Bohaterką filmu Jestem REN jest Renata. Kobieta mieszka wraz ze swoim mężem i synem w domku za miastem. Pozornie cała rodzina prowadzi spokojne, sielankowe życie. Jednak to wszystko zmienia się pewnego wieczoru, gdy dochodzi do tajemniczego incydentu. Nie wiedząc, co robić, Renata i jej bliscy zgłaszają się na terapię rodzinną do położonego na odludziu ośrodka. W czasie jednej z sesji nieoczekiwanie okazuje się, że Renata... jest tak naprawdę robotem zakupionym przez jej męża, aby dbać o rodzinę. Ten film jest reklamowany jako thriller science fiction. I rzeczywiście w pierwszych minutach seansu można dostrzec ciekawy pomysł z tego gatunku, którego nie powstydziliby się twórcy serialu Czarne lustro. Wątek sztucznej inteligencji z problemami rodzinnymi mógł sprawić, że byłaby to naprawdę świetna historia. Niestety tak się nie stało. Potencjał tego dobrego pomysłu został zaprzepaszczony kilka minut po tym, jak reżyser zdecydował się nam go przedstawić. Z ciekawego zarysu opowieści w gatunku science fiction została tylko pewna narracyjna wydmuszka, która nie wzbudziła we mnie absolutnie żadnych emocji, a to już ogromny zarzut. Jednak kino powinno powodować jakieś przemyślenia u odbiorcy, wzruszać czy po prostu dawać radość z oglądania. Tutaj niestety w pewnym momencie seansu poczułem najzwyklejszą obojętność wobec tej produkcji, a tak nie powinno się zdarzyć. 
fot. Holly Pictures
+1 więcej
W pewnym momencie cała historia staje się bardzo przewidywalna, nawet finałowy twist fabularny, a następnie jeszcze kolejny twist na dobitkę nie były szokujące, jak to pewnie twórca miał w zamiarze. Cała narracja prowadzona jest miejscami łopatologicznie, tropy w opowieści są nam wręcz rzucane w twarz. Nie ma subtelności, wodzenia widza za nos. Jeśli nie można zrobić dobrego pod względem realizacyjnym i technicznym (czyli efektów specjalnych) thrillera sci fi, to historia musi się bronić i wciągnąć widza. Niestety tutaj tak się nie stało. To wszystko wygląda jak wysilona próba stworzenia ambitnego science fiction. Jednak na koniec dostaliśmy po prostu nieabsorbującą historię, w której postanowiono pojechać na samym pomyśle, bez odpowiedniego przefiltrowania go i zagłębienia się w temat.  Obsada stara się, jak może, wyciągnąć coś ze swoich postaci, jednak według mnie scenariusz za bardzo  nie pozwalał im wykrzesać interesującej nuty, która zatrzymałaby przy danym bohaterze na dłużej. Niestety wszystkie postacie, oprócz może głównej Renaty aka REN (choć ta kwestia również jest dyskusyjna), są pozbawione wielowymiarowości, bezbarwne i absolutnie do zapomnienia w kilka minut po zakończeniu produkcji. Być może próbowano zastosować tutaj pewien futurystyczny chłód i bezduszność. Jednak i nawet w taki sposób napisane postacie powinny mieć jakąś sferę w swoim charakterze, która zainteresowałaby widza, pozwoliła zastanowić się nad motywacjami danego bohatera i jego rozterkami. Tutaj to wszystko potraktowano po macoszemu i naprawdę męczyłem się przez zdecydowaną większość seansu. Jestem REN to film, który miał potencjał na coś naprawdę dobrego. Jednak został on bardzo szybko zaprzepaszczony. Dostaliśmy nudną historię, która siliła się na ambitne sci fi, ale koniec końców nic z tego nie wyszło. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj