Kemping promowany był jako życiowa, pouczająca komedia. Niestety serial nie jest ani mądry, ani śmieszny. Dlaczego? Zapraszam do lektury.
Kemping to krótka, 25-minutowa forma komediowa. Opowiada o grupce znajomych, którzy spotykają się na łonie natury, aby odpocząć i zaczerpnąć nieco świeżego powietrza. W premierowym odcinku poznajemy poszczególne postacie oraz obserwujemy ich pierwsze chwile na tytułowym kempingu. Wszystko według zasad pilotażowego epizodu – tak abyśmy wczuli się w klimat i zaprzyjaźnili z estetyką, która będzie nam towarzyszyć przez kolejne ileś tam odsłon.
Omawiany odcinek serialu
Camping ma jeden zasadniczy problem, który sprawia, że trudno ocenić go pozytywnie. Otóż scenarzyści odpowiedzialni za należytą dawkę poczucia humoru nie stają na wysokości zadania. Wynikiem tego wykładają się zarówno aktorzy, jak i reżyser, który praktycznie nie ma na czym pracować. Cenieni artyści tacy jak
Jennifer Garner,
David Tennant czy
Juliette Lewis starają się, jak mogą, aby nadać wyraz swoim postaciom, ale jak mają to zrobić, jeśli kwestie poszczególnych bohaterów pozbawione są jakiegokolwiek ładunku komediowego? Jednym słowem – jest mocno nieśmiesznie. Twórcy starają się bawić poprawnością polityczną i momentami przekraczają granice dobrego smaku, ale nie da się oprzeć wrażeniu, że seans
Kempingu przypomina imprezę z namolnym gościem, który swoimi nieśmiesznymi i żenującymi żartami próbuje zdominować całą balangę.
Serial nie działa więc jako komedia. Czy w takim razie sprawdza się w konwencji obyczajowej, eksploatującej tematykę ludzkich zmartwień i utrapień? Tu jest nieco lepiej, jednak wciąż daleko do ideału. Bohaterowie przybywający na kemping mają swoje mniejsze lub większe problemy. Każdy z nich uwikłany jest w życiowe kłopoty. Znaczącą traumę przechodzi główna bohaterka Kathryn. Postać ta wydaje się charakterologicznie najciekawsza, choć na pierwszy rzut oka może nieco denerwować. Z drugiej strony jej manieryzmy i swoista nerwica natręctw wynika z czegoś głębszego, co z pewnością będzie eksploatowane w kolejnych odsłonach.
Niestety pozostałe postaci i ich bolączki nie są godne uwagi, ze względu na gigantyczną liczbę stereotypów i fabularnych schematów. Każdy z bohaterów prezentuje pewien typ osobowości, który widzieliśmy w kinie i telewizji już dziesiątki razy. Doskonałym przykładem jest tutaj Jandice grana przez Juliette Lewis – wyzwolona posthipiska zawstydzająca wszystkich wokół swoim stylem bycia. Korzystając z gatunkowych standardów, twórcy starają się przechodzić płynnie z wątków dramatycznych do komediowych, jednak w wielu miejscach wychodzi to dość koślawo i mało naturalnie. Z
Kempingu nie dowiemy się raczej niczego mądrego, choć nie ma co na tym etapie dyskwalifikować całego serialu, ponieważ omawiamy dopiero pierwszy odcinek. Nie da się jednak oprzeć wrażeniu, że problemy, które stara się eksploatować produkcja zamkną się w tak wyświechtanych życiowych mądrościach jak „carpe diem”, „all you need is love” czy „shit happens”.
Jak w tym wszystkim prezentują się aktorzy? Niestety nie mają wielkiego pola do manewru. Jennifer Garner szarżuje w swojej roli. Szkoda, że ze względu na koślawy scenariusz, jej postać jest bardzo przerysowana i karykaturalna. David Tennant to wielce utalentowany artysta, a w pierwszym odcinku Kempingu nawet przez moment nie daje próbki swoich aktorskich umiejętności. Jego bohatera mógłby zagrać jakiś mało znaczący
noname i wyszłoby mniej więcej tak samo. Juliette Lewis ponownie odgrywa postać, którą widzieliśmy w jej wykonaniu już wielokrotnie. To chyba jednak nie tyle problem serialu, co tej aktorki. Lewis nie potrafi wyjść z szufladki szalonych i nieco zdziecinniałych seksownych dziewczynek. Być może między innymi dlatego nie zrobiła wielkiej kariery w Hollywood.
Pierwszy odcinek
Kempingu nie spełnia swojego zadania. Nie zachęca do dalszego oglądania, nie wciąga w fabułę, nie intryguje postaciami. Doświadczenie podpowiada, że w przypadku bardzo słabego pierwszego odcinka, warto zawsze obejrzeć kolejną odsłonę, aby upewnić się, czy produkcja ma jeszcze szansę odbić się od dna. Niestety w przypadku
Kempingu, seans następnego epizodu może okazać się zbyt dużym wyzwaniem. Z drugiej jednak strony to tylko dwadzieścia pięć minut, więc kolejna recenzja już za tydzień.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h