Sakamoto to licealista na pierwszy rzut oka zwyczajny – pomijając kwestię obłędnej urody. To jednak dobro wcielone, wzór cnót wszelakich, ideał idealny, ucieleśnienie perfekcjonizmu, geniuszu i wszystkiego, co najlepsze. Nie ma na świecie drugiej takiej osoby, która wyjdzie cało z każdej opresji. Dosłownie – na Sakamoto nie można znaleźć żadnego haka. Ile razy jakiś zazdrośnik nie próbowałby go ośmieszyć, ten niestrudzony uczeń zawsze sprawia, że jego przeciwnik sam robi z siebie ofiarę losu. Ktoś ukradł Sakamoto ławkę? Cóż to, on usiądzie z gracją na okiennym parapecie, gdzie jego piękny włos powiewa, a sam chłopak wygląda raczej jak młody bóg… Ja tu znieść kogoś tak idealnego?
Komedia Nami Samo, jak widać, jest przesadzona w każdej, możliwej kwestii. Sakamoto ma swoich zaciekłych klasowych nieprzyjaciół, którzy zwyczajnie zazdroszczą mu… bycia nim. W związku z tym wymyślają coraz to genialniejsze zasadzki, mające na celu zdyskredytowanie cudnego chłopca, jednak… koniec końców to Sakamoto musi nieraz ratować ich. Jak taka historia się kończy? Cóż, Sakamoto zyskuje nowych, oddanych fanów. Trzeba też wspomnieć, że pan perfekcjonista zawsze pomaga biednym i uciśnionym, choć robi to subtelnie i nigdy wprost. Taka ofiara jego dobroci po wsze czasy będzie modlić się już chyba tylko do Sakamoto…
Sakamoto desu ga? #01 to chyba najbardziej absurdalna manga wydana w Polsce. Niedorzeczne sytuacje, groteskowi bohaterowie, dziwne pomysły Sakamoto (tak, on zawsze postępuje inaczej niż zwyczajny Ziemianin) gwarantują zdecydowanie lekturę pełną wrażeń. Jedna rzecz może jednak zgrzytać – trudno polubić bohatera do tego stopnia idealnego, że wręcz nierealnego. To oczywiście prowokuje myśli rodzaju: czy główny bohater jest w ogóle człowiekiem? Cóż, raczej nie. To pewnie kosmita, który z jakiejś przyczyny wylądował w pierwszej klasie liceum. Teraz albo uważany jest za bóstwo, albo za irytujący czynnik, który należy wyeliminować. Jednak Sakamoto zawsze wygra. To w końcu uczeń, który z pszczołą walczy na szpady. A nie, przepraszam, na cyrkiel.
Fabuła fabułą – szczątkowa, ale jest, ponieważ Sakamoto desu ga? #01 to raczej zlepek historii, niż jedna ciągła opowieść o perfekcjoniście. Manga imponuje przede wszystkim stroną graficzną, która jest znakomita. Kadry powalają liczbą szczegółów, a liczne sceny akcji są narysowane bardzo dynamicznie. Kreska autorki ma w sobie coś oldschoolowego, lecz to nic, co przeszkadzałoby w lekturze mangi. Rysunki muszą być piękne z przede wszystkim jednego powodu – Sakamoto jest także niezwykle przystojnym uczniem, więc musimy to widzieć.
Polskie wydanie można tylko zachwalać – tłumacz Dariusz Latoś nieźle zaszalał, ale język bohaterów jest niesamowicie bogaty. Sakamoto zwracający się do pszczółki per pani Maju to coś przeuroczego. Do głównej historii dołączona jest jeszcze krótka opowiastka pt. Hiroshi „Wielkie bary”. To nie do wiary, ale to jeszcze bardziej absurdalna historia niż to, co przydarza się kolegom Sakamoto. A pod obwolutą tomiku kryje się kolejna ilustracja udowadniająca, jakim Sakamoto jest pięknym człowiekiem.
Sakamoto desu ga? #01 ma jedną wadę – koniec końców fabuła zdaje się nie zmierzać w określonym celu, więc ciężko powiedzieć, żeby czytelnik nie mógł się doczekać następnego tomu. To raczej zbiór gagów, które bawią, lecz mogą się szybko przejeść. Warto jednak poznać Sakamoto i zdecydować, czy jest on na tyle interesującą postacią, że zasługuje na zakupienie wszystkich tomików z jego rewelacyjną osobą. A kto chce, może jeszcze obejrzeć 12-odcinkowy serial anime, będący adaptacją mangi.