Joker to film, wokół którego narosły ogromne oczekiwania. Po festiwalu w Wenecji i głównej nagrodzie dla najlepszego filmu, nadal mało kto wierzył, że to na serio, bo na pewno przesadzają. Czy to możliwe, że Todd Phillips, reżyser serii Kac Vegas zrobił film wybitny? Oj, tak! Phillips wielu zaskoczy, jak pewną ręką opowiada trudną, wymagającą i szalenie ambitną historię. Jak doskonale opiera ją na niuansach, idealnym wyczuciu czasu (zwłaszcza w budowaniu napięcia, atmosfery grozy podkreślanej muzyką), prowadzeniem aktorów i trzymaniem się formy nawiązującej do kina z lat 70. Podobnie jak Adam McKay przechodzi od często krytykowanych komedii, na które nie jeden patrzy z politowaniem, do kina artystycznego na poziomie rzadko spotykanym w największych produkcjach. Joker jest rzeczą niezwykle specyficzną, bo choć nie jest to efekciarska superprodukcja, jego oparcie na komiksach i umiarkowane koszty dają realizacyjny majstersztyk wyciągający go na wyższy poziom. Reżyserzy tworzący filmy artystyczne, nawet te najlepsze, nie raz cierpią przez brak pieniędzy, by zobrazować swoje pomysły, a Phillips ma doskonale pojęcie, co chce pokazać i jak chce to zrobić, aby nie było to proste, ani jednoznaczne. Chce aby opowieść o komiksowym księciu zbrodni stała się dziwacznym kuriozum, ponieważ jednocześnie go kochamy, nienawidzimy i się go boimy, ale tym samym by była przerażająco osadzona w wiarygodnej rzeczywistości, która mogłaby być prawdziwa. Phillips w wielu momentach udowadnia, że jego kunszt realizatorski jest wielce niedoceniony, bo wykazuje się niezwykłym zmysłem estetyki, opiera się na subtelnościach kreacji postaci i wydarzeń oraz hipnotyzuje widza, jak najwięksi reżyserzy kina. Okazuje się on twórcą niezwykle świadomym, czującym kino w wyjątkowy sposób, który choć nawiązuje do klasyków z lat 70., nie pozwala, by to przytłoczyło jego opowieść. To tylko środek wykorzystywany do snucia opowieści. Dostajemy opowieść o człowieku i jego upadku, która jest pełna niejednoznaczności i pełnego pola do interpretacji. Arthur Fleck nie jest zwyczajnym komiksowym złoczyńcą. Po filmie można by się zastanowić, czy można go tak nazwać? Phillips nie chce wybielać okrutnych czynów, których się dopuszcza i nie robi z tej postaci kogoś, kim nie jest. Pokazuje raczej jednostkę w świecie pozbawionym empatii, który staje się ważnym i trafiającym w punkt komentarzem społecznym. Początkowo Arthur bynajmniej nie jest zły, bo jest to osoba z problemami, która chce dobrze, ale życie mu na to nie pozwala. Wzbudza nawet jakąś formę sympatii. Dlatego nie jest to taka typowa geneza Jokera, jakiej moglibyśmy oczekiwać, ponieważ do końca nie chodzi o to, jak on staje się tą postacią. To jest istotne i obecne, bo w końcu do tego to prowadzi, ale kluczowe jest pokazanie, jak okrutny świat do tego doprowadził. Jak życie zdławiło jakiekolwiek ludzkie odruchy Arthura Flecka, który choć chciał  dobrze, powoli zatraca się w bestialstwie rzeczywistości. Jego historia wzbudza wiele emocji, ale też zmusza widza do jej ciągłego analizowania, rozkładania na czynniki pierwsze. Wiemy, że Arthur jest chory, więc być może nie wszystko, co oglądamy jest rzeczywiste, może część to urojenia? Co jest prawdą, co jest kłamstwem? Co ostatecznie doprowadzi go do punktu wrzenia i narodzin Jokera? Reżyser genialnie stopniuje napięcie, tworzy coraz bardziej gęstą atmosferę i podświadomie wiemy, że jest on na granicy. Obserwowanie tej postaci i jej w jakimś stopniu poszukiwania samego siebie to coś fascynującego i zarazem przerażającego. Zwłaszcza, że Arthur wspomina o tym, jak nigdy w życiu nie był szczęśliwy. Gdy staje się Jokerem, wyzwala się od okowów oczekiwań, więzów i społecznych zasad, zaczyna się zmieniać i akceptować to, kim jest i jaki ma wpływ. Jedna ze scen nawet sugeruje, że dopiero bycie Jokerem daje mu jakieś abstrakcyjne poczucie szczęścia i spełnienia. Nie jest to gloryfikowane, bo Fleck popełnia straszliwe rzeczy w tym filmie, ale pozwala zrozumieć Jokera jako istotę ludzką wykraczającą poza ramy bycia po prostu złoczyńcą. Nikt nie pozostawia wątpliwości, że staje się on postacią okrutną, złą i wywołującą grozę, ale pozwala zrozumieć, dlaczego. Film nie pozostawia złudzeń: jest to kino komiksowe. Fabuła osadzona jest w Gotham, a kluczowe role odgrywa rodzina Wayne'ów, reżyser inspiruje się Zabójczym żartem a nawet pojawia się sam Bruce. Jednak nie to świadczy o jego komiksowości. Chodzi raczej o ten duch historii obrazkowych, który jest odczuwalny w prowadzonej opowieści czy własnie w samej postaci Jokera. Jego niejednoznaczność jest w ten aspekt perfekcyjnie wpisana, bo choć Phillips buduje postać na wskroś przerażająco realistyczną, nadal pozostaje z nami wrażenie, że to jest Joker, który ma to "coś", czego oczekujemy. Wprawne oko fanów dostrzeże nawet pewne niuanse w jego kreacji w jakimś stopniu odwołujące się lub oddające hołd poprzednikom, ale nie chodzi o kopiowanie czy brak oryginalności. Ten Joker jest świeży, prawdziwy i niepokojący. Kompletnie inny od na ekranowych poprzedników, ale zarazem czuć, że ma związek z komiksowym fundamentem. To nie jest jakiś facet, który przypadkiem nazywa się Joker. Nowa interpretacja, choć realistyczna, nie odcina się od DC Comics. Jest to dowód na to, jak tworzyć zupełnie inne typy kina w oparciu o komiksy bądź co bądź superbohaterskie.
fot. Warner Bros./Regal Cinemas
+12 więcej
Joaquin Phoenix zagrał w swojej karierze mnóstwo wielkich, wybitnych i niezapomnianych ról, ale... nigdy nie zagrał czegoś tak porażającego. Nie stworzył wcześniej kreacji tak wielowarstwowej, w której drobne zmiany w mimice, spojrzeniu czy cała jego budująca grozę fizyczność (aktor bardzo schudł do roli) wywoływałyby tak piorunujące wrażenie. Arthur Fleck w wykonaniu aktora nie jest postacią prostą, ani od razu zrozumiałą. Każdy aspekt jej budowy, rozwoju oraz poszczególne emocjonalne i pełne napięcia sceny zapadają w pamięć i mówią wprost: to rola, o jakiej będzie się mówić latami. Jego śmiech... ciarki na plecach z uwagi na brzmienie i kontekst gwarantowane. Phoenix robi podobne wrażenie do Heatha Ledgera, czyli obserwujemy aktora tak zagłębionego w swojej postaci, że jest wręcz na granicy zatracenia się w roli. Wówczas często się mówi, że po prostu staje się swoim bohaterem. Pod pewnym względem Phoenix dzięki kontekstowi fabularnemu nadaje temu większego i bardziej znaczącego wydźwięku, bo o wielu scenach nie będzie można długo zapomnieć. Zwłaszcza, że to nie jest prosty i łatwy w odbiorze film - są momenty okrutne, brutalnie realistyczne, które sprawiają wrażenie walenia obuchem widza w głowę. Niby spodziewane, bo czujemy, że to będzie mieć miejsce, ale działa to na wielu poziomach. Phillips wykorzystuje te momenty do doprowadzenia do narodzin Jokera. Są narzędziem, które uwiera, doskwiera i dziwnie zapada w pamieć, ale trudno powiedzieć tak naprawdę, dlaczego. By może to przez fabularne okoliczności i przyczyny tych scen? Działa to dziwnie, bo nawet jeśli przemoc na ekranie stała się dla Was obojętna, ta tutaj wpływa bardzo mocno. Wbrew pozorom scen przemocy jest niewiele, by mogły mieć większe znaczenie dla odbioru, ale niewątpliwie zostają z widzem na długo.

Joker - recenzja spoilerowa

Phillips chce opowiedzieć coś więcej poprzez historię Jokera. Pokazuje okrutny, pozbawiony człowieczeństwa świat, w którym śmierć bogatego człowieka łatwo zauważyć, a na biednego nikt nie spojrzy. W tym świecie, który na oko rozgrywa się mniej więcej na przełomie lat 70. i 80 (data nie jest podana w filmie) można dostrzec analogie do rzeczywistości oraz wiele warstw podatnych na interpretacje. Okazuje się bowiem, że cała fabuła obudowująca Jokera ma w sobie tyle niuansów, że można wyciągnąć z tego przynajmniej kilka różnych większych tematów. Wszystko jest zależne od indywidualnych doświadczeń i wrażliwości. Bynajmniej jednak Phillips w tworzeniu komentarza nie stara się moralizować i czegoś uczyć. Pokazuje różne strony medalu, klarownie mówiąc, co jest dobre, a co jest złe, ale... nic nie jest tak proste, ani czarno-białe. Ten aspekt Jokera to coś, co przy każdym kolejnym seansie będzie pozwalać odkrywać wiele ciekawych, ukrytych znaczeń, których ten film nie jest pozbawiony. Wydaje się, że film może zyskiwać, aczkolwiek kolejny seans nie powinien nastąpić od razu, bo jest to trudna, emocjonalna podróż, która wymaga wiele od widza. To nie jest lekka rozrywka pokroju przygód Avengers. Joker to kino wyjątkowe, które nie tylko spełnia oczekiwania. Wydaje się, że pod wieloma względami je przewyższa. Czuć w tym podążanie drogą wytyczoną przez film Logan: Wolverine, który był częściowo dramatem, częściowo kinem o superbohaterze, ale Todd Phillips idzie kilka kroków dalej. Świadomie tworzy historie inspirowaną komiksami, która nie odcina się od ich ducha, ale tworzy coś zupełnie innego, na swój sposób nowatorskiego. To dowód na to, że z komiksowymi postaciami można robić naprawdę wiele i wystarczy trochę odwagi. Todd Phillips pokazał, że wbrew opinii "reżysera od słabszych komedii" może zrobić coś wyjątkowego, co stanie się nie tylko jednym z najlepszych filmów roku, ale też najważniejszych. Rozrywka jednak to wymagająca i trudna, ale pozostawiająca satysfakcję, bo choć to dramat psychologiczny o upadku człowieka i człowieczeństwa, jest to zarazem historia Jokera, który po raz kolejny pokazuje, jakim jest fantastycznym materiałem dla aktora. Trzeba by do tego podejść z oczekiwaniami dobrego, mocnego kina artystycznego zaczerpniętego z komiksów, bo świadomość tego, co oglądamy jest ważna dla naszego własnego odbioru. Joker to jednak kawał tak wyjątkowego kina, że na pewno trafi w gust nie tylko wielbicieli postaci czy obrazkowych historii.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj