Szaleństwo? Niekoniecznie. Nie trzeba przecież wyjaśniać, dlaczego gry video z łatwością pochłaniają uwagę graczy. Nie inaczej jest w przypadku Spencera, nieśmiałego, cierpiącego na astmę chłopaka, który nie potrafi się odnaleźć w Nowym Jorku, gdzie stara się studiować i dorabiać. Po ostatniej niebezpiecznej przygodzie, jaką zafundowała Spencerowi i jego przyjaciołom przypadkowa rozgrywka w starą grę video o nazwie Jumanji, pozostała masa wspomnień. Nie są to jednak wspomnienia przywołujące uczucie lęku, zagrożenia czy szaleństwa. Nie, w Jumanji Spencer był prawdziwym twardzielem, nieustraszonym herosem, lejącym wrogów po gębach olbrzymem, zdobywcą serca ukochanej. W świecie rzeczywistym nie jest już tak kolorowo, a i ukochana Martha wydaje się świetnie się bawić z dala od Spencera. Ciężko nie chcieć wrócić do świata, w którym jesteśmy kimś nieprzeciętnym. Spencerowi udaje się więc odpalić roztrzaskaną konsolę i wrócić do gry. Dobrze jednak wiadomo, że Jumanji to nie grzybobranie, a walka na śmierć i życie, a właściwie trzy życia. Gdy więc przyjaciele zauważają nieobecność chłopaka w restauracji, w której mieli się z nim spotkać (tak się złożyło, że wszyscy odwiedzili rodzinne domy z okazji świąt), błyskawicznie rozwiązują nietrudną zagadkę zniknięcia i wyruszają mu na ratunek - tym razem ze wsparciem w postaci dziadka Spencera (energiczny Danny DeVito) i jego dawnego przyjaciela, Milo (Danny Glover). Próżno oczekiwać tu nadmiaru świeżości względem poprzedniej części serii: największym atutem filmu znów są aktorzy, gimnastykujący się, by zachowaniem odzwierciedlić zupełnie inne osobowości (Dwayne Johnson odgrywa drzemiącego w jego ciele staruszka, Jack Black - młodego osiłka, a w międzyczasie dochodzi do wielu innych, całkiem fajnych roszad na płaszczyźnie osobowość-ciało) - i znów jest to satysfakcjonujące, jakimś cudem nie nuży. Morał, według którego każdy pozornie doskonały ma swoje wady (i odwrotnie) nieco razi po oczach, można za to odnieść wrażenie, że myśl "czuj się dobrze we własnym ciele" wcale produkcji nie przyświeca. Ostatecznie największym kultem otaczane są postacie atrakcyjne i sprawne fizycznie, robiące jak najwięcej w najbardziej efektowny sposób. Zdolności nawigacji czy lingwistyki u pozostałych bywają przydatne, ale nikt nie zwraca na nie uwagi. Można rzec, że - jak w jedynce - całość ma nauczyć pięknych i popularnych pokory, a skrytych szaraków pewności siebie, chyba jednak nic z tego, skoro ostatecznie nawet filmowy Spencer wolał wrócić do swojej wirtualnej wersji. Ciekawie za to wybrzmiewa wprowadzenie do gry staruszków: pozwala im porozumieć się po dekadach konfliktu, docenić ostatnie lata, znów poczuć się sprawnymi, silnymi, przede wszystkim - działającymi. A jednak w przypadku najstarszego pokolenia powrót do rzeczywistości mógłby okazać się dużo bardziej gorzki, niż w przypadku tych, którzy dopiero rozwijają skrzydła. Zaskakująco smutny w wydźwięku (choć wydźwięk ten nie był raczej zamiarem twórców) okazał się zwłaszcza los postaci Donalda Glovera. Nie będę tu zanadto spoilerował, powiem tylko, że przyzwolenie na wieczną ucieczkę przed światem rzeczywistym wydobyło z trzewi nowego Jumanji interesujący dylemat moralny. A tak poza tym - akcja i rozrywka. Trochę śmiechu i fajnych aktorskich popisów sympatycznej ekipy. Co ciekawe, nie nudzi, choć przecież bywa wtórnie. Koniecznym jest jednak, by kolejnym razem (a taki, można zakładać, będzie) ugryziono temat z nieco innej strony. Patrząc na scenę wyświetloną w trakcie napisów końcowych - jest na to szansa.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj