Od razu można powiedzieć: i tak, i nie. To co wyszło, to przede wszystkim wyjazdy do akcji ratowniczych. Jeszcze nie tak dawno narzekałam, że jest za mało strażaków w serialu o strażakach. Tym razem jednak dostajemy sporo fabularnego “mięska”, które może spodobać się zwłaszcza tym, którzy czekają na soczyste akcje. Główni bohaterowie rozdzielają swoje siły, dzięki czemu akcja dzieli się na trzy główne wątki. Zacznijmy od tego najbardziej poprawnego, choć niestety nie aż tak interesującego, czyli od postaci Gibsona. Ponieważ ktoś musiał zostać w remizie, to tym razem padło na Jacka. I ku mojemu rozczarowaniu, cały jego wątek opierał się na jego zdrowiu psychicznym i silnych objawach stresu pourazowego. Pod względem czysto moralizatorskim jest to ważny element serialu. Pokazuje widzom, że zawód strażaka nie jest lekką pracą, która kończy się wraz ze zmianą dyżuru. Uświadamia, że pewne traumy wynikające z ekstremalnych doświadczeń pozostają ze strażakami na dłużej. Na tym poziomie ten wątek jest bardzo w porządku. Nieco gorzej jest, jeśli idzie o sympatię wobec Jacka, ponieważ sposób w jaki nie radzi sobie ze swoimi emocjami i problemami działa na niekorzyść jego postaci. Jest tak nieznośny, że ciężko jest nie tylko go lubić, ale nawet mu współczuć czy starać się zrozumieć sytuację w jakiej się znalazł. Jego wątek wydaje się być źle rozpisany i zamiast zagłębić widza w ten skomplikowany temat, to pokazuje nam kilka okrojonych i bardzo skrajnych scen z jego udziałem. I mimo całego zrozumienia dla potrzeby, aby ten wątek istniał, to jednak mam wrażenie, że mogło być zdecydowanie lepiej. Inne wątki na szczęście ogląda się przyjemnie, mimo że są schematyczne i nie wykraczają poza pewne sztywne ramy serialowych możliwości. Herrera i Sullivan wyruszają we dwójkę jako ratownicy medyczni do wypadku samochodowego, w którym sprawca uciekł z miejsca wypadku. Oczywiście jest to dokładnie to samo miejsce, w którym tragicznie zmarła żona Sullivana. Ten prosty zabieg fabularny pozwala nawiązać swoim bohaterom nieco bardziej osobiste relacje. Zaczynają budować zespół, co na pewno przyniesie korzyści w kolejnych odcinkach. Sam przypadek poszkodowanej nie jest aż tak ciężki, ale bez odpowiedniej opieki medycznej może ona umrzeć. Jest to wystarczające zagrożenie, by ten wątek utrzymał uwagę widzów i zaangażował ich emocjonalnie. Co więcej, dość wizualne sceny rozcinania nogi mogą wprawić tych wrażliwszych widzów w pewien dyskomfort, ale według mnie dodało to jedynie wiarygodności i pewnej powagi dla całej sytuacji. W międzyczasie większa część załogi została wysłana do mężczyzny, który ukrywając się w samochodzie przed rodziną, doświadczył zawalania się wiaty garażowej. Tutaj z kolei swoje pięć minut dostała Maya, której awans czai się tuż za rogiem. Maya poradziła sobie bezbłędnie i co ciekawe, jest kreowana zupełnie inaczej niż jej przyjaciółka Andy Herrera. Andy rzuca się zawsze kłody pod nogi i musi walczyć o każdą decyzję. Maya natomiast przeprowadza akcję od początku do końca, wykazując się opanowaniem i kreatywnością. Akcja ratunkowa łączyła w sobie elementy humorystyczne (rodzina poszkodowanego), jak i pewną złośliwość rzeczy martwych, a także naiwne bohaterstwo strażaków. Tym razem to Warren postanowił pobawić się w bohatera i skoczył w ogień nie będąc do końca zabezpieczonym. Biorąc pod uwagę jego tendencję do podejmowania ryzyka to i tak trzeba było długo czekać na taki wyskok z jego strony. I mimo tej pretensjonalności, to jednak takie zachowanie jest jak najbardziej zgodne z jego dotychczasowym charakterem. Okazuje się jednak, że tych kilka chwil suspensu, w których nie wiemy, czy Warren wyjdzie z budynku, czy utknie w płomieniach, to był zwykły straszak ze strony twórców, bo tym razem nic jednak złego się nie stało. A przynajmniej nie jemu. Pojawia się tutaj wspomniany wcześniej pewien schematyzm i dotyczy on samego zakończenia odcinka. Po ekscytujących wydarzeniach, po całym zamieszaniu z huraganem, a przede wszystkim szczęśliwym zakończeniu niebezpiecznej akcji Warrena, dostajemy coś bardzo popularnego w historii telewizji. Herrery i Sullivana mieli wypadek w drodze do szpitala i karetka, którą jechali spadła ze skarpy. Nikt nie wie, gdzie są, minęło właściwie sporo czasu od wypadku, nim członkowie załogi zorientowali się, że ta dwójka jeszcze nie wróciła. Bardziej podręcznikowego zawieszenia akcji nie można chyba sobie wyobrazić. Gdzieś tam w tle przewija się jeszcze wątek Ryana i jego ojca, który dostał oficjalny nakaz aresztowania. Niestety, dylemat Ryana, czy aresztować własnego rodzica, czy pozwolić mu uciec, nie jest za specjalnie interesujący. Ani ziębi, ani grzeje. Podobnie bardzo nijako wypada też postać Deana, który tylko pojawia się od czasu do czasu i narzeka na ludzi kręcących się po jego łodzi. Bywa to zabawne przy pierwszych dwóch razach, potem jednak jego sarkazm działa raczej na nerwy niż rozśmiesza. A skoro jesteśmy już przy części negatywnej odcinka, to dodam tylko jeszcze, że zarówno Jednostka 19 jak i Chirurdzy pokazały tę samą scenę pomiędzy dr Bailey a Warrenem. Zastanawiam się, czy ma to sugerować jedność czasu obu seriali, czy chodzi może o obcięcie kosztów, a może ma być to ukłon w stronę fanów obu produkcji. Jakakolwiek nie stałaby za tym przyczyna, ja po prostu mam mieszane uczucia w tej sprawie. Mimo wszystko jednak, odcinek z huraganem w tle oglądało się przyjemnie. Jest poprawny i dostarcza sporo akcji, co po poprzednich, bardzo obyczajowych odcinkach, stanowi miłe zwrócenie uwagi na zawód, jakim jest strażak.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj