Odpowiedź na to pytanie jest mieszana, tak samo jak sam odcinek. Zdecydowanie widać, że dzieli się na dwie części, w których dominuje odmienna dynamika i tempo wydarzeń. Akcja premierowego odcinka rozgrywa się dokładnie w tym samym miejscu, w którym zostawiliśmy poprzednio bohaterów. Herrera i Sullivan utknęli w poobijanej od wypadku karetce, a reszta ekipy utkwiła bez łączności w jednostce. Dookoła szaleje silny orkan, który uniemożliwia podjęcie jakichkolwiek działań. Nikt nie wie, w jakim położeniu znajduje się karetka, ani tym bardziej, że Herrera potrzebuje natychmiastowej pomocy. Sytuacja w kratce ma swój własny bieg wydarzeń. Okazuje się, że tylko Andy jest w miarę mobilna i to na jej barki spada opieka nad pacjentką, sparaliżowanym Sullivanem, a także próbą nawiązania jakiejkolwiek łączności. Trochę dużo, jak na jedną osobę. Po raz kolejny postać Andy kreowana jest na superbohaterkę, od której zależą losy świata, nawet jeśli ten świat zamyka się małym samochodzie. Nie jest to wątek idealny, widać że scenariusz poszedł wielokrotnie na skróty, a elementy suspensu nie są tutaj zbyt wyszukane. Tylko jedna raca jest zdatna do użytku, Andy podczas wspinaczki zjeżdża w dół, a Sullivan nie jest w stanie uratować pacjentki przez swój paraliż. Niby ma od tego zabić szybciej serducho, ale jest to tak trochę zbyt topornie skrojone, by przeszło bez większego narzekania. Niekwestionowaną odmianą jest na pewno fakt, że pacjentka zmarła, co rzadko zdarza się w tym serialu. Będzie miało to zapewne wpływ na późniejszy stan emocjonalny Andy. Z kolei w remizie wątki są raczej przegadane. Ryan ze swoim ojcem wchodzą w bardzo sentymentalne nuty i w gruncie rzeczy nie wnoszą nic interesującego do całości. Z kolei obecność Pruitta Herrery w jednostce wnosi trochę rygoru i charyzmy, co zdecydowanie podkręca atmosferę w remizie. Mam wrażenie, że cała grupa odżywa i wygląda bardziej jak jedna, dobrze funkcjonująca całość, a nie skonfliktowani między sobą bohaterowie. Tutaj też mamy do czynienia głównie z różnorodnymi dialogami pomiędzy bohaterami, ale bywają one wystarczające interesujące. To, co najbardziej gryzie mi się w tym odcinku jest wątek Jacka Gibsona, który został rozwiązany bez zaznaczonego punktu kulminacyjnego. Poprzednio widzieliśmy go na krawędzi samokontroli. Teraz, po krótkiej i raczej dość słabo rozpisanej grupowej scenie, jego postać znika, bez większych konsekwencji dla fabuły odcinka. Trochę tak, jakby twórcy doszli do wniosku, że budowanie jego problemu dotyczącego stresu pourazowego jest bardziej interesujące, niż sam fakt, jak on sobie z tym może poradzić. To co również zostało rozwiązane poza ekranem, jest wątek Bena i jego żony Mirandy. Widzowie Chirurgów doskonale wiedzą, jak ich małżeństwo zostało uratowane, ale bez tej wiedzy, Station 19 nie dostarcza wystarczającego zamknięcia dla tego wątku. Wielokrotnie zaznaczałam, że aby zrozumieć Bena i jego motywacje, trzeba oglądać dwa seriale jednocześnie. Jako osobne produkcje, ten wątek posiada kilka dziwnych luk. O ile część odcinka z akcją, mimo swoich wad, była stosunkowo logiczna, o tyle nie spodziewałam się kilkumiesięcznego przeskoku akcji w dalszej części epizodu. Ewidentnie serial chciał zamknąć większość wątków, by móc rozpocząć sezon 2B w nowymi pomysłami i świeżym startem. Przeniesienie akcji kilka miesięcy do przodu sprawia, że dużo rzeczy dzieje się poza spojrzeniem widzów, a spotykamy naszych bohaterów w innym miejscu ich życia. Andy ma lekką traumę, Jack chodzi na terapię, Ryan jest Ryanem, czyli nic za specjalnie nie robi, a Vic w dalszym ciągu romansuje z Ripley’em. Szczerze mówiąc czuję niedosyt, bo napięcie jakie zbudowano we mnie jako w widzu nie znalazło właściwego sposobu ujścia. To trochę jakby oferowano mi lizaka, ale ostatecznie dostałam pusty papierek. Niby coś mam, ale to nie jest to, czego oczekiwałam. I mimo, że odcinek rozpoczyna się od razu od akcji, to nie da się nie zauważyć, jak bardzo jest on pretensjonalny. Już pierwsze chwile wystarczą, by tak na dobrą sprawę przewidzieć jak potoczą się dalsze losy bohaterów. I o ile cały odcinek ogląda się z zainteresowaniem to jednak poczucie wtórności i tego rozczarowania drugą częścią pozostaje. A szkoda, bo serial miał kilka naprawdę dobrych momentów, nawet mimo tego, że to dopiero drugi sezon. Mam nadzieję, że nadchodzące wydarzenia będą bardziej wewnętrznie spójne, a scenarzyści wybiorą ambitniejszą drogę, niż rozgrywanie ważnych momentów akcji poza ekranem.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj