JSA. Złota Era to bez cienia wątpliwości jeden z najciekawszych komiksów, jakie w tym roku ukazały się na polskim rynku. Trudno go jednoznacznie zaklasyfikować; duchem najbliżej mu co prawda do Strażników legendarnego Alana Moore'a, ale w tej opowieści tło historyczno-polityczne i poziom metatekstowy rządzą się nieco innymi prawami, pozwalają czytelnikowi oddać się jeszcze refleksji nad komiksowym medium jako takim. Ta niecodzienna mieszanka jest efektem tytanicznej pracy, jaką wykonał scenarzysta James Robinson. W starannie przemyślany sposób pożenił on w swojej opowieści kilka perspektyw, próbując w dodatku tchnąć nowe życie w nieco już zapomniane postacie z panteonu herosów DC. Choć sama opowieść rozgrywa się w świecie alternatywnym, wielu odbiorców będzie mieć wrażenie, że mówi nam ona zaskakująco dużo nie tylko o całym współczesnym pejzażu superbohaterskim, ale i otaczającej nas rzeczywistości społeczno-politycznej. Ambicje twórcy zasługują na najwyższe słowa uznania – tak inteligentnie napisanych komiksów jest dziś stanowczo za mało.  Na pierwszy rzut oka świat przedstawiony przez Robinsona jest wiernym odbiciem realiów historycznych: w II wojnie światowej zwyciężyli alianci, Hiroszima i Nagasaki zostały zbombardowane, a Stany Zjednoczone urosły do rangi supermocarstwa. Sęk w tym, że jeden z fundamentalnych wątków tego okresu – trudno go nakreślić, nie odwołując się do spoilerów – przebiega inaczej, przynosząc nieoczekiwane skutki w USA. To m.in. pod jego wpływem amerykańskie społeczeństwo bez większego żalu żegna odchodzących w cień i próbujących odtąd wieść spokojne życie herosów, których miejsce zastępują zupełnie nowi. Wyróżnia się zwłaszcza jeden z nich, Dynaman, nawołujący do ujawnienia przez pozostałych mścicieli prawdziwej tożsamości i gotujący się do szeroko rozumianej bitwy z kolejnym wrogiem – komunistami. Tak, Stany Zjednoczone czują już coraz mocniej odciskające się na nich piętno ery makkartyzmu, a nowi obrońcy sprawiedliwości wchodzą w sojusz z politykami dążącymi do przeprowadzenia polowania na czarownice. Zamiary Dynamana są jednak na tyle groźne, że w tej ponurej rzeczywistości ktoś będzie musiał stawić mu czoło. Czy sprowadzone wyłącznie do miana legendy Amerykańskie Stowarzyszenie Sprawiedliwości zdoła raz jeszcze zewrzeć swoje szeregi? 
Źródło: Egmont
Robinson w pełni świadomie podąża szlakami wytyczonymi wcześniej przez Moore'a. Nawiązująca tytułem do pierwszego okresu komiksów superbohaterskich Złota Era jest więc komentarzem do faktycznych procesów politycznych i wydarzeń historycznych – piękniejszy niż kiedykolwiek wcześniej "amerykański sen" okazuje się iluzją, narzędziem w rękach destabilizujących funkcjonowanie społeczeństwa, a jednak posiadających wielką moc sprawczą jednostek. Kluczowa dla zrozumienia przeobrażeń w Stanach Zjednoczonych staje się również zmiana położenia samych herosów. Jeszcze przed chwilą Amerykanie widzieli w nich postacie niemalże mityczne; skoro zrodził się mit, przyszedł czas na jego dekonstrukcję. Scenarzysta Złotej Ery nie chce co prawda zrzucać pomników z cokołów, ale w niezwykle intrygujący sposób zaczyna je odbrązawiać. Członkowie Amerykańskiego Stowarzyszenia Sprawiedliwości – pierwsze wersje Flasha i Green Lanterna, Hourman, Hawkman, Starman czy Atom – to istoty zdolne do heroicznych czynów, lecz przy tym uderzająco niedoskonałe, pełne wad i niedociągnięć. "Ostatni marsz" tej grupy postaci sam w sobie jest problematyczny; jak uwierzyć w ideę, gdy pojawia się problem z wiarą w siebie samego? Równie magnetyczna jest przygotowana przez Paula Smitha oprawa wizualna. Podoba mi się przede wszystkim konsekwencja, z jaką stara się on oddać w kolejnych ilustracjach skomplikowanego ducha ery makkartyzmu. Niektóre rysunki są więc historycznym zapisem amerykańskiej potęgi, inne – intencjonalnie przerysowane – akcentują koszmar i poczucie atmosfery wszechobecnego zagrożenia, które towarzyszyło Amerykanom w latach 50. XX wieku.  W tych polityczno-historycznych rozważaniach Robinson i Smith zostawiają jednak pewne ślady współczesności, przybierające tu formę charakterystycznych dla dzisiejszych komiksów starć z prawdziwego zdarzenia i detektywistycznych tropów. To właśnie dzięki temu ich opowieść jest unikalną wizją Złotej Ery, z jednej strony opisującą tę ostatnią "od środka", z drugiej podsumowującą ją z perspektywy kilku dekad i umożliwiającą wgląd w psyche postaci, które ustawiały podwaliny pod utrwalanie się superbohaterskich wzorców i archetypów. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj