Dużo zasługa w tym postaci pierwszoplanowych. W końcu widać, że aktorzy nie tylko dobrze się zgrali ze swoimi bohaterami, ale cała dynamika grupy stanowi przyjemne widowisko. Prawie wszystkie relacje pomiędzy bohaterami są wystarczająco wiarygodne, by utrzymać zainteresowanie widzów. Są one budowane na bazie lojalności, partnerstwa i przyjaźni. Zwłaszcza to ostatnie słowo jest silnie podkreślane w tych dwóch odcinkach. Z łatwością można zobaczyć, kto z kim się trzyma: Maia i Andy, Jack z Deanem, a na koniec do tej trójki dołącza się Ben. Nieco bardziej z boku stoją też Travis i Victoria, zwłaszcza że ta dwójka jest bardzo nabuzowana emocjami, szczególnie po finale poprzedniego sezonu. Najwięcej uwagi jest poświęcone jest jednak Mai i Andy. Na gruncie czysto zawodowym widać pomiędzy bohaterkami małe zgrzyty. Maia stara się o awans, co staje się konkurencją dla Andy. Ten konflikt trwa już chwilę, ale wydaje się że twórcy nie posuną się, by przełożyć pracę pond osobista relację pań. W takiej formie ten wątek ma wystarczająco dużo energii, by urozmaicić obyczajową część serialu. Panie ścierają się, by zaraz potem, mimo wszystko, dogadać się bez większych problemów. Miła odmiana, bo standardowych niedopowiedzeniach i krzykach, które zazwyczaj serwuje nam telewizja. Jeśli pozostanie tak do końca serialu, to Station 19 będzie mogła poszczycić się naprawdę interesującą wizją przyjaźni między kobietami. A to się chwali. Na korzyść serialu bardzo dobrze działają też postacie, które niedawno dołączyły do zespołu. Nowy nabytek tego sezonu, Robert Sullivan, w dalszym ciągu rysowany jest jako wróg publiczny całej jednostki. Nie jest to nowy motyw, ale sprawdza wystarczająco dobrze. Nieco gorzej wypada jego historia zaprezentowana we flashbackach, która daje bardzo przewidywalny obraz jego osoby. Szybko wyjaśnia dlaczego Sullivan jest takim gburem. Jego żona zginęła w wypadku samochodowym i on, jako strażak na służbie, nie potrafił jej uratować. Pomysł sam w sobie taki zły nie jest, ale przemiana z brawurowego śmieszka w obowiązkowego pedanta nie wygląda aż tak wiarygodnie. Relacja Ripleya z Victorią jest zdecydowanie najlepszym, romansowym przerywnikiem tego sezonu. Po przemaglowaniu trójkąta miłosnego z Andy, Ryanem i Jackiem, ten związek wydaje się być lekki i zabawny. Co prawda mamy tu niewielką różnicę wieku i statusu w hierarchii zawodowej, ale póki co ten wątek radzi sobie bardzo dobrze. Nieco więcej zastrzeżeń można mieć wobec wątku Ryana i jego ojca. Wydaje się być on po prostu nijaki. Zarówno Ryan jest bez ikry w tym sezonie, a postać jego ojca nie wnosi niczego więcej. Serial niewiele by stracił, gdyby pozbyto się tej części i poświęcono czas na inne elementy. Takie jak chociażby akcje ratownicze. A tych właśnie najbardziej brakuje. Oczywiście są pomniejsze wyjazdy czy to karetki czy całej ekipy, ale nie wykorzystują całego potencjału serialu. Część proceduralna przegrywa walkę o prym z bardzo rozwiniętą częścią obyczajową. I mimo że reakcje bohaterów są perełką tego sezonu, to jednak oczekuję trochę akcji od serialu ze strażakami w rolach głównych. Chcę poczuć tę adrenalinę i strach o moich ulubieńców. Chcę poczuć podziw dla ich pracy. A tego mi się skąpi. A szkoda, bo obyczajówek jest wiele, a Jednostka 19 porywa się na naprawdę ciężki temat. Tym bardziej, że w dalszym ciągu jest silne połączenie z serialem Chirurdzy. Tym razem za sprawą Bena Warrena i dr Mirandy Bailey. Ponownie pojawia się sytuacja, kiedy wątek rozpoczęty w Chirurgach ma swoje rozwiązanie w Jednostce 19. Tym razem mowa tutaj o kłopotach małżeńskich tej dwójki. W Chirurgach zaczęto sugerować, że dr Bailey musi coś zmienić w swoim życiu, by obniżyć poziom stresu. I wielokrotnie sugerowano, że to właśnie strach o jej męża trzyma ją nieustannie w gotowości i napięciu. Z tego powodu dr Bailey zdecydowała się zrobić przerwę od małżeństwa, by odciąć ten czynnik stresogenny ze swojego życia. Czy jest to tym samym odcięcie się na dobre od swojego serialu-matki? Na pewno taka decyzja ma silny wpływ na zachowanie Bena, zwłaszcza, że do tej pory jego małżeństwo było spełnieniem wszystkich marzeń fanów obu seriali. Z pewną nostalgią oglądałam wspomnienia z ich związku, czyli sceny bezpośrednio wycięte z archiwum serialu Chirurdzy. Szkoda tylko, żeby obejrzeć takie zakończenie ich długiego stażu trzeba koniecznie oglądać obie produkcje. Czuję tutaj lekkie rozgoryczenie tym przymusem. Tradycją jest też, że serial lekką ręką traktuje czas w swoim własnym światku. Ważna rozmowa przenosi się z dnia na późny wieczór pomiędzy scenami, a okres piętnastu lat nie zmienia za bardzo wyglądu bohaterów. I takie rzeczy pojawiają się nagminnie, jakby albo brakło pieniędzy na dopilnowanie takich szczegółów, albo twórcy po prostu nie doceniają swoich widzów. A szkoda, bo w scenach akcji serial potrafi zyskać sympatię widzów. Jednostka 19, mimo swoich stałych słabostek, z każdym kolejnym odcinkiem nabiera więcej pewności siebie i ogląda się ją z coraz większą przyjemnością. Bardzo podoba mi się poczucie humoru, które bazując na sarkazmie, dobrze komponuje się z ogólna atmosferą serialu. I na koniec najważniejszy plus - twórcy w końcu pozwolili się wyluzować Andy Herrerze. Co prawda jej postać dalej od czasu do czasu musi pokrzyczeć tu, to tam, jakby jej kwalifikacje nie objawiały się za pomocą jej wiedzy, ale jest tego zdecydowanie mniej. Dzięki temu jej postać wydaje się być od razu sympatyczniejsza. Tym samym cały serial staje się bardziej wyluzowany i po prostu mniej sztuczny.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj