Wybierając się na seans Wiener-Dog nie miałam żadnych oczekiwań. Todd Solondz był dla mnie wielką niewiadomą – nie byłam zaznajomiona z jego twórczością. Nic więc dziwnego, że w miarę trwania filmu byłam coraz bardziej zdumiona, tym co ten reżyser wyprawia na ekranie. Całe szczęście, były to same dobre rzeczy. Z sali kinowej wyszłam z mocnym postanowieniem poprawy – filmografia Todda Solondza jest obowiązkowo do nadrobienia. ‍Wiener-Dog składa się z kilku epizodów, różnych historii różnych ludzi, które łączy tytułowy czworonóg. Każda z opowieści w brutalnie szczery, pozbawiony zahamowań, a jednocześnie w rozbrajająco zabawny sposób mówi o kondycji współczesnego człowieka. Bohaterowie Solondza to przedstawiciele amerykańskiego społeczeństwa klasy średniej – nieszczęśliwe małżeństwo żyjące na przedmieściach, naiwna pani weterynarz, sfrustrowany profesor czy umierającą staruszka. Ich historie są uniwersalne i należy na nie patrzeć w szerszym kontekście, bo Solondz mówi o nas wszystkich i robi to w sposób niezwykle celny. Nikt nie zostaje oszczędzony, a reżyser nie zamierza ubarwiać czy dodawać otuchy. Jego film nie jest kojący – przeciwnie – odbiera nadzieję, piętnuje głupotę, wyśmiewa nawyki, kpi z ambicji i sarkastycznie podchodzi do wszystkich, wydawałoby się, najważniejszych spraw. Od odbiorcy wymaga dystansu i odwagi, bo można przejrzeć się w nim, jak w lustrze. Solondz nie wierzy w społeczeństwo i w Jamniku daje upust swojej złości, irytacji i bezsilności. Mimo że film jest bardzo zabawny, do tego stopnia, że można się uśmiać do łez, to nie ma wątpliwości, że jest on przede wszystkim niewiarygodnie smutny, momentami wręcz przerażający. Niejednokrotnie przychodzi do głowy pytanie – czy naprawdę w takim okropnym świecie żyjemy? Czy naprawdę nadal chcemy w nim żyć? Czy możemy cokolwiek zmienić? I najważniejsze – jak wyrwać z tego marazmu? ‌Wiener-Dog stworzony został po to, by nami wstrząsnąć, pokazać do jakiego stanu się doprowadziliśmy i zaalarmować, że pora się opamiętać. To już ostatni dzwonek, bo za chwilę będzie za późno. W filmie Solondza wiele jest symbolicznych kadrów i choć na pierwszy rzut oka mogą wydawać się zupełnie oderwane do rzeczywistości, to ostatecznie trafiają w sedno. Gdy na świat popatrzymy bez filtrów z Instagrama, czasem rzeczywiście jedyne co widać, to efekty niekontrolowanego rozwolnienia.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj