"Justfied: Bez przebaczenia" nie zwalnia, cały czas narzucając mocne tempo – podobnie jak w sezonie czwartym, jeden odcinek to mniej więcej 24 godziny. Nie dzieje się może specjalnie dużo, ale kondensacja akcji z pewnością wychodzi na dobre serialowi. Zarówno Raylan, jak i Boyd są ciągle w ruchu, więc na nudę (wraz z widzami) z pewnością nie mogą narzekać. Co prawda trudno zrozumieć motywację tego drugiego – Crowder nigdy nie był lekkomyślny, rzadko zdarzało mu się wszystko zaryzykować. Tym razem Boyd za wszelką cenę stara się okraść Avery’ego Markhama, a sam pomysł szybkiego zdobycia pieniędzy i ucieczki z kraju zmienia się w kolejną maniakalną próbę zostania najlepszym biznesmenem w hrabstwie Harlan. Co ciekawe, analogicznie wygląda wątek Raylana Givensa. Główny bohater powtarza ciągle, że zamknięcie Boyda to ostatnia rzecz, jaką robi, po czym ma zamiar rzucić pracę i wyjechać na Florydę. Kluczowa w tej kwestii jest rozmowa z Artem w odcinku „Trash and the Snake”, w której były szef Raylana przypomina mu, że zamknięcie odwiecznego przeciwnika/przyjaciela głównego bohatera niekoniecznie zakończy wszystkie problemy. Nawiązanie do tytułowego węża może zapowiadać, że Raylan z całej potyczki niekoniecznie wyjdzie cało. Czyżby zapowiadało się fatalne zakończenie dla obu bohaterów? [video-browser playlist="658907" suggest=""] A widać, że lina wokół ich szyi cały czas się zacieśnia. Oczywiście w poważniejszej sytuacji jest Boyd – to on przecież zadziera z jednym z największych gangsterów, który chodził po hrabstwie Harlan, a ryzykuje na dodatek nie tylko swoim życiem, ale także Avy i reszty swoich współpracowników. Givens także próbuje Markhamowi zajść za skórę, przeszkadzając mu w wykupie ziem. Fantastyczna jest scena rozmowy tej dwójki, szczególnie że Timothy Olyphant (odgrywający główną rolę) wspominał, iż jego gra wzorowana jest na występach Sama Elliota, który jest przecież legendą westernów. Ich słowny, powolny pojedynek, w którym czuć to, co najlepsze w tamtejszym akcencie – mocny, głęboki głos połączony z przeciąganymi końcówkami – to naprawdę niesamowita scena! Taki przeciwnik nadaje zupełnie nowe tempo szóstemu sezonowi „Justified: Bez przebaczenia” – pomimo gęstej akcji i ograniczenia odcinka do jednego dnia jest ono w pewnym sensie powolne, jak słowa rzucane przez Avery’ego. Wynika to także ze sposobu działania gangstera. Do tej pory wszyscy antagoniści byli w pewnym sensie bojownikami, żołnierzami. Avery jest biznesmenem. Prawdopodobnie nie ma przy sobie rewolweru, ale wystarczy jego charyzma i wpływy. Przez to Raylan prawdopodobnie ani razu nie wyciągnął jeszcze pistoletu… To przecież zupełnie do niego nie pasuje! Nie ma więc strzelanin, pościgów, a spokojne śledztwo i podążanie za krokami Boyda i jego ekipy. Odrobinę cierpi na tym humor, czego nie mogę odżałować, a i scena z czwartego odcinka z udziałem Arta powoduje, że budzi się we mnie tęsknota za świetnymi scenami na komisariacie. Czytaj również: Walton Goggins w jednej z głównych ról w „Vice Principals” stacji HBO "Justified: Bez przebaczenia" na szczęście cały czas trzyma bardzo dobry poziom. To zasługa oczywiście świetnego Sama Elliota w roli Markhama, któremu wtóruje reszta wspaniałych postaci. Czekam na częstsze potyczki Boyda i Raylana, ale dopóki śledztwo jest na wczesnym etapie, wątpię, byśmy szybko je zobaczyli. Jednak w tym serialu (zwłaszcza że to ostatni sezon) może zdarzyć się dosłownie wszystko, więc równie dobrze piąty odcinek może rozpocząć nowy, jeszcze bardziej interesujący etap w ostatniej misji Raylana Givensa.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj