Jeszcze przed Świętami według zapowiedzi miał wymykać się tradycyjnym schematom filmów świątecznych. Robi to tak spektakularnie... źle, że po seansie można jedynie zastanawiać się, czym ta produkcja tak naprawdę miała być. Czy to komedia romantyczna? Nie, bo relacja bohaterów nie ma w sobie w ogóle romansu, a humor wprowadzony na ekranie nie bawi za grosz. Dramat? Świąteczna historia o człowieczeństwie? Banał pogania banał, więc to nie działa też w takiej formie. Zasadniczo nie wiadomo, co twórcy chcieli tu osiągnąć, bo zaprezentowana historia nie niesie ze sobą ani jakiegoś morału, ani głębszego sensu, a jej prezencja pozostawia zbyt wiele do życzenia, aby mogła działać jako świąteczna opowieść. Zbyt wiele w tym chaosu, festiwalu nietrafionych pomysłów i braku doprecyzowania przygotowanej wizji. Punkt wyjścia dla fabuły ma potencjał: szef kurierki z zemsty miesza w jej paczkach, więc różne przesyłki docierają do złych adresatów. Tym samym rusza lawina wydarzeń, które mają w jakimś stopniu zmienić ich życie. Brzmi ciekawie, prawda? Na papierze jak najbardziej, gdy przychodzi do realizacji pomysłu, jest albo banalnie, albo głupio, albo trudno dostrzec w tym jakikolwiek sens czy zamysł. Każdy z zaprezentowanych wątków nie niesie ze sobą ani zapowiadanego świątecznego ciepła, ani nie pozwala wczuć się w historię i poczuć emocje. Po prostu mamy tutaj różne totalnie chybione pomysły, które w sposób chaotyczny są łączone w mało spójną całość. Najgorszy grzech filmu Jeszcze przed świętami to... absolutna nuda. W wyniku braku dobrej reżyserskiej ręki nic na ekranie się nie sprawdza, więc całość kompletnie nie jest w stanie zaangażować. Wszelkie próby zmiany tego procesu są nieudane. Najgorzej jednak wypada tutaj scenariusz, który poza aspektami stricte fabularnymi raczy nas absurdalnymi zachowaniami postaci i sytuacjami, które wydają się wręcz abstrakcyjnie niedorzeczne. Gorzej chyba tylko wypadają dialogi, które przez cały film pozostawiają z wrażeniem i pytaniem: czy scenarzyści naprawdę sądzą, że ktoś tak mówi? To, co pada z ust postaci, zbyt często brzmi jak puste frazesy pokryte lukrem w postaci mądrych słów (dialog o carte blanche na końcu rozkłada...). Przez to też Jeszcze przed świętami bawi niezamierzenie w momentach docelowo poważnych, gdy te wszystkie aspekty składają się na mało strawną całość, w której teoretycznie każdy element jest na swoim miejscu, a w praktyce żaden nie jest dopasowany. 
fot. Bartosz Mrozowski
Jednocześnie można pochwalić twórców za postawienie na mało znane twarze. Monika Frajczyk oraz Piotr Pacek w głównych rolach niewątpliwie się starają, ale niewiele mogą wyciągnąć ze scenariusza, który karygodnie buduje ich postacie oraz fatalnie kształtuje ich relację, z której nic nie wynika. Biorąc pod uwagę ich mało sensowne zachowania, dziwacznie przedstawione motywacje oraz kuriozalne wręcz decyzje, jakie podejmują, trudno aktorów pochwalić. Jednak Jeszcze przed świętami potrafi w kontekście obsady przypomnieć, że w Polsce nadal mamy problem zatrudnianiem do filmów dzieci, które ani nie potrafią grać, ani reżysersko nikt nie potrafi ich poprowadzić tak, by nie zalewało to widza falami sztuczności. Chłopak grający syna postaci Marysi staje się irytującym dodatkiem bez krzty naturalności oraz wiarygodności, czyli czegoś, co jest absolutną podstawą kreowania ekranowego bohatera. Jeszcze przed świętami to po prostu absurdalnie zły film. Pod praktycznie każdym względem produkcja Netflixa jest wadliwa, nieciekawa, nudna, tak sobie zagrana i nieprezentująca tego, co w filmach świątecznych szukamy. Nie ma tu ciepła i humoru, ale jest za to chaos, sztuczność i zbyt często po prostu brak sensu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj