Projekt Sandman Uniwersum powiększył się o kolejną serię i to z bohaterem, którego można uznać za ulubieńca komiksowych fanów. Jak sprawdza się John Constantine w świecie z wyobraźni Neila Gaimana?
W ostatnim kwartale 2021 roku wysypało Hellblazerem. Dostaliśmy zarówno klasykę w postaci kolejnego tomu ze znakomitym runem Jamiego Delano, jak i zupełnie nowe oblicze londyńskiego maga (wielu czytelników ono nie przekonało), za które odpowiedzialny był aktualny topowy scenarzysta Tom Taylor. Do tego zestawu Egmont dorzucił jeszcze pierwszy tom Hellblazera w ramach Sandman Uniwersum, któremu z pewnością bliżej jest do klasyki spod znaku Delano niż prześmiewczych wybryków Toma Taylora. Dlatego ci, którzy uważają nowy projekt ze świata Władcy Snów nie za niepotrzebne komiksowe wydarzenie, ale za fabuły lżejszego kalibru, przy lekturze Hellblazera mogą zmienić zdanie. Jest narracyjnie gęsto, momentami depresyjnie, choć początki tego runu jeszcze na to nie wskazują. Ważniejsze pytanie brzmi, czy ta nowa opowieść o Johnie Constantinie w ogóle pasuje do konceptu Sandman Uniwersum?
Polski fan przygód Constantine’a jest w o tyle niekomfortowej sytuacji, że nie za bardzo wie co działo się z tym bohaterem pod koniec długiego runu Vertigo i znacznie później, kiedy to londyński mag pojawiał się w komiksach choćby w ramach Nowego DC. Jego ostatnie przypadki to dla nas zatem duża niewiadoma, co zresztą dobrze oddaje pierwszy zeszyt z niniejszej opowieści, kiedy sam John nie za bardzo wie co się z nim dzieje, kiedy to wraca na ulice Londynu. Ów Londyn okazuje się miastem z przyszłości, w którym toczy się wielkie starcie między siłami dobra i zła i największym zaskoczeniem może być fakt, że na czele tych drugich stoi nie kto inny, tylko sam Timothy Hunter w swej dorosłej wersji, którego przygody również możemy czytać w ramach Sandman Uniwersum.
Timothy Hunter w Księgach magii to nadal młody czarodziej o fizys Harry’ego Pottera na początku swojej magicznej drogi i drugi zeszyt Hellblazera tak naprawdę okazuje się czternastym zeszytem Ksiąg Magii, w którym dostajemy crossover obu serii, a John za sprawą nieoczekiwanie pojawiającej się postaci w końcówce poprzedniego zeszytu wraca do teraźniejszości z zadaniem zlikwidowania młodego maga. Brzmi atrakcyjnie? Pewnie, że tak, choć tak naprawdę to, co najlepsze w nowym Hellblazerze i tak dostajemy po tej pierwszej historii z Hunterem.
Za scenariusz w całym zbiorze odpowiedzialny jest w przeważającej części Simon Spurrier, który pojawił się już jako twórca w Śnieniu, ale wyżyny swojego talentu pokazał (razem z rysownikiem Matiasem Bergarą) w serii fantasy Coda. Gdy czytamy napisane przez niego przygody Johna, dociera do nas świadomość, jak wiele z tej postaci znalazło się w cynicznym bardzie z tejże serii. Jak na nieco lżejsze w tonie opowieści z Uniwersum Sandmana, Hellblazer okazuje się z pewnością najmroczniejszą historią, z wyraźnymi wpływami wcześniejszych twórców (Delano, Ennisa, Azzarello i innych), z odniesieniami do angielskiej kultury ( świetny pomysł z wrzuceniem do fabuły Williama Blake'a), z nową fascynującą kobiecą postacią (stojąca na bramce w pubie Nat), po prostu z tym wszystkim, za co pokochaliśmy Johna Constantine’a.
Znalazło się tu nawet miejsce na osobną historię lżejszego kalibru, bo przecież Constantine miał to swoje specyficzne poczucie humoru i dzięki temu dostajemy zabawną opowiastkę Z powrotem w formie z karykaturalnymi rysunkami Matiasa Bergary. Jednak już w finale zostajemy sprowadzeni na ziemię w krótkiej, ale niezwykle mocnej i sugestywnej Ciszy i to już jest ten klasyczny Hellblazer w całej swej okazałości. Za Ciszę i większość opowieści w tym tomie odpowiada w warstwie graficznej Aaron Campbell (znamy go choćby z komiksu Infidel), który do poetyki horroru pasuje jak mało który rysownik.
Z jego perspektywy Londyn jest szary i brudny, twarze bohaterów poorane, zewsząd zagląda poszarpana ciemność, a demony i duchy są autentycznie przerażające z wyglądu. To w równym stopniu jego album co Spurriera i ta współpraca artystyczna okazała się prawdziwym strzałem w dziesiątkę. W efekcie Hellblazer w ramach Sandman Uniwersum jest jak dotąd najlepszą serią tego projektu, a przy tym chyba najbardziej odległą od jego ogólnego konceptu. Oprócz związków z Księgami Magii ma bardzo mało wspólnego ze światem wymyślonym przez Neila Gaimana, nie widać tu żadnych odniesień do Krainy Snów i intrygi ze zniknięciem Sandmana, jakby przygody Johna doczepiono tu trochę na siłę. I cóż, tak właśnie jest, co wcale nie przeszkadza w cieszeniu się lekturą tego zbioru. Takie komiksowe niespodzianki są jak najbardziej wskazane.