W Jupiter’s Legacy Mark Millar prezentuje historię superbohaterską, ale ukazaną w krzywym zwierciadle. I robi to naprawdę nieźle.
W latach 30. ubiegłego wieku pewien człowiek otrzymał z niewiadomego źródła wizję tajemniczej wyspy, a jej odnalezienie miało przyczynić się do wyprowadzenia Stanów Zjednoczonych z kryzysu i skierowania świata na nowe tory. Wyruszył na jej poszukiwania z grupą przyjaciół.
Wyprawa zakończyła się powodzeniem, a jej uczestnicy zyskali nadprzyrodzone moce, długowieczność, niezwykłą inteligencję i odporność, zdolność latania i inne atrybuty, które doskonale znamy z komiksów superbohaterskich. W dodatku moce są dziedziczne, co zapoczątkowało dynastię osób obdarzonych mocami. I jak to w takich wypadkach bywa, czasem jabłko pada daleko od jabłoni, a i pozornie solidne drzewo może być spróchniałe w środku.
Główna część pierwszego tomu
Jupiter's Legacy, vol. 1 dzieje się mniej więcej współcześnie. Grupa starych superbohaterów, pierwotnych uczestników wyprawy, nadal walczy o dobro USA (a czasem, jak się wydaje, także całego świata). Tymczasem ich dzieci niezbyt sobie radzą ze swoim dziedzictwem, popadają w dekadencję, nie uznają wartości. Stają się więc łatwym obiektem do manipulacji ze strony tych, którzy w głębi duszy skrywają dawne urazy. To daje możliwość doprowadzenia do kolejnej zmiany w obliczu świata.
Mark Millar napisał interesującą i sprawnie rozegraną historię, która co prawda nie powala na kolana oryginalnością, ale potrafi zainteresować i zawiera kilka smaczków, które dobrze rozgrywają konwencję. Jego komiks to po części wariacja na temat znanego motywu z komiksów mówiącego, że wielka moc to wielka odpowiedzialność w połączeniu z innym dobrze znanym frazesem wskazującym, że im większa władza (moc), tym bardziej potrafi zdeprawować.
W scenariuszu umiejętnie zachowano balans pomiędzy wydarzeniami na wielką skalę, rozgrywce na samej górze superbohaterskiej wierchuszki, jak i skoncentrowaniu się na pojedynczych postaciach, ich motywacjach, obawach, a nawet sprawach nieco przyziemnych. Millar nie stroni od odrobiny patosu, ale stosuje go umiejętnie, w uzasadnionych momentach.
Dobrze wypadają także rysunki autorstwa
Frank Quitely , z nieco oszczędnymi tłami i uwypukleniem kluczowych postaci czy scen. Budują klimat i potrafią wzmocnić dialogi czy zwroty fabularne, nie stroniąc – gdy trzeba – od pewnej brutalności i dosłowności.
Pierwszy tom
Jupiter’s Legacy nakreślił ramy fabularne i zakończył się punktem kulminacyjnym, który zapowiada jeszcze większe emocje w kontynuacji. Ale nawet bez tej obietnicy czytelnicy otrzymali bardzo sprawnie napisaną historię, wykorzystującą co prawda schematy i motywy superbohaterskie, ale jednocześnie starająca się ukazać je w nieco skrzywionym zwierciadle.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h