany. Na wstępie wypada napisać, że aby pograć w kampanię Zergów, chcąc nie chcąc, musimy na naszym koncie mieć zarejestrowane "Wings of Liberty". Oczywiście, z jednej strony można zrozumieć taki zabieg, bo gra w kampanię Zergów, bez znajomości "WofL" to tak jakbyśmy zaczęli oglądać serial od drugiego sezonu. Tylko że nie powinno to być wymuszane na graczach, którzy siłą rzeczy, chcąc pograć ulubionymi Zergami w kampanii muszą wydać podwójną kwotę. Pozostawia to lekki niesmak i poczucie, że ktoś podwójnie wykorzystuje zamiłowanie do gry.

[image-browser playlist="593425" suggest=""]
©2013 Blizzard

Fabularnie "Heart of the Swarm" zaczyna się po "Wings of Liberty". Gracz w kampanii kieruje losami Sary Kerrigan, która ma swoje motywy, aby zebrać Rój i spuścić wszystkim manto. Nie spoilerując, można powiedzieć, że historia wymyślona na potrzeby gry jest niezła, ale zawiera w sobie kilka zbyt sztampowych momentów. Tyczy się to pewnych zwrotów akcji, zabiegów w przerywnikach filmowych, które przypominają negatywne stereotypy kina, niepotrzebnie psujące dobrą atmosferę. Ich realizacja oczywiście stoi na odpowiednim poziomie, nawet emocjonuje i ciekawi. To w sumie, podobnie jak w "Wings of Liberty" jest to, co najbardziej podoba mi się w "Starcraft 2" - ta kampanie naprawdę wciąga. Czuję się, jakbym oglądał niezłe kinowe widowisko, w którym biorę udział, kierując losami Sary. Wpływ na to także ma interakcja z różnymi postaciami na pokładzie naszego flagowego Lewiatana - rozmowy również potrafią zaciekawić i wcale nie nudzą. Może to zasługa samej otoczki Zergów, która różni się bardzo od Terran i ma w sobie coś intrygującego, ale wydaje mi się, że pod względem zainteresowania historią - "Heart of the Swarm" bardziej przyciąga i bawi. Plus także za to, że każdy z zaprezentowanych nam bohaterów pobocznych ma swoje pięć minut w opowieści. Mam dość mieszane odczucia wobec samego finału, który kończy się denerwującym cliffhangerem. Gdy sądziłem, że najlepsze przede mną, moim oczom ukazały się napisy końcowe.

Sama rozgrywka w kampanii, podobnie jak w "Wings of Liberty" jest bardzo różnorodna. Nie polega ona tylko na zbudowaniu bazy, zebraniu surowców i zalaniu wroga falą swojej armii. Są różne warianty, które uatrakcyjniają zabawę. Najbardziej specyficznym i zarazem pasującym do Zergów motywem jest infiltracja larwą statku Protosów. Kierując bezbronną larwą unikamy wrogów, by następne pożywiać się, rosnąc i pokazywać im, gdzie ich miejsce. Sama kampania to dobra zabawa na prawie 20 godzin. Ani razu nie czułem podczas rozgrywki znużenia nieciekawą misją, czy nawet poziomem trudności. Grając na "normalny" frajda jest odpowiednio duża, ale jednocześnie nie zmusza do większego wysiłku.

Na mostku Lewiatana, podobnie jak w "Wings of Liberty" na Hyperionie, kierujemy poczynaniami Sary. Poza rozmową z obecnymi tam postaciami, do wyboru mamy także rozwój samej bohaterki. Wraz ze zdobytym doświadczeniem, nabywa kolejne umiejętności, które ciągle możemy sobie zmieniać, w zależności od naszego upodobania. Użyteczny motyw, które pozytywnie wpływa na rozgrywkę. Dodatkowo mamy tzw. Jamę Ewolucyjną, gdzie siedzi stwór zwany Abatha. To właśnie ten Zerg zajmuje się udoskonalaniem naszych jednostek w kampanii. Każdą możemy wyewoluować na dwa różne sposoby. Każdy cechuje się zupełnie innymi zaletami i wadami, które w późniejszym etapie gry wpływają na naszą strategię. Dobrze też, że nie trzeba dokonywać wyboru w ciemno - do tego mamy misje ewolucyjne, gdzie oba typy możemy sprawdzić w praniu i po nich dokonać wyboru. Naturalnie - wybieramy jeden typ, nie wracając już potem do poprzedniego. Z uwagi na ciekawą różnorodność cech każdej jednostki, doskonale urozmaica to zabawę. Dodatkowo tam też możemy, podobnie jak u Kerrigan, wybierać dodatkowe cechy jednostek, które przydają się podczas bitwy. Również możemy je zmieniać w trakcie, gdy dojdziemy do wniosku, że coś nam utrudnia grę. Ta swoboda w dawkowaniu umiejętności spisuje się doskonale.

[image-browser playlist="593426" suggest=""]
©2013 Blizzard

W multiplayerze zachodzą drobne zmiany wpływające na polepszenie balansu pomiędzy rasami. Drobnym smaczkiem jest także kilka nowych jednostek. "Heart of the Swarm" nie zmienia formy rozgrywki sieciowej, która nadal jest najmocniejszą stroną "Starcrafta 2". Dla wielu ludzi ten tryb jest prawdziwym sportem, na którym dodatkowo zarabiają spore pieniądze. To często podczas zabawy utrudnia grę casualom. Pojawia się natomiast nowość, która pozwala nam znajdować graczy o podobnych umiejętnościach. Ułatwia to zabawę i trafienie na kogoś, kto nie zniszczy nas w kilka minut z zegarkiem w ręku.

Pod względem audiowizualnym "Starcraft 2: Heart of the Swarm" nie różni się od "Wings of Liberty". Jest to zrozumiałe ze strony twórców, gdyż w końcu jest to "dodatek" do "Starcrafta 2", który powinien stać pod tym względem na tym samym poziomie. Jeszcze tego brakowało, żeby do kolejnej odsłony musielibyśmy ulepszać swój sprzęt! Wszystko prezentuje się ładnie dla oka, a w tle przygrywa nam niezła muzyka budująca klimat. Nie ma tak naprawdę do czego się tutaj przyczepić. Przerywniki filmowe prezentują się typowo dla Blizzarda, czyli efektownie i emocjonująco. Cieszą oko i pozostawiają ciągle to same wrażenie - chciałoby się kiedyś obejrzeć to w kinie. Ta sfera gry nie jest tak naprawdę najważniejsza w produkcjach Blizzarda. Twórcy dopracowali ją, dając nam pod tym względem produkcję stojącą na dobrym poziomie, więc chyba nie ma sensu szukać dziury w całości.

Polska wersja dźwiękowa nie wypada najlepiej. Często da się odczuć, że kwestie są recytowane, a nie grane. To wówczas strasznie psuje odbiór, gdy wyraźnie widzimy, że zatrudnieni aktorzy nie wiedzą na czym polega dubbing. To ma być gra, emocje w głosie, które nas przekonują do odtwarzanej postaci. Inna sprawa, że niektóre głosy w wykonaniu Zergów zamiast brzmieć klimatycznie, brzmią... komicznie. Angielska wersja natomiast to zupełnie inna bajka. Jej wybór polecam każdemu graczowi.

Na całokształt zabawy mają wpływ jeszcze osiągnięcia, które możemy zdobywać w trybie dla pojedynczego gracza oraz w zabawie sieciowej. To samo w sobie daje ogromną ilość zabawy na wiele miesięcy, aby zdobyć wszystko, co jest możliwe. Najpewniej wielu graczy będzie wielokrotnie powtarzać misję w kampanii, aby osiągnąć wyznaczony cel. Drobny element pozytywnie wpływający na całą rozgrywkę.

"Starcraft 2: Heart of the Swarm" to tytuł bez wątpienia udany. Dobra, wciągająca kampania warta kilkunastu godzin wyśmienitej zabawy. Sama gra jest dopracowana, za wyjątkiem kilku elementów, która powinna zapewnić nam rozrywkę na bardzo długi czas.

Ocena: 8/10

[image-browser playlist="593427" suggest=""]Plusy:
+ ogromna ilość godzin zabawy
+ przyjemna fabuła
+ grywalność
+ oprawa audio
+ dopracowana kampania
+ usprawnienie potyczek sieciowych dla początkujących

Minusy:
- słaby polski dubbing
- status dodatku do "Wings of Liberty"
- sztampowe elementy w fabule

 

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj